Menu
książki / książki dla dzieci

Jak Zrzędus chciał zepsuć święta – książka z niesamowitym klimatem

Chyba już każdy z nas czuje, że zaraz wpadniemy w wir świątecznych przygotowań. Za chwilę zabierzemy się za pieczenie pierniczków, szukanie wyjątkowych prezentów dla naszych bliskich, dekorowanie domów. A gdyby tak ktoś nagle nam to zabrał? Ktoś chciał zniszczyć święta na całym świecie?

Od wydawnictwa Świetlik dostałam niedawno książkę Alexa Smitha pt. „Jak Zrzędus chciał zepsuć święta?”. Alexa Smitha na pewno kojarzycie. Tak to ten sam autor, który napisał takie hity jak „Winston wraca na święta” czy „Jak Winston uratował święta”.

Tym razem pan Smith przedstawia nam kolejną barwną postać, jaką jest Zrzędus.

Zrzędus to wielki, włochaty stwór. Ma długie ręce i krótkie nogi, sterczące uszy, spiczaste rogi i wielkie stopy, o które często się potyka, co bardzo go irytuje. Mieszka w małym, koślawym miasteczku, w małej, koślawej chatce otoczonej gęstym żywopłotem z solidną bramą. Na bramie jest tabliczka z napisem: „NIE WCHODZIĆ!” bez żadnego „proszę” na początku.

Nie lubi bycia zmęczonym głodnym, poranków, popołudni, wieczorów, szalików, czekolady, śpiewu, śmiechu, tańca, kotów, psów, ciasta, ciepłych kocyków, przyjemnych pogaduszek. A najbardziej nie lubi oczywiście

ŚWIĄT.

Są jednak trzy rzeczy, które Zrzędus lubi: brukselkę, swój sweter w brukselki i kijek, który jest jego codziennym towarzyszem i jedynym przyjacielem (jego największą zaletą jest to, że się nie odzywa). Cała historia rozpoczyna się właśnie wtedy, gdy Zrzędus wybiera się na zakupy po swoją ukochaną brukselkę. Niestety, na miejscu okazuje się, że cała została wyprzedana. A to już przelewa czarę goryczy.

Zrzędus obwinia o tę sytuację święta. Postanawia więc je zepsuć. Wyrusza zatem tam, gdzie wszystko się zaczyna – na Biegun Północny – do Świętego Mikołaja. Planuje uniemożliwić Mikołajowi wyruszenie w świat swoimi saniami z prezentami. Po drodze pojawiają się jednak pewne komplikacje.

Na swojej drodze Zrzędus spotyka przeróżne barwne postacie, które sprawiają, że zaczyna się czuć niekomfortowo. Za każdym razem, gdy ktoś okazuje mu życzliwość, nazywa przyjacielem, czuje łaskotanie pod sweterkiem w brukselki. Nigdy wcześniej nie doświadczał tego uczucia. Jest mu zupełnie obce. Pierwszy raz bawi się, śmieje, zauważa, że komuś na nim zależy, ktoś robi mu prezent, pierwszy raz on komuś bezinteresowanie pomaga.

Mimo że plan Zrzędusa z każdym dniem coraz bardziej się sypie i coraz mniej ma ochotę niszczyć Święta, to wciąż posuwa się do przodu, w kierunku Bieguna Północnego. Gdy dociera na miejsce okazuje się, że Świąt rzeczywiście nie będzie, ale nie za jego sprawą. Co zrobi Zrzędus? Czy zrealizuje swój plan? A może wręcz przeciwnie? Tego już Wam nie zdradzę. Koniecznie musicie przekonać się sami.

Zrzędus pojął, że przeżył całe swoje życie, będąc zrzędliwym marudnym i obrażonym. Ale też cały czas się bał. Zamiast jednak wyznać ludziom, że się boi, wszystkie te niepokoje i lęki zbierał w sobie, a one burzyły się i dudniły w jego wnętrzu, przez co złościł się na wszystko coraz bardziej i bardziej.

A to jeden z fragmentów, który najbardziej mnie poruszył. Zrzędus przyznaje się przed samym sobą, że jego zrzedzenie nie wynika z poczucia własnej wartości, że wcale nie czuje się lepszy od tych wszystkich, którzy celebrują święta. Wręcz przeciwnie. Co prawda chciałby, aby tak właśnie go postrzegano, ale naprawdę jego postawa wynika z lęków, ze strachu przed odrzuceniem.

„Jak Zrzędus chciał zepsuć święta” to niesamowicie ciepła i zabawna historia, która na pewno zostanie w Waszych sercach i ogrzeje je w ciemne, jesienne wieczory, sprawiając, że w Waszych domach już teraz zagości magia świąt.

Do kupienia tutaj – „Jak Zrzędus chciał zepsuć święta”


Wpis sponsorowany

O autorze

Cześć, jestem Wiola i jestem matką wariatką. Matką dwóch małych wariatów, autorką książki dla dzieci (od której dzieci nie uciekają), neurologopedą. Codziennie nadzoruję domowym cyrkiem, animuję rodzinną rzeczywistość, a w międzyczasie bloguję i próbuję się wyspać. Na blogu pokazuję, co warto kupić, gdzie warto wybrać się z dzieckiem (i bez dziecka). Czasem też trochę się wymądrzam. Rozgośćcie się. Kawy, herbaty, wina?

Brak komentarzy

    Napisz odpowiedź