Pisałam Wam już kilkukrotnie, że książki w moim życiu były obecne od zawsze. I to dzięki nim jestem tu, gdzie jestem.
Gdy byłam mała, w moim rodzinnym domu babcia prowadziła wiejski oddział biblioteki gminnej. Zawsze z niecierpliwością czekałam na dwie pani z biblioteki z gminy, które przywoziły nowe książki. Teraz w mojej pamięci rysuje się, że jeździły dużym busem, wypełnionym książkami. Ale gdy jest się dzieckiem, wszystko wydaje się być olbrzymie. Myślę, że to równie dobrze mógł być stary Polonez.
Pamiętam starą, brązową komodę z bardzo grubego drewna, w której babcia trzymała te wszystkie książki. Pamiętam, jak dostałam od pań bibliotekarek na własność książkę o lisie i dalmatyńczyku. Wypadło mi już z głowy, o czym była. Pamiętam tylko to, że okładka było ciemnozielona.
Pamiętam, że przed każdym wyjazdem mojej mamy do miasta, prosiłam ją o nową książkę. Pamiętam zapach starej księgarni i cały jej asortyment dla dzieci. Mimo że odwiedzałam ją co kilka miesięcy, doskonale wiedziałam,, której książki wcześniej nie było na półce. Pamiętam to, że gdy ktoś pytał mnie o to, jaką zabawkę chciałabym dostać, ja prosiłam o książkę. Pamiętam, że nauczyłam się płynnie czytać przed pójściem do zerówki i strasznie się nudziłam, gdy mój kolega z ławki z liter D-O-M składał słowo MAMA.
Pamiętam pierwsze odwiedziny w szkolnej bibliotece. I te rozsuwane drzwi niczym wrota do innej krainy. I te okładki opakowane w szary papier lub czasem papier prezentowy.
Pamiętam, jak pod oknemi domu moich rodziców otwarto miejsce, w którym co piątek odbywały się wiejskie imprezy. Zjeżdżała się tam młodzież ze wszystkich okolicznych wiosek. Pamiętam, że siedziałam z książką nocami i czasem, wciągnięta w wir historii, szłam spać później niż osoby wracające z imprezy. Pamiętam, że za nic w świecie nie chciałam być na ich miejscu i cieszyłam się, że mam swoje ciepłe łóżko i wciągajacą lekturę.
Pamiętam, jak na studiach polonistycznych pochłaniałam po kilkanaście książek miesięcznie. Pamiętam, jak dorabiałam w Empiku na dziale książki. Wtedy moim konikiem stała się książka dziecięca. Szybko stałam się też odpowiedzialna za cały dział ksiażek dla dzieci.
Pamiętam, jak po studiach znalazłam pracę w gminnej bibliotece. Tej samej, z której książki do swojego oddziału brała moja babcia. A gdy urodził się Jasiek, tak wsiąkłam w książki dla dzieci, że stworzyłam bloga. Bloga, który stał się największym w Polsce blogiem cyklicznie recenzującym książki dla dzieci. Trzy lata później została wydana seria moich książek, które już teraz są bestsellerami.
Jak widzicie, książki w moim życiu były obecne od zawsze, ale są trzy tytuły, które miały na nie szczególny wpływ. Są to pozycje typowo poradnikowe. Po takie tytuły zaczęłam sięgać dopiero, jak znalzłam się w kompletnym dołku. Skumulowąły się we mnie wszystkie złe wydarzenia i przeżycia z ostatnich kilku lat. Żeby to wszystko przepracować, musiałam przejść terapię. Gdy zaczęłam się oswajać z nową rzeczywstością, stwierdziłam, że chcę czegoś więcej. Że nie chcę żyć przeszłością i zmartwieniami, tylko cieszyć się tym, co jest tu i teraz. Wiem, że to wszystko brzmi jak coachingowe pitu-pitu, ale te książki naprawdę mi pomogły. I jeżeli czujecie, że stoicie w miejscu albo z czymś sobie nie radzicie, to mogą też pomóc i Wam.
Potęga podświadomości
Książka pokazująca, jak ogromną moc ma nasza podświadomość. Jedni uznają tę książkę za szarlataństwo. Inni uważają, że „Potęga podświadomości” w pewnym sensie pomaga zrozumieć Pismo Święte i to jakim wielkim darem Bóg obdarzył ludzi. Tym darem ma być podświadomość.Bo najważniejsze jest to, aby wierzyć w coś. Coś, co może nam pomóc osiągnąć nasze cele.
Nie sposób jest zarzucić autorowi, że jego rady nie działają. „Potęga podświadomości” jest podobno jednym z najskuteczniejszych poradników, jakie kiedykolwiek napisano. Pomogła milionom ludzi na całym świecie jedynie za sprawą zmiany myślenia. Książka napisana jest w nieco dziwny (mistyczny?) sposób, ale działa. Naprawdę pozwala uwierzyć w siebie i swoje marzenia. Wiem, że to wszystko brzmi trochę sekciarsko i część porad jest nieco nietypowych, ale jak podejdziemy do tego tematu z otwartym umysłem, to naprawdę zaczniemy zauważać, że mamy zdecydowanie większy wpływ na to, co się wokół nas dzieje. Pamiętajcie –
Jesteśmy tacy, jak nasze myśli.
Jak przestać się martwić i zacząć żyć
To jest książka, która tak bardzo była mi potrzebna. Odkąd pamiętam, zawsze byłam naczelnym czarnowidzem. Gdy przez chwilę w moim życiu był okres względnego spokoju, ze strachem czekałam na to, co może się wydarzyć. Bo przecież nie może być za dobrze. Coś za chwilę na pewno się stanie. Osoby, które nie mają tendencji do przesadnego zamartwiania się, mogą uznać tę pozycję za zbiór banałów. Ale dla tych, dla których zmartwienia są nieodłączną częścią życia, ta pozycja będzie wybawienie i swego rodzaju kierunkowskazem. Według mnie powinni ją dodać do kanonu laktur. 🙂 To książka, która skłania do przemyśleń, pozwala uwolnić głowę od niepotrzebnych strachów, koi skołatane nerwy.
Moje dwa ulubione cytaty:
Zbyt późno spostrzegamy, że życie polega na życiu, w każdej godzinie i każdym dniu.
Jest tylko jedna droga do szczęścia – przestać się martwić rzeczami, na które nie masz wpływu.
Mindfulness. Trening uważności
Mindfulness – czyli uważność – to stan kierowania uwagi na to, czego doświadczamy w danej chwili – tu i teraz. Ten tytuł to przewodnik po uważności i jej praktykowaniu. To najtrudniejsza pozycja z przedstawionych. Najtrudniejsza według mnie, bo najtrudniej jest mi wdrożyć w życie jej założenia. Ciągle jestem w biegu, ciągle mam milion myśli na sekundę. Trudno jest mi się zatrzymać, nie myśleć przez chwilę ani o przeszłości, ani o przyszłości. Ale uczę się tego.
Uświadomienie sobie, że myśli to nie fakty, daje przestrzeń do zdecydowania, czy brac je na powważnie, czy też nie.
Na pewno przeczytanie tych trzech książek niczego za Was nie zawałtwi. Samo przeczytanie niczego nie daje. Ważne jest, aby je przepracować w sobie i otworzyć się na to, co mają nam do zaoferowania. Tylko od nas zależy, jak podejdziemy do tych tematów.
Wszystkie te trzy książki towarzyszą mi zawsze, kiedy ich potrzebuję. Nie, nie taszczę ich wszędzie ze sobą, ale mam je na czytniku. W każdej chwili mogę do nich wrócić, gdy tego potrzebuję. Przeczytać jeszcze raz te zdania, które kiedyś mi pomogły. Mój czytnik to Inkbook. Inkbook to polska marka. Zdecydowałam sie na niego z bardzo prozaicznego powodu. Wybrałam go, ponieważ jest mały, lekki i niedrogi. Lubię poręczne rzeczy, a Inkbook doskonale mieści się w torebce i fajnie leży w mojej niewielkiej dłoni. W Inkbooku mieszczą się tysiące książek (pamięć 4 GB + można ją rozszerzyć dokupując kartę SD).
Jeżeli interesowaliście się czytnikami, to na pewno wiecie, że ich ekran znacznie różni się od takiego na telefonie i tablecie. Przede wszystkim nie męczy wzroku. Elektroniczny wyświetlacz czytnika działa na nasz wzrok i mózg jak kartka w książce. W Inkbooku można też dostosować sobie wielkość i rodzaj czcionki tak, aby było dla nas jak najwygodniej i najczytelniej. Fajne jest też to, że z czytnika możemy korzystać za pomocą klawiszy lub dotykowego ekranu. Jak wolimy.
Domyślnie w Inkbooku zainstalowana jest aplikacja Legimi, dzięki której w miesięcznym abonamencie (koszt 50 zł) mamy dostęp do wszystkich książek w ich bazie. Nie musimy się zastanawiać, czy wydać pieniądze na jakąś książkę. Wystarczy opłacić miesięczny abonament i wybierać tyle książek, ile zdołamy przeczytać.
Czytnik zaczął się sprawdzać nie tylko w moim przypadku, ale również w czasie podróży z dziećmi. Dzięki niemu nie musimy ze sobą tachać całej torby książek, jak to było dotychczas. 🙂
Szczerze mówiąc rozważam pozbycie się z domu części swoich książek i trzymanie ich tylko w czytniku. Zresztą powinien Wam się spodobać ten pomysł, bo książki planuję przenieść do naszego mieszkania w Kołobrzegu, które wkrótce będzie gotowe do wynajęcia. 🙂 A jeżeli sami dużo czytacie albo zastanawiacie się nad prezentem dla kogoś, kto lubi czytać i chcecie zainwestować trochę więcej niż zakup książki, to podowiadam, że nie wymyślicie lepszego prezentu niż czytnik.
2 komentarze
Matylda Jasmin
2 grudnia 2019 at 22:30Wiolu, a którego masz inkbooka. Chcę kupić mamie, więc dobrze byłoby z podświetleniem i w miarę prosty w obsłudze. Rozumiem, że jeśli kupię bez Legimi to po opłaceniu abonamentu będzie działać bez zarzutu? Na stronie Legimi, pewnie dzięki Twojemu wpisowi, brak inkbooków. Pozdrawiam. P. S Dzięki za wpis z prezentami dla nastolatków.
Pozdrawiam
Matylda i Bestia
Magda
30 listopada 2018 at 01:44Wiola.. Nie wierzę. Masz w domu hamak! Jacie.. zazdro na maxa:) dzięki wielkie za bardzo ciekawe pozycje książkowe. Już wiem co sobie zażyczę na prezent pod choinkę:) tego mi trzeba.. 🙂 zdecydowanie:)