Ostatnio na blogu poruszałam temat strachu o dziecko. Wspominałam, że u mnie ten strach zaczął wraz z pojawieniem się dwóch kresek na teście ciążowym. Przez całą ciążę myślałam, że gdy dziecko pojawi się na świecie, będę bać się mniej, ponieważ wreszcie będę miała wpływ na to, co się wokół niego dzieje (w ciąży czułam zupełny brak kontroli). Jak się okazało – było zupełnie inaczej. Przez natłok informacji (często kompletnie sprzecznych) nie wiedziałam, co tak naprawdę jest donbre dla dziecka.
Pod wpływem szalejących hormonów po porodzie i podobnie szalejącego baby bluesa na pytanie mojego ginekologa „co u dziecka?” wybuchłam rykiem, że nie wiem. Bo naprawdę nie wiedziałam. Próbował mnie uspokoić, mówiąc, że jestem teraz matką, chcę dla swojego dziecka jak najlepiej, więc powinnam zaufać swojej intuicji, bo ona nie pozwoli mi skrzywdzić dziecka.
Moja intuicja w tym momencie oszalała i poczuła jeszcze większą presję, aby wyszukiwać jak najlepsze produkty dla dziecka. Tylko jak tu cokolwiek znaleźć, kiedy każdy pisze co innego? Komu zaufać, kogo słuchać? W tym całym szaleństwie w pewnym momencie zaczęłam ocierać się o koniec internetu. Miałam wrażenie, że wszystko, co zrobię, będzie złe. Złe mleko, zła kasza, zła butelka, złe zabawki, złe ubranka.
A gdy pojawiały się tematy zdrowotne lub związane z zachowaniem dziecka, zaczynała się jeszcze lepsza zabawa. Dziecko jest takie, a nie inne, bo za dużo spałam na prawym boku w ciąży (sic!), ktoś je zauroczył i trzeba je przełamać (sic!), było szczepione, ma pasożyty, ma alergię na mleko/kosmetyki/ubrania/kota/babcię/matkę/powietrze. Gdy dziecko było w brzuchu, byłam pewna, że po urodzeniu będę spokojniejsza, bo wreszcie w razie potrzeby będę mogła mu pomóc. Tymczasem uświadomiłam sobie, że świat stanął na głowie i zapomniał, że w poszukiwaniu wiedzy, powinniśmy skierować nasze kroki najpierw do osób, które zajmują się badaniami naukowymi, a nie wróżeniem z fusów.
W pewnym momencie udało mi się powiedzieć STOP.
W międzyczasie otarłam się o medycynę niekonwencjonalną, podejście skrajnie eko/bio/anty gmo i inne czary. Przeanalizowałam swoje dotychczasowe doświadczenia i zrozumiałam, że jedyną rzeczą, której zawdzięczam zdrowie i życie nie tylko moje, ale też życie dzieci, jest medycyna. Nie internetowi uzdrowiciele, nie lewoskrętna witamina C, nie badania żywej kropli krwi, tylko właśnie badania naukowe i medycy.
Gdy byłam w pierwszej ciąży, lekarz powiedział mi wprost, że sto lat temu kobiety z taką budową jak moja, umierały przy porodzie. Mało tego – gdyby nie medycyna nie donosiłabym dwóch ciąż. Gdyby nie medycyna, nie urodziłabym. Gdyby nie osiągnięcia medycyny, nie wykarmiłabym dzieci. Gdyby nie lekarze, moje druga ciąża by mnie zabiła. Trzecia zabiłaby i mnie, i dziecko.
Dlaczego nie ufamy ekspertom, a ufamy znachorom i wróżkom? Mówiąc szczerze – nie wiem. Jak to się stało, że osoby, które wiele lat pracują, studiują wyniki setek badań naukowych, wykonują własne badania, cieszą się mniejszym zaufaniem niż dziadek z lasu, który leczy różdżką z patyka?Mamy specjalistów na wyciągnięcie ręki, a wolimy zaufać samozwańczym cudotwórcom. Coraz rzadziej odwołujemy się do danych naukowych, faktów i rzetelnych autorytetów. Zamiast tego zaczynamy szukać opinii w internecie, często zapominając o tym, że znalezione tam informacje wymagają szczególnie wnikliwej weryfikacji. Gdzieś się pogubiliśmy.
Pewnie gdybym była w takiej sytuacji zdrowotnej, że medycyna rozkładałaby ręce, szukałabym alternatywnych form leczenia. To zrozumiałe. Póki jednak mogę zaufać medycynie (której tak wiele zawdzięczam), ufam jej, lekarzom i ośrodkom medycznym.
Jak pewnie wiecie, mamy w Polsce Instytut Matki i Dziecka – instytucję opiniotwórczą, prowadzącą badania naukowe i opierającą swoją działalność na wiedzy ekspertów z różnych dziedzin (żywienia, medycyny, psychologii). Korzystaliście kiedyś z ich wiedzy? Eksperci Instytutu to doświadczeni lekarze specjaliści, pielęgniarki i położne oraz eksperci medycyny wieku rozwojowego i pracownicy naukowi, którzy na co dzień pracują z małymi pacjentami w klinikach i poradniach Instytutu. Każda opinia jest efektem pracy zespołu złożonego ze specjalistów różnych dziedzin.
Opinie wydawane przez IMiD są oparte o wnikliwą analizę danych jakościowych i żywieniowych dotyczących produktu i jego składników oraz o audyt produkcji. Zanim produkt otrzyma pozytywną opinię, musi przejść przez złożony proces opiniowania.
Opiniowanie produktów składa się z kliku etapów:
- Analizy dokumentacji od producenta, podczas której weryfikowane są dane dotyczące jakości nie tylko samego produktu, ale również procesu produkcji (w jakich warunkach był tworzony produkt) oraz surowców, z których został wykonany.
- Analiza ekspertów Instytutu, którzy sprawdzają przede wszystkim wytrzymałość, konsystencję, zapach oraz jakość wykonania produktu.
- Badania aplikacyjne i użytkowe z udziałem wykwalifikowanego personelu medycznego oraz doświadczonych lekarzy specjalistów. W ostatnim etapie uczestniczą też wybrani mali pacjenci oraz ich rodzice.
Wyniki prac opiniodawczych prezentowane są w postaci raportu opinii dokładnie opisującego zakres i metodykę przeprowadzonego badania. Pozytywna opinia jest wydawana na okres 3 lat. Produkty z pozytywną opinią oznaczone są informacją lub logo Instytutu na opakowaniu i w tym czasie podlegają stałej obserwacji. Merytoryczną podstawę wydawanych przez Instytut opinii stanowią aktualne przepisy prawa obowiązujące w Polsce oraz w Unii Europejskiej, standardy medyczne i zalecenia, wytyczne konsultantów krajowych, towarzystw naukowych oraz dostępne wyniki badań naukowych.
Opinie ekspertów z Instytutu Matki i Dziecka możecie znaleźć na stronie epozytywnaopinia.pl – wiarygodnym źródle wiedzy o produktach z pozytywną opinią wydaną przez specjalistów.
Partnerem wpisu jest marka Żywiec Zdrój
3 komentarze
Ewelina
20 września 2018 at 21:46Cudowne zdjęcia i cudowny blog dużo inspiracji książkowych od was zaczerpniętych mamy 🙂 z czego bardzo się cieszymy. Dużo tez innych fajnych ciekawych wpisów uwielbiamy tez wpisy wycieczkowe i z niecierpliwością czekamy na wpis o wakacjach w kamperze 🙂 mam takie pytanko odnośnie zdjęć czym robicie zdjęcia w pomieszczeniach i na zewnątrz jakie obiektywy i jaki aparat ? Obrabiasz dużo w programach graficzny ? Są piękne kolory cudowne kontrast i ostrość wszystko super, aż by się chciałoby mieć takie zdjęcia dzieci w swoim albumie 🙂 pozdrawiam serdecznie
Wiola Wołoszyn
20 września 2018 at 21:54Bardzo dziękuję za przemiłe słowa na temat bloga. Cieszę się, że korzystasz z naszych poleceń. Zdjęcia robię Nikonem d810. Obiektywy, których używam praktycznie zawsze to 35 mm 1,4 i 20 mm 1,4. Oba to Sigma Art. Wszystkie zdjęcia przepuszczam przez program graficzny, ale jest to raczej nieduża obróbka. Poprawiam cienie, światła, biele (gdy coś przepalone). Praktycznie nigdy nie ruszam kolorów, nie pędzelkuję każdego zdjęcia. Raczej ustawiam jedno ustawienie dla pewnej grupy. 🙂
mart
14 sierpnia 2018 at 23:44Dlaczego nie ufamy ekspertom? Ano dlatego, że nawet w dzisiejszych czasach, pomimo jasnych wytycznych WHO i innych godnych zaufania instytucji lekarze, położne, pielęgniarki nadal potrafią prawić zalecenia sprzed pół wieku! Dokarmianie kilkumiesięcznych (3-4) maluchów kaszką bo mało przybierają na wadze, konieczność dopajania wodą, kolki jako rezultat złej diety matki, itp, itd. Ręce opadają! To skutecznie burzy zaufanie do tzw.ekspertow.