Przedwczoraj wybraliśmy się na wycieczkę.
Pod Gorzowem, niedaleko trasy Gdańsk-Gorzów znajduje się dosyć nietypowe miejsce – Karczma pod Łosiem, która zostałą „zrewolucjonizowana” przez Magde Gessler (odcinek o tej restauracji – TUTAJ) Mieści się ona na terenie Świata Roślin i Zwierząt. Pomyślałam – będzie fajnie, zjemy coś, potem Jaśko poogląda zwierzaki, a ja zerknę co tu można kupić do naszego ogrodu, który póki co jest jedną wielką piaskownicą. Odbiegając od tematu – jak znacie się na roślinach i możecie polecić coś, co samo rośnie, nie trzeba się tym zajmować i wygląda ładnie, to poproszę o propozycje. Moje umiejętności ogrodnicze ograniczają się do posiania rzeżuchy.
Ale wracając do wycieczki…
Zajechaliśmy na miejsce. Naszym oczom ukazała się szklarnio-restauacja. Tzn. restauracja w budynku, ktry wygląda jak szklarnia. Podobno jest to budynek hali czołgowej przywiezionej z gorzowskiego poligonu.
A zaraz przy wejściu znajdowała się pobita szyba. Zapaliła mi się czerwona lampka – to chyba nie jest miejsce przyjazne dzieciom.
Restauracja w środku wygląda dosyć dziwnie. Wielka hala, w której mnóstwo wszystkiego, a jednak ma się wrażenie, że jest zbyt pusto. Pełno motywów ludowych, drewnianych. Nie udało mi się sfotografować wnętrza, bo Jasiek nie potrafił usiedzieć na miejscu, a wokół pełno było niezabezpieczonych miejsc (zastawa ustawiona w komodzie na jego wysokości, schodki na scenę) i nie mogłam spuścić go z oka.
Czy było coś dla dzieci. Było całkiem ładne, drewniane krzesełko do karmienia, którego wadą było to, że od dołu była dosyć duża przerwa i Jaśko zjeżdżał w dół.
Czy coś jeszcze? Hm… Był stół, na którym były pieprznięte (wybaczcie wyrażenie, ale tak dokładnie to wyglądało) zabawki, z czego większość z nich była połamana.
No ale może nie są nastawienie na klienta z dzieckiem.
Wróćmy do naszego stołu.
Pan kelner (średnio przyjazny – nie przyniósł mi łyżeczki dla Jaśka, o którą poprosiłam) rozłożył sztućce bezpośrednio na obrusie, co wydało mi się niezbyt higieniczne. Chyba że po każdym gościu zabierają obrus do prania. W co wątpię.
Na przystawkę zamówiłam barszcz z kołdunami polecany przez Magdę Gessler. Nie wiem, czy tak miało być, ale był tak doprawiony, że nie czułam smaku barszczu. Jedyne co mi smakowało, to nadzienie kołdunów. Na drugie danie wzięłam filet w jakichś mandarynkach czy pomaańczach. Nie pamiętam. Wybierałam na szybko, bo Jaśko miał zły dzień. Czy mi smakowało? Bez szału. Drugi raz bym tego nie zamówiła. Najsmaczniejsza z tego wszystkiego była surówka. Jaśko też nie zjadł swojegu ryżu z warzywami. Najbardziej smakowała mu surówka z buraków z mojego talerza.
Po tym obiedzie nic nas już nie trzymało w restauracji, pan kelner, menu, wystrój i niezabezpieczone miejsca nie zachęcały nas pozostania w środku. Wyszliśmy na zewnątrz w poszukiwaniu zwierząt.
Nie znam się na hodowli zwierząt, na zapewnianiu im odpowiednich warunków bytowych. Zawsze jak widzę zwierzęta w klatce, to coś we mnie protestuje. Ale nie wypowiem się na ten temat. Może jest im tam dobrze.
Denerwowało mnie to, że klatki nie były podpisane. Rozróżniam kozę od osła, ale brakowało mi podpisów np. przy klatkach z ptakami.
Zagrody były źle zabezpieczone i mała kózka wyszła ze swojej zagrody, poszła do osłów, a potem wyszła na ścieżkę.
Na terenie ośrodka mieści się jeszcze coś, co nazywane jest Ogrodem doświadczeń i zmysłów. Znajdują się tam kalejdoskopy z zamontowanymi pod różnymi kątami zwierciadłami, żyroskopy, czy plansze z obrazami wywołującymi złudzenia optyczne.
I to tyle. Czy kiedyś tam wrócimy? Do restauracji na pewno nie. Żeby kupić jakąś roślinę do ogrodu albo pokazać Jaśkowi zwierzęta – być może.
A w drodze do domu zaczął padać deszcz. Jaśko założył kalosze i pobiegał trochę w deszczu.
Jaśko:
bluza – kukukid
spodnie – zezuzulla
trampki – converse
kalosze – cayole
11 komentarzy
Ktoś Na Przyczepkę http://www.
19 czerwca 2014 at 22:41hej Wiola, pierwszy raz u Ciebie jestem i już mnie zainspirowałaś 😉 Bardzo fajne kalosze, właśnie poszukuję żółtych dla Leonarda. Wygodne są?
Wiola
19 czerwca 2014 at 23:18Bardzo mi miło, że czymś Cię zainspirowałam. Kalosze bardzo fajne. Jaśko je lubił. Niestety, ja już mniej. Są raczej na szczupłą stópkę, a Dżonas ma wysokie podbicie i musiałam się siłować mocno, żeby udało mi się je założyć. Teraz zastanawiam się nad Bundgaardami.
Evelio
27 kwietnia 2014 at 00:01A to dobre. Byliśmy tam dzisiaj. Ale złapał nas deszcz, więc zdążyliśmy tylko nakarmić marchewką kozy. W restauracji było wesele, więc nie miałam okazji niczego spróbować…
Wiola
27 kwietnia 2014 at 14:53Hehe, no to widzę, że wszystkie gorzowskie blogerki wpadają na ten sam pomysł w podobnym czasie.
Listopadowa
26 kwietnia 2014 at 22:26Z Okolic Gorzowa jestes? Ja kiedys meiszkalam w Szczecinie:))) To calkiem niedaleko:)))
Wiola
27 kwietnia 2014 at 14:53Mieszkam między Gorzowem a Szczecinem właśnie.
Ewa
26 kwietnia 2014 at 20:19Bluza jet rewelacyjna. Gdzie i jak ją można kupić?
Wiola
26 kwietnia 2014 at 20:44Ewa, tutaj – http://www.kukukid.com/
Sklep jeszcze nie działa, ale możesz do nich napisać.
Mama M.
25 kwietnia 2014 at 20:15Za każdym razem jak słyszę o miejscu po rewolucjach nie słyszę nic dobrego u nas też jest taka restauracja dosłownie 10 minut na nogach tam mam i jakoś nie będę chyba próbować po tym co znajomi opowiadali 😀
ewa
25 kwietnia 2014 at 14:34Patrz jaki ten Gorzów mały . Ja właśnie tam dziś popołudniu wybieram się z Jerzem i moim menem na obiad. Kupiłam kupony na sweetdealu. Dzięki za wpis ostrzegający. Znam kierowniczkę tego lokalu. Może dać jej znać, by poprawili te niedociągnięcia, o których piszesz. Aha „look” Jasia jest superacki
Wiola
25 kwietnia 2014 at 14:55Ewa, smacznego. 🙂 Daj znać jak było.