Jeszcze do niedawna wyjazdy z dziećmi to była katorga. Nawet 10-minutowe przejażdżki do lekarza kończyły się czasami histerią. A nic mnie tak nie denerwowało, jak artykuły o tym, jakie to podróżowanie z małymi dziećmi jest bezproblemowe. Nie zrozumie mojej irytacji nikt, kto nie musiał kilka razy zjeżdżać z autostrady, żeby wyciągnąć dziecko z fotelika, aby zaczęrpnęło powietrza i nie udusiło się od wrzasku. Mimo trudności, nie zrezygnowaliśmy jednak z wyjazdów. Jeździliśmy, jeździliśmy (czasem i na dłuższe wypady – Dania, Holandia, Litwa, Łotwa), aż zaczęło być lepiej. Teraz, gdy Jasiek ma 5 lat, a Witek 2,5, nasze wyjazdy zaczynają stawać się przyjemnością. Nie dość, że dzieciaki mniej grymaszą w podróży (bo przestać, to pewnie nigdy nie przestaną), to i na miejscu towarzystwo jest mniej awanturujące się. Współpracują ze sobą, nie tłuką się, a i nawet zatęsknią, gdy na chwilę zostaną rozdzieleni.
Pisałam Wam niedawno, że nad Bałtyk wybieramy się głównie poza sezonem. Na ferie wybraliśmy się więc nie w góry, a właśnie nad morze. Jeden tydzień spędziliśmy w pięknej Ustce, w hotelu, w którym Jasiek powiedział, że jak dorośnie, to zamieszka w nim na zawsze, a Witek rozpłakał się, jak musieliśmy wyjeżdżać.
Poznajcie Hotel Grand Lubicz.
Podobała Wam się ostatnio relacja reportażowa z pobytu na statku Stena Line, więc uznałam, że nasz pobyt w Grand Lubiczu pokażę Wam w podobnej formie.
W hotelu spaliśmy w pokoju rodzinnym. Był naprawdę spory. I nawet, jak rozstawiliśmy łóżeczko dla Witka, to było jeszcze sporo miejsca.
Na miejscu na dzieciaki czekały szlafroczki (duży dla Jaśka i mniejszy dla Witka), kapcie, mydełko w kształcie krokodylka (które okazało się hitem) i żel pod prysznic.
Tu Witek trzyma mydełko, które było takim hitem, że wreszcie nie było żadnego problemu z zagonieniem dzieci do kąpieli. Padało hasło, że mogą się umyć krokodylkiem i biegli obaj.
No I jest fun!
W hotelu są trzy sale zabaw. Jedna to taki typowy małpi gaj z kulkami.
No i oczywiście ze zjeżdżalnią do kulek.
Druga sala to miejsce, gdzie często odbywały się animacje. Znajdowały się tam poza zabawkami, stoliki z krzesełkami dla dzieci.
Tutaj animacja z zabawkami. Każde dziecko za udział w zabawie dostawało słodką nagrodę.
Na tej sali były też bez przerwy dostępne soki, woda, popcorn, chrupki i żelki dla dzieci.
No i słomki też były. 😉
Spędzaliśmy tam sporo czasu.
Na sali był też plastikowy domek, kuchenka, wszelkiej maści pojazdy.
A także ścianka wspinaczkowa z kulkami. W trzeciej sali był xbox z Kinectem, ale zapomniałam zrobić zdjęcia.
A to, co zachwyciło nas, starych, to jedzenie. Było przepyszne.
I było go mnóstwo! Spójrzcie, to są same dodatki do płatków czy naleśników dżemy, suszone owoce, różnego rodzaju zboża.
Przyjrzyjcie się.
A zobaczcie te ciasta.
I te.
Na obiadokolacji serwowany był też bufet z takimi mini fit przekąskami.
Dla dzieci w restauracji były też oczywiście krzesełka, śliniaki, plastikowe naczynia i sztućce, dedykowany bufet dla dzieci, a nawet kącik dla dziecka z kredkami i kolorowankami.
Poza restauracją, w której serwowane były śniadania i obiado-kolacje, na parterze znajdowała się restauracja, w której można było wykupić sobie lunche w formie stołu szwedzkiego lub zamówić coś z karty.
Na parterze znajdował się też lobby bar (z widokiem na basen), w którym można było napić się kawy czy coś przekąsić.
No właśnie – basen! Jedna z najwiekszych atrakcji.
Basen w Grand Lubiczu to taki właściwie mini aquapark.
Jest brodzik dla dzieci z dmuchanymi zabawkami i zjeżdżalnią. No i oczywiście z bardzo ciepła wodą.
Jest też duży basen rekreacyjny ze zjeżdżalnią, sztuczną rzeką oraz podwodnymi leżankami wodno-powietrznymi.
Tam w oddali widać jeszcze basen sportowy, na którym dla dzieci odbywała się nauka pływania. A piętro wyżej dorośli mogli zrelaksować się na genialnym basenie solankowym, gdzie pod wodą grała muzyka.
A tak ich niosła rwąca rzeka. 🙂
Każdy dzień wypełniony był mnóstwem atrakcji i animacji.
Przy restauracji, w której serwowano śniadania i obiado-kolacje, na bieżąco można było podejrzeć, jakie animacje właśnie trwają lub się zbliżają.
Były tańce.
Które Jaśkowi bardzo się podobały.
Konkursy z nagrodami.
Pokazy kinowe (oczywiście z popcornem i napojami dla dzieci).
Mniej więcej co drugi dzień puszczana była bajka na dużym ekranie.
Jasiek uczestniczył też w warsztatach dla małych chemików, małych kucharzy. Sam przygotował sobie taką pizzę.
Były też organizowane pokazy mody dla dzieci i konkursy talentów (tu chłopiec układał kostkę Rubika na czas).
No i była też grota solna, czyli jeden, wielki inhalator. 🙂
Dla dzieciaków taka atrakcja była niesamowitą frajdą. Bawili się w soli jak w piasku. W grocie były też wiaderka i łopatki dla maluchów.
Na parterze od 16:00 czynna była również kręgielnia.
Dla dzieciaków już samo zwiedzanie hotelu było świetną atrakcją.
A I my byliśmy zachwyceni dbałością o detale.
Na ostatnim piętrze znajduje się taras widokowy, który….
się obraca!
Jest tam też kawiarnia. Można więc napić się kawy, świeżo wyciskanych soków, wciągnąć jakieś ciacho albo lody.
Dla dzieciaków przygotowano specjalne zestawy lodowe.
Zapomniałabym! Na miejscu można też skorzystać z bogatej oferty spa oraz odwiedzić showroom firmy kosmetycznej Pierre Rene.
Jeżeli planujecie z dzieciakami wyjazd nad morze, koniecznie zerknijcie na ofertę Hotelu Grand Lubicz. Myślę, że my się jeszcze kiedyś zobaczymy.
W końcu będę tam odwiedzać Jaśka, jak dorośnie. 😉
Brak komentarzy