Kto nas zna od dłuższego czasu, ten wie, że dbam o to, żeby dzieciaki miały stycznośc głównie z naturalnymi materiałami. Metki ubrań studiuję podobnie jak etykiety produktów spożywczych. To, że ubrania powinny być z naturalnych materiałów, to nic odkrywczego. Podobnie ma się również sprawa z pościelą. Gdy dzieci były małe, stawiałam na bambus, muślin. Od kilku miesięcy testujemy jednak coś, czego jeszcze u nas nie było – len.
Pierwszym królikiem doświadczalnym był Witek. Wzięłam mu lnianą, szarą pościel od nowej, polskiej marki (tworzonej przez pewną mamę – Biznes Mamę!) – Bebelin. Pościel wzięłam od razu z antyalergicznym wypełnieniem (brakowało mi kołdry i poduszki dla Witka). Pościel okazała się strzałem w dziesiątkę. Jest niezwykle miękka, a jednocześnie czuć, że jest też bardzo wytrzymała.
Kiedyś len kojarzył mi się z szorstkim, gniotącym się i niemiłym w dotyku materiałem. Nic bardziej mylnego. Co prawda lniana pościel się gniecie (uwielbiam wygniecioną pościel, a szczególnie wygnieciony len!), ale jest bardzo przyjemny w dotyku. Ponadto kupując pościel z lnu, można mieć pewność, że jest to rzecz na lata, ponieważ len jest jednym z najbardziej wytrzymałych materiałów. Rodziców alergików na pewno zainteresuje to, że len jest antyalergiczny (nie zwiera żadnego czynnika alergennego) i antybakteryjny (hamuje rozwój bakterii). Poza tym ma najlepszą chłonność ze wszystkich znanych, naturalnych włókien i jest niezwykle przewiewny (stwarza najlepszy mikroklimat dla skóry).
Gdy pościel sprawdziła się u Witka i zobaczyłam na stronie Bebelin nowy kolor – indygo (cudo!), już wiedziałam, że będzie nasza. Ta z kolei powędrowała do Jaśka. I prezentuje się pięknie. Czaję się teraz na kolejną – do naszej sypialni. 🙂
Markę Bebelin tworzy Ania (podpisująca się jako Anka :)) Bundz, która stworzyła ją od podstaw. Z miłości do dzieci i do tego, co naturalne.
A teraz poznajcie Bebelinową Ankę i jej historię.
Od zawsze chyba chciałam żyć i pracować na własnych zasadach. Mieć czas dla córki, nie pracować od 7 do 15. Ale generalnie zawsze brakowało mi odwagi, pewności siebie. To chyba taka cecha kobiet 😉
Odkąd miałam taką możliwość, gdy miało przyjść na świat jakieś maleństwo, czy to w rodzinie, czy u jakiejś koleżanki, zawsze szykowałam dla maluszka jakiś wyjątkowy prezent. Był to albo ręcznie robiony na drutach sweterek, szydełkowa czapeczka, albo kocyk z wyhaftowanym imieniem, czy inicjałami. Wszyscy mi wówczas mówili, że powinnam zająć się tym zawodowo, ale znów brakowało odwagi, a ciepła posadka na etacie zapewniała byt.
Dopiero, kiedy dowiedziałam się, że moja firma zostanie zlikwidowana, zaczęłam na poważnie szukać różnych rozwiązań. Założyłam bloga, gdzie chciałam pomagać rodzicom zdrowo, naturalnie żywić ich dzieci. Prowadzenie bloga, kontakt z rodzicami dał mi ogromną wiedzę na temat przeróżnych dolegliwości z jakimi w dzisiejszych czasach zmagają się dzieci. Dieta może zdziałać cuda, ale do pełnego zdrowia, zwłaszcza w przypadku AZS lub różnych alergii skórnych wciąż brakowało jeszcze jednego ogniwa.
Okazało się, że ma znaczenie również to, w co dzieci są ubierane, w czym śpią, czego dotykają. Tylko naturalne produkty, tkaniny nie powodowały uczuleń, podrażnień. Zaczęłam szukać informacji o lnie, bo w przeciwieństwie do bawełny, len nie jest tak intensywnie barwiony kilkoma różnymi barwnikami i stabilizatorami, jest antyalergiczny, przewiewny, całkowicie biodegradowalny, antybakteryjny i służy przez długie lata.
To był ten moment, gdy zdecydowałam się działać. Założyłam firmę. Koleżanka, tłumaczka języka francuskiego, wymyśliła nazwę, można rzec „łopatologiczną” bo to zbitek słów bébé – dziecko i lin – len. Druga koleżanka, graficzka, stworzyła logo. Stronę sklepu „postawiłam” sama. Tu przydało się blogerskie doświadczenie 🙂
Zamówiłam pierwsze tkaniny, które okazały się praktycznie niemożliwe do szycia. Szwalnia odmówiła mi szycia z zakupionego lnu, więc musiałam szukać innego. Ale wierzę, że jak ktoś czegoś bardzo chce, to świat mu pomaga. Wybrałam się bowiem wówczas na targi tekstylne do Warszawy i tam znalazłam polskiego producenta, z którym współpracuję cały czas, a tkanina jest bez zarzutu i na barwienia ma certyfikaty bezpieczeństwa. Potem musiałam niezwykle długo czekać na zdjęcia produktowe, jakimś cudem upchnąć 600 sztuk kartonów w domu oraz ponad setkę pościeli wraz z wypełnieniami. A jak już wszystko nareszcie było gotowe… nikt nie zamawiał. Promocja hulała, a zamówień brak. Wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrobiłam? Ale świadomość zainwestowanych pieniędzy, czasu i zaangażowania pomogła te wątpliwości przegnać i iść dalej naprzód.
Teraz jest już inaczej. Spokojniej. Pojawiają się zamówienia indywidualne z zagranicy, a dzięki współpracy z rodzicami pracuję nad nowymi produktami i udoskonalam te, które już są w sprzedaży.
Jeszcze długa i wyboista droga przede mną, bo firma jest na ryku zaledwie kilka miesięcy. Jeszcze mnóstwo pracy i zapewne jeszcze więcej trudności, ale wiem, że mój produkt może pomagać dzieciom, a także dorosłym, bo wprowadziłam również duże rozmiary do oferty sklepu, w leczeniu dolegliwości skórnych, w poprawie jakości snu, w byciu bliżej natury.
Jeśli jakaś mama, która ma pomysł na siebie, ale waha się podjąć ryzyko, czyta ten post – polecam spełnianie swoich marzeń 🙂
Często pytacie mnie o zniżkę do produktów, które polecam. Na stronie Bebelin możecie otrzymać 15% zniżki, podając adres mailowy.
Piękne pościele Bebelin znajdziecie tutaj – Bebelin
Warto też obserwować i profil na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Ania
17 maja 2018 at 20:17A już wiem ,ok?
Ania
17 maja 2018 at 18:55Witaj Matko Warjatko!
Czy można wiedzieć skąd ta piękna żółta skrzynia ??
Pozdrawiam
Wiola Wołoszyn
17 maja 2018 at 19:59Z Ikei. 🙂
Anka
17 maja 2018 at 08:06Bardzo dziękuję za ten wpis Wiolu. Mam nadzieję, że będziesz pisać jeszcze o nie jednej Biznes Mamie, bo w mamach siła!