Przed wyjazdem na Litwę wrzuciłam na FB filmik przedstawiający to, jak naprawdę wyglądają nasze podróże samochodem z dziećmi. Daleko mu było do wizji dzieci przesypiających całą drogę albo zajmujących się sobą. Dzieciaki wyły na dwa głosy. W komentarzach odezwało się kilkaset rodziców, którzy z ulgą (że nie tylko oni tak mają) dzielili się swoimi doświadczeniami z podróży z dziećmi. Obiecałam Wam, że przygotuję wpis o tym, jak wygląda podróżowanie z naszymi dziećmi i dlaczego np. w drodze do Danii na autostradzie niemieckiej musieliśmy zjeżdżać kilka razy najbliższym zjazdem, żeby wypiąć dziecko z fotelika i wystawić na powietrze, co by się nie udusiło od krzyku. Wiem, że w sieci pojawia się mnóstwo artykułów na temat tego, jak łatwo podróżować z dziećmi. Ja chcę pokazać nieco inną stronę i udowodnić, że nie ma sensu wrzucać wszystkie dzieci do jednego worka. Z jednym można polecieć na drugi koniec świata, z drugim ciężko jest dojechać do lekarza (bo o wyjazdach do sklepu nawet nie ma co marzyć). Ale o tym niedługo.
Dziś chciałabym Wam pokazać pewne miejsce, w którym pobyt był dla nas swego rodzaju odskocznią od intensywnych podróży. Jak wiecie, podróżując z dziećmi, cały czas jesteśmy w ruchu, często zmieniamy miejsce noclegowe, szukamy miejsc atrakcyjnych dla dzieci. Gdy spakowałam nas na wyjazd do Siedliska Lecą Żurawie, Grzesiek zadał mi pytanie – „A co my tam właściwie będziemy robić?”. Odpowiedziałam, że odpoczywać. I odpoczywaliśmy.
Siedlisko leży w sercu Szwajcarii Połczyńskiej, na Pojezierzu Drawskim, 5 minut drogi samochodem od Połczyna-Zdroju. Wybraliśmy się do niego tydzień temu, trafiając na pierwszy, słoneczny weekend maja. Pogoda była idealna. Ani za zimno, ani za gorąco. A samo otoczenie doskonałe do nicnierobienia. Zajęliśmy pokój 4-osobowy o wdzięcznej nazwie Konik Garbusek (nazwy wszystkich pokojów inspirowane są klasyką radzieckiej kinematografii). W pokoju czekało też przygotowane dla Witka łóżeczko. Kubik łazienki dzielił przestrzeń pokoju na dwie części. Starzy mieli więc swoją strefę, a dzieciaki swoją. W siedlisku znajduje się pięć pokoi (20 miejsc noclegowych), co czyni to miejsce bardzo kameralnym. Można wybrać się ze znajomymi i rodziną, zajmując cały ośrodek.
Gdy dojechaliśmy, trafiliśmy akurat na obiad. Ale jaki to był obiad! No cudo, prawdziwy, polski obiad ze świeżych produktów. Na pierwsze danie była zupa ogórkowa. Tak pyszna, że Witek chciał dokładkę. Właściwie to chyba nie jadłam nigdy lepszej ogórkowej (sorry, Mamo). Na drugie danie młode ziemniaki, dwa rodzaje surówek i schabowe (Jaśko wciągnął cały jeden kotlet, a w domu nigdy nie chce jeść mięsa). Oczywiście w jadalni dostępnych było kilka krzesełek i sztućce dla dzieci. W jadalni jest również toaleta.
Po zjedzeniu obiadu dzieciaki ruszyły do stodoły. Tak, tak, do stodoły. W stodole mieści się genialny plac zabaw (domek, zjeżdżalnia, ściana wspinaczkowa, drewniany sklepik, piłkarzyki, pingpong, książki, gry, puzzle i wiele innych zabawek. Gdy dzieci się bawią, rodzice mogą po prostu klapnąć na kanapie i robić nic. Kompletnie nic. Da się.
Nie tylko w stodole znajdują się atrakcje dla dzieci. Na świeżym powietrzu znajduje się piaskownica, trampolina, drewniany plac zabaw, huśtawka dla malucha. Można też wypożyczyć rowery. Gdy Witek ucinał sobie drzemkę w pięknych okolicznościach przyrody, Grzesiek z Jaśkiem wybrali się rowerami na punkt widokowy na wieży na Wolej Górze. W 48,6-metrowej wieży znajduje się 229 schodów. 217 schodów prowadzi do tarasu widokowego znajdującego się na wysokości 41,3 metrów. Wejście na wieżę nie jest płatne. Z góry widać Jeziora Drawskie i Kłokowo, lasy Nadleśnictw Połczyn, Białogard, Tychowo, Świdwin, Czaplinek, a przy dobrej widoczności Połczyn-Zdrój, a nawet Koszalin. Do morza Bałtyckiego jest stąd około 60 kilometrów.
My w siedlisku byliśmy tylko przez weekend, ale udało nam się zresetować. Dzieci zajęły się sobą, starzy zajęli się odpoczynkiem.
Jaśko przed wyjazdem oświadczył nam, że on chce tu zostać już na zawsze.
To chyba najlepsza rekomendacja.
Więcej na temat siedliska znajdziecie tutaj – Siedlisko Lecą Żurawie. Jeżeli chcecie wybrać się do Żurawi jeszcze w te wakacje, spieszcie się. Widziałam na ich fanpage’u, że zostało już naprawdę niewiele miejsc.
Brak komentarzy