Ciepły piasek pod stopami, szum fal, wiatr we włosach czy świeżość morskiej bryzy. Każdy z nas ma jakieś skojarzenia związane z morzem. A może by tak zamienić swój dom w morską krainę i wraz ze swym dzieckiem odkryć sekrety morza, a przy okazji wziąć udział w konkursie?
Nie wiem, czy wiecie, ale już 8 maja w kinach premierę będzie miała niezwykła bajka nominowana do Oscara – „Sekrety morza”.
Info od dystrybutora:
„Sekrety morza” to „przebój kinowy z duszą” – pisze „AL Times”, który „uwrażliwi dzieci na sztukę na całe życie” – dodaje „The Wall Street Journal”. To „najbardziej fascynujący wizualnie i olśniewający film roku” („The Dissolve”), w którym kryje się głęboka prawda o otaczającym nas świecie, nawet jeśli bohaterami są postaci rodem z celtyckich legend. Bohaterką filmu „Sekrety morza” jest dziewczynka o imieniu Sirsza, ma ona 6 lat i starszego brata Bena, który nie zawsze jest dla niej miły. Pewnego dnia dziewczynka odkryje, że pod wodą potrafi zamienić się w fokę. Czy uda jej się rozwiązać zagadkę sprzed lat, gdzie zniknęła ich mama? Niezwykła przygoda rodzeństwa zacznie się, gdy Sirsza zagra na muszli, z której muzyka poprowadzi ich do świata, o którym myśleli, że istnieje tylko w bajkach. Wtedy okaże się, że wszystko co słyszeli w legendach, jest prawdą…
„Wiele wskazuje na to, że nominowane do Oscara „Sekrety morza” otwierają nową kategorię – filmów terapeutycznych” – mówi psycholog dziecięca dr n. hum. Justyna Korzeniewska. Animacja, która wejdzie do kin już 8 maja, „to mądra bajka, którą powinni obejrzeć dorośli wraz z dziećmi. Pozycja wręcz obowiązkowa” – przekonuje.
Kadry z filmu można obejrzeć tutaj: https://pl.pinterest.com/vuemovie/sekrety-morza-song-of-the-sea/
Zwiastun znajdziecie tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=7Lj-vqlmiAY
Żeby wprowadzić Wasze maluchy w morskie klimaty przed projekcją filmu, mam dla kilka pomysłów na zabawy z dziećmi w wieku 2-5 lat. Ale nie zapomniałam też o młodszych i starszych. Na końcu wpisu przygotowałam dla nich małe bonusy oraz niespodziankę.
Zapraszam więc na morską wyprawę.
Ahoj!
Dokąd się wybieramy?
Potrzebujemy: Nagranie z dźwiękami morza. O, na przykład stąd:
Puszczamy dziecku dźwięki morza i pytamy, gdzie się wybieramy. Jasiek zapytany o to, co słyszy, odpowiedział „morskie opowieści”. 🙂
Ogrom mórz
Potrzebujemy: Mapę świata lub atlas.
Bierzemy mapę. Pokazujemy dziecku, jak wiele powierzchni naszej planety zajmuje woda (morza, oceany).
Poznajemy sekrety morza
Potrzebujemy: książki, w których znaleźć można zdjęcia lub ilustracje ze zwierzętami morskimi.
Oglądamy zwierzęta żyjące w morzu, mówimy dziecku jak się nazywają, czym się żywią, gdzie żyją, jakie są ich główne cechy. Same podstawowe informacje, które mogą zainteresować Waszych maluchów. Nie zanudzamy dziecka. Jeżeli nie będzie już chciało oglądać, nie zmuszamy. Ja skorzystałam z książek pt. 100 zwierzaków dla dzieciaków oraz Zoologia. Na pewno macie w domu jakieś opracowania, w których znajdą się morskie stworzenia.
Robimy swojego morskiego stwora
Potrzebujemy: Rolki po papierze toaletowym lub ręcznikach papierowych, wycinanki lub bibuły, klej, nożyczki, farby, kawałek białej kartki, pisak.
Rolki po papierze malujemy farbami (u nas pomalowane farbami do malowania palcami Djeco). Odkładamy rolki do wyschnięcia. Z wycinanek wycinamy długie paski i strzępimy je nożyczkami, żeby nasz stwór miał włosy (czy też inne odnóża). Przyklejamy je klejem wewnątrz rolki. Z białej kartki wycinamy kółka, przycinamy oczy naszemu stworowi, pisakiem rysujemy źrenice.
Idziemy nad morze
Potrzebujemy:Niewysokie miski, trochę piasku (można kupić w kwiaciarni), trochę kamyków mniejszych i większych (też do kupienia w kwiaciarni, ciepłą i zimną wodę.
Tworzymy ścieżkę sensoryczną złożoną z różnego rodzaju podłoża (piasek, woda zimna, kamienie, woda ciepła, żwirkowa podsypka do kwiatów). Opowiadamy dziecku, że nad morzem bywają plaże piaszczyste, kamieniste, żwirowe. Dziecko bada stopami różne podłoża.
Badacze morscy
Potrzebujemy: miski (u nas kuwety), żelowe kulki do kwiatów, łyżki, sitka, szklanki, chochelki, klocki, wyciskarka do czosnku, wszystko to, co może Wam się przydać w wodnych zabawach.
Bierzemy miski, wrzucamy do nich wszystko to, co może może być morskim stworem. Fajnym pomysłem jest też zrobienie konfetti z kolorowych papierków i zamrożenie ich w kostkach lodu, a potem wrzucenie tych zamrożonych kolorowych kostek do miski z wodą, w której bawi się dziecko. Dla zwiększenia walorów terapeutycznych, możemy zamiast wody, użyć hydrożelowych kulek do kwiatów. Dzieci mogą je segregować według kolorów, zgniatać, przekładać. Stymulujemy dzięki temu układ dotykowy, koncentrację uwagi, koordynację wzrokowo-ruchową, różne chwyty, a także możemy powtórzyć wiadomości na temat kształtów, kolorów, liczenia. Pod kulkami możemy też poukrywać nieduże przedmioty i nazwać je skarbami, które dziecko będzie miało odszukać.
Badacze morscy II
Potrzebujemy: karton, w którym możemy wyciąć otwory wielkości dziecięcych dłoni, przedmioty, które mogą kojarzyć się z morzem o różnych fakturach (muszelki gładkie, postrzępione, kamyki, kawałki miękkiej gąbki).
Wkładamy przedmioty do pudełka (u mnie akurat gotowe drewniane pudełko, ale karton na pewno wystarczy) i prosimy dziecko, aby wzięło do ręki jeden z nich (nie wyciągając go z pudełka) i opisało, jaki jest ten przedmiot (twardy, miękki, gładki, chropowaty, długi, krótki, lekki, ciężki, zimny itp.). Może też próbować odgadnąć, co to jest, ale nie musi. Możemy też poprosić, żeby dziecko sięgnęło po coś lewą lub prawą ręką, utrwalając tym samym orientację w schemacie ciała.
Morska piosenka
Potrzebujemy: firanki, prześcieradła, zraszacz do kwiatów, piosenka o morzu (żaden to Mozart, ale dzieciom w wieku przedszkolnym powinna się spodobać):
Na koniec morska piosenka. Bierzemy żagle (prześcieradła, firany) i tańczymy z nimi. Zraszaczem do kwiatów możemy psikać na dziecko, udając morską bryzę. Oczywiście dziecko może psikać też na nas.
Bonus dla niemowlaków
Jeżeli Wasze maluchy są jeszcze za małe, żeby wykonać z nimi takie zabawy, jak my, możecie przygotować dla nich sensoryczne butelki. Wystarczy, że przygotujecie kilka niedużych (żeby maluch mógł je unieść) plastikowych butelek i wypełnicie je różnymi cieczami, przedmiotami o różnych kolorach, różnej wadze. Niektóre z nich możecie schłodzić w lodówce, do innych nalać ciepłą wodę.
Bonus dla starszaków
Świetne ćwiczenia dla dzieci w wieku od 5 do 9 lat znajdziecie tutaj:
Mam dla Was jeszcze niespodziankę. Konkurs. Napiszcie mi o Waszych wspomnieniach z dzieciństwa związanych z morzem.
Nagród jest pięć. Trzy główne i dwie pocieszenia. Główni zwycięzcy otrzymają piękne pluszowe foki od Peticado, dwie pozostałe osoby dostaną zestawy składające się z kulki musującej do kąpieli i myjki od Stenders.
Żeby wkręcić Wam klimat beztroskich, dziecięcych lat, napiszę, co mi najbardziej kojarzy się z morzem, gdy myślami cofam się do tamtych dni. Otóż jedną z moich ulubionych bajek w tym czasie była Mała Syrenka. Marzyłam o lalce ze zdejmowanym ogonem, pod którym miałaby nogi. Brałam więc wszystkie swoje Barbie, szmaciane chusteczki do nosa (tak, tak, te wielorazowe okropieństwa, których nie wyrzucało się po jednym użyciu, tylko przemoczone, z zarazkami, wciskało się w kieszeń, aby móc jeszcze kilka razy wykorzystać suchy fragment chusteczki, a potem wrzucić ją do prania) oraz kawałek nitki i motałam lalkom chusteczkowe ogony na nogach. Uwielbiałam się z nimi kąpać w wannie. Czułam się wtedy jak jedna z nich, jak mała syrenka. Po jakimś czasie mama kupiła mi dwie lalkowe syrenki z niebieskimi włosami, którym można było ściągać ogony za pomocą pociągnięcia jednego rzepu. Uważałam, że są piękne. Do tego stopnia, że bałam się, aby ich nie zniszczyć i wolałam kąpać się z tymi chusteczkowymi syrenkami. Koniec końców po jakimś czasie moje niebieskowłose piękności podzieliły jednak losy innych Barbie i zostały łyse.
26 komentarzy
Miecia
28 kwietnia 2015 at 15:40Gdy zamykam oczy i wspomnieniami wracam do wspaniałych chwil związanych z morzem, widzę moją Rodzinę. Mamę, która (zwykle późnym wieczorem), gorączkowo pakowała nas do wyjazdu pilnując, by niczego nie zapomnieć. Mojego Tatę, który leniwie przechadzał się po domu, mającego czas na wszystko, nagrywającego owe przygotowania i od czasu do czasu wrzucającego humorystyczne komentarze. Starszą o rok Siostrę, z którą wspólnie wybierałam kolekcję pięknych lalek, którymi koniecznie będziemy się bawiły w pokoju, podczas przerwy od plażowania. Foremki, wiaderka i inne najprzydatniejsze akcesoria do budowania zamków z piasku. Dmuchany materac, piłkę plażową i paletki do grania na dworze. Najbardziej niezbędną tonę ubrań, z której trzeba było wybrać te najczęściej noszone 🙂 W przygotowaniach towarzyszył nam ukochany pies Tytus (sznaucer miniatura), z jedną łapką krótszą od drugiej – niezwykle wierny i wdzięczny towarzysz naszych wyjazdów. Mając dalej zamknięte oczy widzę naszą podróż (niemal co roku identycznie wyglądającą). My z Siostrą siedzimy z tyłu, śpiewamy wspólnie piosenki, żartujemy, bawimy się i wygłupiamy, czytamy książki, umilamy sobie i Rodzicom dłużącą się drogę. Pamiętam postoje w zajezdniach, niedaleko lasu, podczas których z wilczym wręcz apetytem pochłanialiśmy ugotowane przez Mamę jajka na twardo w towarzystwie pomidorów, bułki, szynki i żółtego sera. Herbatę z termosu dla nas, a kawę dla Rodziców. Plastikowe kubki i talerzyki. I tę radość na myśl o zbliżających się, wspólnych wakacjach. W głowie mam również wspomnienia – momenty, z dreszczykiem emocji w tle. Wyjazd grozy – na dzień przed wakacjami wylądowałam w łóżku z wysoką gorączką, ale Mama dzięki wizycie domowej i zaleceniom Pani Doktor szybko postawiła mnie na nogi. Podczas wakacji usilnie próbowałam się powstrzymać przed morskimi kąpielami, zgodnie z zaleceniami p.Doktor, jednak z marnym skutkiem. Wakacje były jednak wyjątkowe. Kolejny Wyjazd bez pamięci, zupełnie spontaniczny. Rodzice postanowili pojechać bez wcześniejszej rezerwacji pokoju lub domku. Efekt? Po przyjeździe godzinami krążyliśmy po Międzywodziu i szukaliśmy noclegu. Zmęczenie udzieliło się wszystkim do tego stopnia, że odjeżdżając z kolejnego zajętego ośrodka przed oczami mignął nam mały, szary piesek. Nasz Tytus, którego zapomnieliśmy zabrać ze sobą 🙂 Takich radosnych, szalonych przygód mogłabym wymieniać jeszcze bardzo, bardzo wiele. Na koniec zawsze widzę nas wszystkich – radosnych, uśmiechniętych, zajadających szaszłyki lub słodkie gofry, spokojnie wylegujących się na plaży, pływających w morzu, biegających przy brzegu morza z naszym kochanym pupilem. Zbierających muszelki i piasek do słoika. Zwiedzających lokalne atrakcje. Będących Razem. Dzięki temu konkursowi odżyły we mnie uśpione dawno wspomnienia cudownych chwil i dzieciństwa, które obecnie przeżywam z moją małą córcią 🙂 Dziękuję 🙂
Wiola
4 maja 2015 at 19:42Gratuluję. Odezwij się do mnie na kontakt@matkawariatka.pl
Anna Biel
28 kwietnia 2015 at 11:26Moje najsilniejsze wspomnienie znad morza to kukuRYdza gotoWAna!
Oczywiście wykrzyczane bardzo charakterystycznie przez pana niosącego ze sobą
duży pojemnik. Pamiętam, że zawsze się czekało aż będzie przechodził i już z
daleka dało się go usłyszeć. Nie wiem, czy jest coś smaczniejszego niż dobrze
posolona kolba zjedzona na plaży. Później oczywiście pozostają lepiące się ręce
i buzia, ale żadnego ziarenka nie można absolutnie zostawić! Nawet „ciumkanie”
obgryzionej już kolby ma swój urok 🙂
Katarzyna Golińska
28 kwietnia 2015 at 09:22Ach..morze…My z rodzicami rzadko wyjeżdżaliśmy gdzieś nad morze..Wakacje spędzaliśmy nad jeziorem blisko naszego miasta razem z kuzynkami….I tak było bardzo radośnie i zabawnie…Aż pewnego roku rodzice zabrali nas do Danii i tam pojechaliśmy nad morze..My z siostrą byłyśmy zachwycone, zresztą nasza mama też pierwszy raz wtedy ujrzała błękit morza… Staliśmy, podziwialiśmy i nie mogliśmy się nasycić…Ta chwila mogła trwać wiecznie…Niestety nie było ciepło, wiał wiatr ale było słoneczko…Razem z siostrą nie mogłyśmy się opanować żeby nie skakać blisko fal no i oczywiście byłyśmy całe mokre…Mimo, ze było nam zimno to i tak szalałyśmy jak opętane… Było cudownie…Jakże radośnie się to teraz wspomina kiedy już same mamy swoje dzieciaczki i też często patrzymy na ich zachwyty…Chciałabym , aby takich chwil beztroskich w naszym wspólnym życiu było jak najwięcej!!!!
100 Pociech
25 kwietnia 2015 at 19:57Powiedz mi jeszcze, skąd to drewniane pudełko z dziurami na ręce i kulki szklane, PLS!
Wiola
25 kwietnia 2015 at 20:15To pudło to element wyposażenia mojego gabinetu. Można kupić tu:
http://www.epinokio.pl/product-pol-189108-Pudelko-zgadywanka-zabawka-dla-dzieci.html
Ale można też zrobić z kartonu. 🙂
A kulki szklane to mówisz o tych kolorowych, które są w tej żółtej kuwecie? To hydrożelowe kulki do kwiatów. Kupujesz przez internet albo w kwiaciarni. Najpierw są malutkie jak proszek, a po zalaniu wodą i odczekaniu 8 godzin, robią się takie duże.
100 Pociech
26 kwietnia 2015 at 13:42Super, dzięki!
100 Pociech
25 kwietnia 2015 at 18:38No to ja już wiem dlaczego mówią na Ciebie Wariatka 😉
Wiola
25 kwietnia 2015 at 19:18:*
Aleksandra Jaworska
24 kwietnia 2015 at 19:57To była pierwsza klasa gimnazjum, na wakacje pojechaliśmy na obóz siatkarki do Świnoujścia, mój pierwszy wyjazd, ciężkie treningi, bardzo rygorystyczny trener, pierwsza „wakacyjna miłość” po której miałam zakaz trenowania na kilka dni, wraz ze swoją przyjaciółką z klasy Katarzyną Zaroślińską słuchaliśmy Craig Dawid z wolkmana, 7 days itp. miałam całą kasetę 😉 bardzo nas motywowała do grania na plaży,spacery na promenadzie, ukrywanie że jemy słodkie lody z bitą śmietaną, nocne pogawendki cudowne wspomnienia, wtedy zaczynała się siatkarska przygoda, dla mnie skończyła się po kilku latach, dziś Kasia gra w reprezentacji Polski i pnie się wysoko 🙂 którą serdecznie pozdrawiam 🙂
ewa
24 kwietnia 2015 at 15:03Mnóstwo świetnych i rozwojowych zabaw z wodą, widzę, że fartuszek się przydaje 😀
Uwielbiam wodę, to mój ulubiony żywioł! Najwcześniejsze wspomnienia mam związane z wodą – hydromasaże po kontuzji kręgosłupa w wieku 3 lat. Pamiętam też jak mój tata robił ze mną „karuzelę” w morzu i wrzucał mnie do wody. Ale najbardziej niesamowite moje wspomnienie związane z H2O, to moja kąpiel na Słowiance, w 8-ym miesiącu ciąży. W ogóle nie przejmowałam się tym, że wyglądam jak wieloryb w bikini, weszłam do wody i pływałam żabką. Zanurkowałam i czułam się bardzo ciekawie. Uświadomiłam sobie, że we mnie pływa mój synek, ja pływam w sztucznym zbiorniku wodnym. Poczułam się jednocześnie wielka i taka malutka w skali całego świata. Jest to trudne do opisania. Rozwiązanie mego stanu odmiennego nastąpiło w wodzie, to również było coś magicznego, wiadomo…
Wiem, że miało być o morzu, trochę nie na temat się rozpisałam…
PistaciowaFerajna
24 kwietnia 2015 at 14:13Zoologia wpadła mi w oko:) Musimy ją mieć:P Dzięki Tobie mam natchnienie aby zrobić małej sensoryczne butelki;) Nawet kupiłam już dwie małe wody. Uwielbia butelki i wodę w nich więc coś wrzucę i będzie spokój na chwil parę:D
Wiola
25 kwietnia 2015 at 18:00Oby. 😉
pat
24 kwietnia 2015 at 09:28Takich wpisow wlasnie brakowalo mi ostatnio u Ciebie. Super! Chcemy wiecej! Jak to dobrze, ze dzis juz piatek i bedziemy miec duzo czasu wszystko przetestowac.
Moje pierwsze przygody z morzem nie nadaja sie niestety na konkurs. Mialam 9 lat kiedy wybralysmy sie z mama do cioci do Gdyni. Mama w pierwszy dzien dostala okres, a ja prawie udaru, bo po calodziennym sloncu wrocilam do domu z 40 stopniowa goraczka. Nastepne 4-5 dni spedzilysmy z dala od plazy 🙁 Jest to moje jedyne szczeniece doswiadczenie morskie, moze nie najlepsze, ale za to niezapomniane 🙂
Sarenka
24 kwietnia 2015 at 08:58świetne propozycje zabaw wypróbujemy z Tadziem w weekend;)
PAćka
24 kwietnia 2015 at 03:04Nad Bałtyk jeździliśmy co roku od wielu lat, zawsze w to samo ulubione miejsce. Wszysto było dla mnie wyjątkowe, piękna plaża, upał, fale. Pamiętam jak za każdym razem przyjeżdżając do małej miejscowości było coś nowego.., a jednak ciągle wracało się do baru ALEX na kluski śląskie, do jednego warzywniaka po cały kwiat jadalnego słonecznika (od którego były czarne paznokcie) , do jednej budki na gofry a do innego na naleśniki czy pierogi. Pomimo wciąż tworzących się nowych miejsc – ja przez wiele lat miałam sentyment do tych jedynych.
Jednak to co kojarzy mi się najlepiej to tata, który w połowie dnia szedł szykować obiad i prawie codziennie przynosił te same przysmaki! Gar ugotowanej fasolki szparagowej z masłem, ugotowane młode ziemniaki i patelnie smażonych jajek sadzonych 😉
( rodzice oszczędzali jak mogli by potem pójść z nami na loda, kupić skarby na targowiskach czy byśmy mogły poskakać na wielkiej poduszce na plaży ) .
😉
Ps.Gdybym wygrała foczke, proszę o chwilkę cierpliwości z powodu zbliżającego się porodu 😉
Wiola
25 kwietnia 2015 at 18:00W takim razie jak najmniej bolesnych przeżyć życzę. I mnóstwo zdrowia.
Wiola
4 maja 2015 at 19:43Gratuluję wygranej. Odezwij się do mnie na kontakt@matkawariatka.pl
PAćka
4 maja 2015 at 20:40Meila napisany 😉 jutro rodze !
Magda Borzęcka
23 kwietnia 2015 at 22:00Moje wspomnienie? Bylismy nad morzem w Kolobrzegu jak mialam jakies 3 i pol roku. Tata lubil lowic ryby, szlismy gdzies w porcie? Nie pamietam dokladnie, ale byl pomost a na nim takie slupki do cumowania lodek. Siedzialam na jednym z tych slupkow i pamietam, ze prawie spadlam z tego pomostu. Najadlam sie strachu. Drugim wspomnieniem z tego wyjazdu byla stolowka, duze siedziska / taborety. I przez caly pobyt musialam dzielic moj stolek z jakas dziewczynka bo jej rodzice nie wykupili dla niej wyzywienia (dzielili sie swoim) a tym samym nie miala miejsca przy stole. Alez mnie to wkurzalo.
Urban Anna
23 kwietnia 2015 at 21:51Ja w dzieciństwie uwielbiałam wodę i próbowałam pływać mimo że nie specjalnie mi to wychodziło.Ale oglądając Ariwlkę albo Akwamarynę wyobrażałam sobie że pływam z nimi,zwiedzamy razem świat i razem poznajemy nowych przyjaciół-czyli stworzenia żyjące pod wodą.Gdy szłam się kąpać albo jechaliśmy z rodziną nad wodę zabierałam ze sobą wszystko co mogło pływać ze mną i godzinami mogłam nie wychodzić z wody.Marzyłam o księciu który ze zwykłej dziewczyny przemieni mnie w syrenkę/rybkę i będę mogła całe życie spędzić w wodzie. A uwielbienie do wody zostało mi do dziś i chyba w genach przekazałam synkowi bo on też mógłby z wody nie wychodzić.
Wiola
4 maja 2015 at 19:43Gratuluję Aniu. Odezwij się do mnie na kontakt@matkawariatka.pl
Malwina Jankowiak
23 kwietnia 2015 at 21:39Ile pomysłów na zabawy! Aż mam ochotę obudzić córkę i wszytko przetestować, na szczęście szybko wybilam sobie ten pomysł z głowy 😉 Co prawda ma tylko 14 miesięcy, ale w weekend przetestujemy któraś z zabaw! Pozdrawiam serdecznie! 😉
Wiola
23 kwietnia 2015 at 21:49Polecam, polecam. Jasiek po wszystkich zabawach powiedział do Grześka „ale była przygoda, prawda tato?”
Gocha Mo
23 kwietnia 2015 at 21:15Wspomnienie o morzu… To śliski temat w smarkatych latach widziałam morze w filmach, ilustracjach książkowych i we własnej wyobraźni. Moi rodzice nie mieli pociągu do podróży i nigdy nie wpadło im na myśl by wysłać dziecko na wakacje – argument brak pieniędzy, choć na Barbie syrenke było ich stać 😉 do tej pory leży na strychu i nawet jej zloty ogon nie wyplowial – porzadna firma 🙂 Zawsze zazdroscilam dzieciom które jeździły tam na wakacje, ukladalam sobie w głowie wyobrarzenia jak cudownie tam musi być. Pierwszy raz nad morze zawitalam rok temu – zawód był wielki bo nie było efektu wow. Tzn ja nie miałam Julek za to był oczarowany wielka kałuża 😉 I chyba to będzie najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa nad morzem, z jego dzieciństwa tylko w moich oczach. Rozbiegane, szalone nóżki i buzka uśmiechnięta od ucha do ucha krzyczaca ” mamusia chlap chlap!”. Bezcenne.
Wiola
23 kwietnia 2015 at 21:50<3