Często pytaliście mnie, jak ja to wszystko ogarniam – dwójka dzieci, duży dom, blog. Najczęściej odpowiadałam Wam, że właśnie nie ogarniam. Chodzę spać w środku nocy, toniemy w brudzie, mąż i dzieci chodzą niedotuleni, a dla siebie czasu nie mam wcale. Ponad dwa miesiące temu jednak coś się zmieniło. Wprowadziliśmy w nasze życie kilka zmian. Zresztą pewnie sami zauważyliście, że wpisy na blogu pojawiają się teraz częściej.
Przeanalizowaliśmy to, że sporo czasu i energii tracimy na planowanie posiłków, robienie zakupów, przygotowywanie jedzenia, a potem sprzątanie tego. Dodatkowo mój mały, 1,5-roczny rzep nie pozwalał mi przygotowywać posiłków, więc żeby cokolwiek zrobić, musiałam odrywać Grześka od pracy. Sprawy nie ułatwiało również to, że zależało nam na tym, aby jeść zdrowo.
Na kwestie jedzeniowe (zakupy, przygotowanie, sprzątanie itp.) traciliśmy więc dziennie około trzech godzin. Zmywarka chodziła często dwa razy dziennie. Przestawałam to wszystko ogarniać. Kuchnia często stawała się składowiskiem brudnych garów. Rozładowywałam (tak, to dobre słowo – rozładunek tu pasuje) ją często na raty, w czasie, gdy moje dziecko na chwilę zajęło się sobą.
Poległam.
Tak właśnie o sobie myślałam. Nie dałam rady. Żadna ze mnie matka, żona, blogerka. Ciężko było mi się przyznać przed sobą, że potrzebuję pomocy. No bo jak to? Inne matki jakoś żyją. Mają czyste domy, dwudaniowe obiady, a nawet czas dla siebie, męża i dzieci. Facebookowe grupy high need baby pozwoliły mi zrozumieć, że nie ja jedna nie ogarniam, że nie ja jedna nie mogę niczego zrobić przy swoim dziecku. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że mam jednak to szczęście, że jest przy mnie mąż, który wspiera mnie na każdym kroku i skorzystanie z dodatkowej pomocy nie jest dla niego niczym dziwnym.
Postanowiliśmy skorzystać z cateringu dietetycznego. Długo zastanawiałam się, jaki wybrać. W Gorzowie działają cateringi sieciówkowe, znane w całej Polsce. Od znajomej dowiedziałam się, że jest również catering działający lokalnie, jedynie w Gorzowie, skupiający się na regionalnych, ekologicznych produktach, korzystający usług niemal wyłącznie lokalnych dostawców. Czy można chcieć więcej?
Postanowiliśmy dać szansę Smacznej Diecie. Choć nie zależało nam na diecie, a raczej na zdrowych posiłkach, większej ilości czasu oraz braku konieczności sprzątania co chwilę kuchni. Przed zamówieniem miesięcznego abonamentu (można również zamówić tygodniowe), przeprowadzono z nami konsultację dietetyczną, aby poznać nasze zapotrzebowanie kaloryczne i dowiedzieć się, na czym nam najbardziej zależy (schudnięciu, poprawie wyglądu, zdrowia, kontroli kalorii, wygodzie itp.). No i ruszyliśmy. Grzesiek dostał 2ooo kcal, ja 2000 kcal wspólnie z Witkiem. Po trzech tygodniach przeszłam na dietę wegetariańską. Witek podjada mięso od Grześka. Dla mnie w diecie standardowej było za dużo mięsa, ale ja generalnie jestem bezmięsna i dla mnie mięso mogłoby nie istnieć. Gdy gotowałam, rzadko kiedy przyrządzałam mięso. Teraz moi mężczyźni są szczęśliwi, ponieważ mięso mają codziennie. I to jeszcze jakie! Większość mięs przygotowywana jest metodą sous vide (Smaczna Dieta gotuje tak jako jeden z nielicznych cateringów dietetycznych w Polsce). Poza tym Smaczna Dieta ma swoją wędzarnie, w której wędzone są sery oraz mięsa. Nawet twarożek robiony jest z mleka od rolnika, który wypasa nad Wartą 8 krów i – co najważniejsze – wypasa swobodnie, a krowy te jedzą trawę (zimą – siano), a nie paszę.
Ze Smaczną Dietą jesteśmy już drugi miesiąc. I nie zamierzamy przestać.
Co jemy? A na przykład to, co na zdjęciach.
Całodzienne menu wyglądają tak jak poniżej. Codziennie coś innego. Codziennie pysznie i zdrowo.
Ile to kosztuje? Od 49 zł za dzień dla diety 1000 kcal. Ktoś może powiedzieć, że dużo, ale ja mogę śmiało powiedzieć, że to naprawdę niedużo. Kiedyś przez dwa tygodnie próbowałam ciągnąć dietę i jeść według przepisów wrzucanych na FB przez Ewę Chodakowską. Nie dość, że wydawałam na zakupy kilkaset złotych tygodniowo, większość rzeczy zużywałam w niewielkim stopniu, a potem musiałam je wyrzucić (często w przepisach podawana jest niewielka ilość jakiegoś produktu, ale można go kupić tylko w większej ilości), spędzałam w kuchni mnóstwo czasu, to jeszcze te posiłki często było niedobre. W Smacznej Diecie już sam obiad wygląda i smakuje jak obiad serwowany w przyzwoitej restauracji, gdzie zapłacilibyśmy za niego co najmniej 30 zł.
Dzięki Smacznej Diecie praktycznie nie gotuję. Mam menu zaplanowane na cały dzień. Jedzenie nie zaprząta mi głowy. Mogę jeść jak w restauracji. Przygotowuję jedynie kolacje dla Jaśka (pozostałe posiłki je w przedszkolu). W weekendy najczęściej wyjeżdżamy i stołujemy się poza domem.
Jeżeli nie mieszkacie w Gorzowie, żałujcie. 🙂
8 komentarzy
Ewel
17 marca 2017 at 15:07Straszny wydźwięk artykułu, nie masz kasy na gotowe posiłki to mniej czasu poświęcasz rodzinie? Wydaje mi się, że właśnie wspólne gotowanie i sprzątanie utrwala dobre nawyki na przyszłość i czegoś uczy.
Po prostu tekst sponsorowany i nie ma co dyskutować.
Olga
17 marca 2017 at 14:02Wszyscy liczą 49zł za obiad, ale to przecież 1000kcal
62zł (dieta 2000kcal)*3 osoby * 30 dni +5zł*30 (dowóz, bo zakładamy, że nie będziemy tracić czasu aby 5 razy dziennie jechać po odbiór jedzenia) = 5580zł+150zł = 5730zł/miesiąc
sorry, ale musielibyśmy zarabiać minimum 10tys na rękę aby sobie pozwolić na taki wydatek. Aktualnie żywiąc się zdrowo, choć nie ekologicznie, czytając składy i kupując bez oszczędzania to na co mamy ochotę wydajemy ok. 2,5tys złotych na miesiąc. Może na gotowanie (i sprzątanie) wszystkich posiłków tracimy trochę czasu, to jednaj jeśli to tylko możliwe robimy to wspólnie przez co mamy dobry poziom „dotulenia” 🙂
Wiola
17 marca 2017 at 14:42W jakim wieku masz dziecko? Bo nie wiem jakie dziecko zje 2 tys kcal. 🙂 Jedno nasze dziecko je w przedszkolu, drugie (mlodsze) je ze mną 2000 kcal i zdarza się, że tego nie przejadamy (moja znajoma, która ćwiczy, ma ustalona dietę przez trenera na 1250 kcal). Za dowóz nie płacimy. Odbieramy jedzenie w drodze z przedszkola. 2×2000 kcal dla naszej trójki kosztuje nas więc niecałe 2500. A ile zaoszczędzonego czasu. 🙂
Olga
17 marca 2017 at 15:13Brzmi lepiej 🙂
Co do dziecka, to rzeczywiście powinnam na nie liczyć najmniejszą porcje 😉 po prostu wyszłam z założenia, że porcje są jak w knajpce w której jadamy (tak wyglądają wielkościowo po zdjęciach) a jak się dzielę z dzieckiem obiadem to się nie najadam, więc z reguły kupujemy mu dodatkowo kaszę/ziemniaki i warzywa a mięsem się dzielę. Mam 2 latka, który lubi dużo zjeść 🙂
Wiola
17 marca 2017 at 15:16To tak jak my. 🙂
Mag Juk
16 marca 2017 at 22:50Gdyby było mnie stać, nie wahałabym się ani chwili. Próbując zdrowo jeść można spędzić w kuchni całe dnie przy garach. W imię czego? Mnie tam się podoba, choć to jedzenie nie na moje progi 😉
Wiola
16 marca 2017 at 22:56Wreszcie jakieś zdroworozsądkowe podejście. 🙂
Mag Juk
17 marca 2017 at 22:50Po prostu nie lubię gotować 😀