Jeszcze do niedawna wyjazdy z dziećmi to była katorga. Nawet 10-minutowe przejażdżki do lekarza kończyły się czasami histerią. A nic mnie tak nie denerwowało, jak artykuły o tym, jakie to podróżowanie z małymi dziećmi jest bezproblemowe. Nie zrozumie mojej irytacji nikt, kto nie musiał kilka razy zjeżdżać z autostrady, żeby wyciągnąć dziecko z fotelika, aby zaczęrpnęło powietrza i nie udusiło się od wrzasku. Mimo trudności, nie zrezygnowaliśmy jednak z wyjazdów. Jeździliśmy, jeździliśmy (czasem i na dłuższe wypady – Dania, Holandia, Litwa, Łotwa), aż zaczęło być lepiej. Teraz, gdy Jasiek ma 5 lat, a Witek 2,5, nasze wyjazdy zaczynają stawać się przyjemnością. Nie dość, że dzieciaki mniej grymaszą w podróży (bo przestać, to pewnie nigdy nie przestaną), to i na miejscu towarzystwo jest mniej awanturujące się. Współpracują ze sobą, nie tłuką się, a i nawet zatęsknią, gdy na chwilę zostaną rozdzieleni.
Pisałam Wam niedawno, że nad Bałtyk wybieramy się głównie poza sezonem. Na ferie wybraliśmy się więc nie w góry, a właśnie nad morze. Jeden tydzień spędziliśmy w pięknej Ustce, w hotelu, w którym Jasiek powiedział, że jak dorośnie, to zamieszka w nim na zawsze, a Witek rozpłakał się, jak musieliśmy wyjeżdżać.
Poznajcie Hotel Grand Lubicz.
Podobała Wam się ostatnio relacja reportażowa z pobytu na statku Stena Line, więc uznałam, że nasz pobyt w Grand Lubiczu pokażę Wam w podobnej formie.
Jeżeli planujecie z dzieciakami wyjazd nad morze, koniecznie zerknijcie na ofertę Hotelu Grand Lubicz. Myślę, że my się jeszcze kiedyś zobaczymy.
W końcu będę tam odwiedzać Jaśka, jak dorośnie. 😉
Brak komentarzy