Pamiętam, jak po powrocie ze szpitala nie mogłam zasnąć – nie dlatego, że maluch płakał (bo akurat spał jak anioł), tylko dlatego, że ciągle sprawdzałam, czy oddycha. Każda cisza w nocy wydawała mi się podejrzana. Leżałam z głową przy łóżeczku i nasłuchiwałam tych delikatnych, ledwo słyszalnych oddechów. Brzmi znajomo?
Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o monitorze oddechu. I choć z początku byłam sceptyczna (czy to nie przesada?), dziś uważam, że to jedno z tych urządzeń, które mogą uratować nie tylko dziecko… ale i nerwy rodziców.
Co to właściwie jest ten monitor oddechu?
Najprościej mówiąc – to mały sprzęt, który „słucha” za nas. Monitoruje, czy dziecko oddycha, i jeśli przez dłuższy moment nic się nie dzieje – uruchamia alarm. I nie, nie chodzi o to, że dziecko się lekko przekręciło. Chodzi o dłuższy brak ruchu klatki piersiowej, który może oznaczać bezdech.
Są różne wersje: jedne wkłada się pod materacyk, inne przypina do pieluszki czy body. Jedne mają aplikacje, inne są bardzo proste i działają „po staremu”. Ale wszystkie mają jeden cel: pomóc nam spać trochę spokojniej.
Czy to działa?
Zanim kupiłam swój monitor oddechu, przeczytałam pół internetu. Opinie były różne – jedni pisali, że to „must-have”, inni, że tylko stresuje. Ja powiem jedno: działa – ale nie jak magiczna tarcza ochronna, tylko jako dodatkowa para oczu (a raczej uszu), gdy śpisz.
To nie jest coś, co zastąpi Twoją czujność, ale daje Ci chwilę oddechu. Zwłaszcza w nocy, gdy wszystko wydaje się groźniejsze, a każda cisza brzmi złowieszczo.
Kiedy szczególnie warto rozważyć taki sprzęt?
Nie każdemu monitor będzie potrzebny. Ale są sytuacje, kiedy może być naprawdę pomocny:
- jeśli Twoje dziecko przyszło na świat trochę wcześniej,
- jeśli ma niższą masę urodzeniową,
- jeśli masz za sobą trudniejsze doświadczenia (albo po prostu potrzebujesz więcej spokoju),
- jeśli boisz się syndromu nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS),
- albo po prostu, jeśli jesteś mamą (czy tatą), która – jak ja – przez pierwsze tygodnie praktycznie nie spała z niepokoju.
Jak wybrać monitor oddechu?
Na stronie Gemini.pl – Twoja platforma zdrowia znajdziesz spory wybór takich urządzeń. I tu warto chwilę się zatrzymać i zadać sobie kilka pytań:
- Gdzie maluch będzie spał? W łóżeczku, w koszu Mojżesza, a może z Tobą?
- Czy chcesz coś mobilnego – np. na wakacje?
- Czy ważna jest dla Ciebie aplikacja i powiadomienia w telefonie?
- Czy wolisz coś prostego, bez wifi i technologii?
To trochę jak wybór wózka – niby prosty sprzęt, a każda rodzina ma inne potrzeby.
A co z alarmami „na darmo”?
To był mój największy strach – że urządzenie będzie co chwila piszczeć, bo dziecko się ruszyło, przekręciło albo bo… baterie się kończą. Ale z mojego doświadczenia – jeśli dobrze ustawisz monitor i nie kombinujesz zbyt często z materacem czy pozycją malucha, to alarmy raczej się nie zdarzają. I jeśli już się pojawiają – to lepiej, że są, niż że ich nie ma.
Czy kupiłabym drugi raz?
Zdecydowanie tak. Nie dlatego, że coś złego się wydarzyło – ale właśnie dlatego, że mogłam spać spokojniej, wiedząc, że jeśli coś się stanie, usłyszę sygnał. I że nie muszę co 15 minut zaglądać do łóżeczka z latarką w telefonie (kto tam był, ten wie).
Jeśli czujesz, że taki monitor pomoże Ci poczuć się pewniej jako mama czy tata – warto dać mu szansę. To nie jest gadżet z kategorii „ładne, ale zbędne”, tylko coś, co daje trochę więcej spokoju – a to w pierwszych miesiącach jest bezcenne.
No Comments