Menu
lifestyle / matka

„Twoje dziecko umrze”

„Twoje dziecko umrze” –  trzy słowa, których nigdy nie powinien usłyszeć żaden rodzic. Słowa, które nawet nie powinny stać obok siebie. Zwrot, który nie powinien pojawić się w głowie żadnej matki, żadnego ojca.

Gdy w 29 tygodniu ciąży z odklejającym się łożyskiem wjeżdżałam na blok operacyjny, żeby ratować życie i Witka, i moje, od lekarza, od którego miało zależeć nasze być albo nie być, usłyszałam dwa słowa – „marne szanse”. To zwrot, który do końca życia już ze mną zostanie. Byłam przekonana, że to już koniec.

„Dziecko urodziło się w dobrym stanie” usłyszane od anestezjologa na sali wybudzeń na chwilę dało nadzieję, że będzie dobrze. Pierwsza wizyta na OION-ie, widok tych wszystkich kabli podłączonych do maleńkiego ciała mojego dziecka urodzonego prawie 3 miesiące za wcześnie i poważne miny lekarzy pytających o chrzest „w razie czego” szybko odebrały mi wiarę w to, że może być dobrze. W głowie wciąż kołatały myśli, których nie potrafiłam się pozbyć – „twoje dziecko umrze”, „twoje dziecko będzie chore”, „twoje dziecko nie będzie chodzić, mówić, widzieć słyszeć…”. Każdego dnia przeczesywałam informacje w internecie na temat wcześniaków, szukając nadziei. Każdy dzień był sinusoidą emocji. Codziennie drżałam słysząc dźwięk dzwonka telefonu, codziennie bałam się każdej rozmowy z lekarzem. Mogło wydarzyć się wszystko.

Teraz, gdy za 3 miesiące Witek skończy 3 lata i widzę, że jest radosnym, wygadanym (niekiedy bardziej niż rówieśnicy) trzylatkiem, idącym przez życie jak burza, dopiero teraz emocje opadają. Miał wiele szczęścia. My mieliśmy wiele szczęścia. Te doświadczenia nauczyły nas, że w każdej chwili nasze życie może wywrócić się do góry nogami. W jednej sekundzie możemy cieszyć się beztroskim rodzicielstwem, a w drugiej drżeć nie tylko o zdrowie, ale też i o życie dziecka.

W takiej sytuacji jest wielu rodziców dzieci zmagających się z nowotworem. Nasz strach o życie dziecka trwał kilka miesięcy, ich strach trwa latami. Na stronie fundacji Na Ratunek znajdziecie kilkadziesiąt historii dzieci. Historii, których boimy się w najgorszych koszmarach. Chciałam przestawić Wam jedną z nich, ale nie potrafiłam wybrać jednej. Przecież każde z tych dzieci potrzebuje pomocy w takim samym stopniu. Każde chce żyć.

Wszystkie te rodziny żyły normalnie, zupełnie jak Wy w tej chwili. Do czasu. Do tego dnia, który pragną wymazać z pamięci. Jednak pamięć o nim na pewno wraca. Doskonale wiem, że nie da się go wymazać. Wszystkie te historie łączy jedno – prośba o wsparcie. Teraz część z Was pomyśli „ale ja nie mam”, „ale odkładam na coś tam”. Rozumiem. Poczekajcie, nie uciekajcie z tego wpisu. Nie musicie wpłacać żadnych pieniędzy. Wystarczy, że rozliczając swój pit, zdecydujecie się przekazać 1% na fundację, podając numer KRS 00000 86 210. Na stronie naratunek.org możecie pobrać program, który Wam to ułatwi.

Jeżeli przekazujecie swój 1% na inny cel, będę bardzo wdzięczna, jeżeli mój apel nie zostawicie bez echa i udostępnicie go dalej.

Ju czas! by .

O autorze

Cześć, jestem Wiola i jestem matką wariatką. Matką dwóch małych wariatów, autorką książki dla dzieci (od której dzieci nie uciekają), neurologopedą. Codziennie nadzoruję domowym cyrkiem, animuję rodzinną rzeczywistość, a w międzyczasie bloguję i próbuję się wyspać. Na blogu pokazuję, co warto kupić, gdzie warto wybrać się z dzieckiem (i bez dziecka). Czasem też trochę się wymądrzam. Rozgośćcie się. Kawy, herbaty, wina?

Brak komentarzy

    Napisz odpowiedź