Kilka dni temu zapytałam Was na stories, jakie pamiętacie przypałowe z udziałem ojców Waszych dzieci. Zasypałyście mnie historiami o zakładaniu roczniakowi ubrań czterolatka (i odwrotnie), wypuszczaniu dzieci z domu w butach założonych na odwrót, zabieraniu ich do przedszkola bez butów, zawożeniu dzieci do szkoły w wakacje, czy też nieco bardziej mrożące krew w żyłach historie jak np. gotowanie zupy z vegety (samej vegety), robienie kaszki z krochmalu, zakrapianie oczu witaminą D.
A gdyby tak spojrzeć na rodzicielstwo oczami ojca?
Bycie ojcem przypomina przejażdżkę rollercoasterem. Z tą różnicą, że kiedy wagonik osiąga najwyższy punkt i za sekundę wszyscy zaczną krzyczeć: ,,Ja nie chcę, ja nie chcę”, zdajesz sobie sprawę, że masz zepsute pasy. Pod twoimi butami siedzi mały krokodyl, a ty przypominasz sobie, że zostawiłeś czajnik na gazie.
Nie sposób się nie zgodzić, prawda? To fragment książki Kamila Balei – „Tato, no weź. Kupa i inne radości tacierzyństwa”.
Kamil Baleja to znany dziennikarz radiowy i telewizyjny, konferansjer oraz tata dwójki dzieci, 9-letniej Emilki i 7-letniego Adasia. W swojej książce wziął na tapet właśnie ojcostwo – od pierwszych starań i przygotowań (wprowadzanie zdrowej diety, rezygnacja z mięsa, medytacje, joga) opisując je z rozbrajającym poczuciem humoru.
Kilka godzin później, kiedy wróciłem ze spaceru, Małżowina napadła mnie niczym ojciec czekający na spóźnioną nastolatkę! Zamarłem! Serce stanęło mi w przełyku. Przecież przepłukałem usta i żułem miętową gumę. Czyżby się zorientowała? Mój domowy oficer SS podszedł do mnie, a następnie z wyraźnie niemieckim akcentem krzyknął:
– Chuchnij!
– Ale kochanie, jak? – zmieszałem się. – Chyba nie sądzisz, że po tylu latach mógłbym zrobić coś takiego, przecież mnie znasz! To ja, twój Misio! – gadałem jak potłuczony!
– Cisza! – krzyknęła, stukając w podłogę wyglancowanymi oficerkami. – Już my znamy takich jak wy. Pod osłoną nocy wymykacie się tylko po to, by władować do pyska coś okropnego. Chuchnij!
Wiedziałem, że nie ma sensu się dłużej opierać. Wypuściłem z siebie haust powietrza, po czym usłyszałem:
– Śmierdzisz kotletami!
Ta książka aż kipi inspiracją prawdziwym życiem (nikt, kto nie jest rodzicem, nie wymyśliłby takich historii). Bez lukru, napisana z ogromnym dystansem do siebie. Wypełniona prześmiesznymi sytuacjami, które czyta się (a właściwie to „pochłania”) z niezwykłą lekkością i przyjemnością.
Dla kogo jest „Tato, no weź”? Myślę, że dla wszystkich. Baleja ze swoją książką staje w swego rodzaju opozycji do cukierkowej wizji idealnego rodzicielstwa. Pokazuje blaski i cienie nie tylko ojcostwa, ale również macierzyństwa. Na pewno będzie doskonałą odskocznią dla przyszłych i świeżo upieczonych rodziców. Dzięki niej zrozumieją, że nie są sami na tym rodzicielskim padole i wszyscy mamy podobnie. A te wszystkie pokręcone syuacje to właśnie rodzicielska normalność.
Oby jak najwięcej takich ojców i takich książek pokazujących rodzicielstwo takim, jakie jest ono naprawdę.
Książkę możecie kupić tutaj – Tato, no weź
Wpis powstał przy współpracy z Wydawnictwem Agora.
Brak komentarzy