Gdy dzieciaki były male, w okresie jesienno-zimowym faszerowałam je przeróżnymi specyfikami aptecznymi, wierząc, że to uchroni ich przed chorobami. Niestety, efekty były kiepskie – chorowali tak, jak pewnie chorowaliby i bez tej suplementacji. Od około dwóch lat stawiam na naturalne rozwiązania, na wsłuchiwanie się w nasz organizm. Od tego czasu zdecydowanie rzadziej chorujemy. Mam oczywiście świadomość tego, że z czasem zwiększa się odporność u dzieci, ale przykładowa w zeszłym roku mój zeszłoroczny pierwszoklasista (który wszedł w nowe środowisko, w nowy arsenał zarazków) nie zachorował ani razu przez cały rok szkolny.
Poznajcie zatem 10 naszych sposobów na zdrowie.
1. Ruszamy się
Staramy się sporo ruszać. Nie tylko po domu. 😉 Dzieciaki od zawsze nie mają problemu z brakiem ruchu, bo raczej nie potrafią za długo usiedzieć w jednym miejscu, ale teraz również i my – starszy zaczęliśmy się ruszać. Poza wspólnym, rodzinnym ruchem – dzieciaki codziennie ruszają się w szkole (codziennie w-f) i w przedszkolu (dodatkowe zajęcia ruchowe w przedszkolu), a my rozciągamy nasze stare kości na jodze, co nie tylko ma cudowny wpływ na całe ciało, ale również genialnie oczyszcza głowę.
2. Oddychamy pełną piersią
Bardzo staramy się dbać o powietrze, którym oddychamy. W tej chwili praktycznie w każdym zakątku Polski nie da się żyć bez oczyszczacza powietrza. I mimo że mieszkamy na wsi, z dala od spalin i wielkomiejskiego smogu; mimo że mamy w domu wiele nowoczesnych rozwiązań – wentylacja mechaniczna, ogrzewanie pompą ciepła, to i tak problem zanieczyszczonego powietrza dotyka również nas. Smród z kominów na wsi wlatuje nam do domu nawet przez okap. Codziennie, od ok godz. 17:00 czuć (dosłownie), że piece na wsi ruszyły pełną parą. Niestety oczyszczacz powietrza powinien teraz być takim samym podstawowym wyposażeniem domu jak odkurzacz.
Nie tylko oczyszczamy, ale też nawilżamy. Zauważyłam, że gdy wyjeżdżamy gdzieś, gdzie jest suche powietrze (u nas wilgotność jest ok), to bardzo szybko wysuszają nam się śluzówki nosa, robi się sucho w gardle – zaczyna drapać, boleć. U nas w domu za odpowiednie nawilżenie powietrza dba głównie rekuperator, u wielu osób tę funkcję pełni nawilżacz powietrza. Ja dodatkowo postawiłam u siebie w gabinecie najprostszy nawilżacz powietrza, do którego można wlewać olejki eteryczne. Siedzę przy nim, gdy pracuję. Dzięki temu nie tylko bez przerwy mam nawilżoną cerę (to podobno znany sposób Azjatek na piękną cerę), ale również oczyszczone zatoki. Często jednak osoby, które mają suche powietrze w domu, po rozpoczęciu sezonu grzewczego zaczynają mieć dolegliwości ze strony układu oddechowego i nie łączą tego z suchym powietrzem. Warto o tym pomyśleć i zbadać poziom nawilżenia powietrza.
Poza tym staramy się wyjeżdżać tam, gdzie powietrze rzeczywiście jest czyste i nie potrzebuje żadnych oczyszczaczy. W okresie jesiennym i zimowym staramy się omijać miasta szerokim łukiem.
3. Stawiamy na naturę
Nasza spiżarnia coraz bardziej powiększa się o kolejne dobrodziejstwa natury. Od kilku lat jesteśmy wierni marce Olini (zobaczcie wpis sprzed dwóch lat – Olini), gdzie kupujemy oleje, miody. zakwasy. Nie wiem, czy wiecie, ale w Olini oleje są tłoczone dopiero wtedy, gdy je zamówicie. Są więc tak świeże, jak to tylko możliwe. W tej chwili właśnie głównie nimi wspomagamy swoją odporność lub podajemy przy pierwszych oznakach przeziębienia. Zobaczcie, co mamy w tej chwili w naszej spiżarce:
Oczywiście największym hitem na odporność od lat jest olej z czarnuszki. Jest on najczęściej wybierany przez rodziców szukających sposobów zwiększenie na odporności u dzieci oraz na alergie. Pomaga w leczeniu alergii oddechowych, astmy, częstych katarów i kaszlu. Czarnuszka działa mocno antybakteryjnie i przeciwzapalnie. Jedynym minusem jest jej smak – jest korzenny, dość intensywny i wytrawny. Każda mama ma swój patent na jego zamaskowanie. Najczęściej olej jest mieszany z miodem, owocowymi syropami, albo sokami. U nas sprawdza się jedynie „zapijanie” lub „zagryzanie” czarnuszki. Po podaniu oleju szybko popijamy ją sokiem z jagody kamczackiej lub zagryzamy np. łyżką miodu.
Świeży, nierafinowany i tłoczony olej z czarnuszki znajdziecie tutaj – olej z czarnuszki
Tegorocznym hitem z kolei jest sok z jagody kamczackiej, który zawiera dużo witaminy C i jest jednym z superfoods o największym spektrum działania. Poza tym że ma działanie antybakteryjne i antywirusowe, ma udowodnione działanie wspierające leczenie przeciwnowotworowe. Ale najlepiej będzie, jak o jej działaniu przeczytacie w rzetelnym opracowaniu – właściwości prozdrowotne jagody kamczackiej. Jagodę kamczacką można pić na różne sposoby. My jednak pijemy głównie w postaci szotów. Jest naprawdę bardzo smaczna.
Zimnotłoczony sok z jagody kamczackiej znajdziecie tutaj – sok z jagody kamczackiej
W ofercie Olini niezwykłą jagodę kamczacką znajdziecie również wymieszaną z miodem – liofilizowane owoce zachowują smak i wszystkie właściwości świeżych jagód – witaminy, minerały i ważne dla zdrowia polifenole. Na zdjęciu zobaczycie, jak piękny kolor nadają miodkowi. A ja jestem ogromną fanką miodów Olini. Zresztą zobaczcie na zdjęciach naszą kolekcję – mamy ich cały arsenał. Moje dzieciaki również je uwielbiają. Olini do swoich miodów dodaje też inne super owoce. Również te, których moje dzieci nigdy by nie zjadły – np. aronię czy czarną porzeczkę. Razem z miodem wchodzą aż miło. Jak oglądacie moje stories, to wiecie, że kochamy te miody do tego stopnia, że w tym roku zabraliśmy je nawet na camping w Chorwacji.
Miody Olini zamówicie tutaj – miody Olini
Poza olejem z czarnuszki, tegorocznym odkryciem, czyli sokiem z jagody kamczackiej, czy miodami, odporność podnosimy również, pijąc probiotyczne zakwasy warzywne. Ja uwielbiam schłodzony zakwas z kapusty i piję go w postaci nieco większych szotów. Najlepiej smakuje z kieliszka. 😉 Moje dzieci z kolei wolą zakwas z buraka. Zakwas z kapusty zawiera sporo naturalnej witaminy C, wapń, fosfor, przeciwutleniacze czy zdrowe bakterie. Z kolei zakwas z buraka jest nieoceniony w przypadku spadków poziomu żelaza. Poza tym również jest bogaty w naturalną witaminę C. Picie zakwasów poleca się szczególnie w przypadku spadku odporności, skłonności do infekcji, po antybiotykoterapii, przy chronicznym zmęczeniu czy w przypadku problemów z trawieniem.
Ofertę zakwasów Olini możecie poznać tutaj – zakwasy Olini
Nie mogłam pominąć również oleju sezamowego. Uwielbiam go! Olej sezamowy stosuję głównie do sałatek i potraw kuchni azjatyckiej, ale jakiś czas temu, gdy znowu odezwały się moje zatoki, przypomniało mi się o jeszcze jednym jego zastosowaniu. Kilka tygodni temu wróciłam do ssania oleju. To stara, znana od tysięcy lat, ajurwedyjska metoda, która pomaga przy stanach zapalnych zatok. A ja problemy z zatokami mam przewlekle. Wiem, że może to brzmieć nieco zbyt magicznie, ale poczytajcie o tej metodzie. Były prowadzące różne badania, potwierdzające, że to naprawdę działa. Najważniejsze jest jednak to, żeby ssać olej nierafinowany, z dobrego źródła. Ja najbardziej lubię olej sezamowy Olini. Nie wiem dlaczego, ale w smaku przypomina mi on słonecznik. Jest przepyszny.
Olej sezamowy kupicie tutaj – olej sezamowy
NIESPODZIANKA!
Udało mi się załatwić zniżkę dla Was na wszystkie produkty Olini. Wystarczy, że składając zamówienie podacie kod: MATKAWARIATKA. Obniża on wartość Waszego koszyka o 10%. Kod działa od dzisiaj (4 października) do 8 listopada.
Tylko uprzedzam – jak już raz spróbujecie, to nie da się przestać. 🙂
4. Kochamy spać
No dobra, ja kocham najbardziej. Staram się przesypiać codziennie co najmniej 7 godzin. A gdy jest taka możliwość, że nie muszę wstawać rano, to potrafię spać i 12 godzin. Dzieciaki zazwyczaj zasypiają nie później niż o 21:00, a budzimy je w ciągu tygodnia ok 6:30, więc codziennie przesypiają co najmniej 9 godzin, co jest kluczowe dla ich rozwoju.
5. Łapiemy promienie słońca
Latem spędzaliśmy mnóstwo czasu na słońcu. Teraz staramy się łapać promienie słoneczne kiedy tylko jest taka możliwość. Wychodzimy też wtedy, gdy dzieciaki mają katar, kaszel czy nawewt zapalenie oskrzeli. Unikamy wychodzenia jedynie podczas gorączki. Jak nie ma słońca, to suplementujemy witaminę C. Zawsze jednak sięgamy po leki z witaminą D. Unikamy suplementów z dodatkiem cukru czy innych słodzików.
6. Nie przegrzewamy się
No dobra – tu mowa o całej naszej rodzinie, poza mną. Ja muszę być zawsze opatulona od stóp do głów, ponieważ moje zatoki bardzo nie lubią zimna. Jednak dzieciakom czy Grześkowi zimno nie straszne i gdy ja chodzę w kurtce, oni często biegają boso po dworze, czy w krótkich spodenkach.
7. Wsłuchujemy się w siebie
Staramy się słuchać swoich organizmów i tego, co nam komunikują dzieci. Dlatego też, jak dzieci mówią, że nie jest im zimno, to ja im wierzę. Każdy z nas inaczej odczuwa temperaturę. Ja mogę zmarznąć przy takiej temperaturze, przy której one będą biegać boso. Poza tym wsłuchuję się w swoje ciało. Jeżeli pokazuje mi, że jest zmęczone, odpoczywam. Kiedyś brałam na siebie jak najwięcej. Teraz zmądrzałam. Zaczęłam również zauważać, które objawy można u mnie powiązać z psychosomatyką. Najczęściej bywam chora przez stres.
8. Szczepimy się
Wiem, że to kontrowersyjny temat. Nasze dzieci mają wszystkie aktualne szczepienia obowiązkowe. Poza tym szczepieni też byli na pneumokoki. Bardzo żałowałam, że mimo iż byli wcześniakami, nie dostali profilaktyki przeciwko wirusowi RS (teraz taka profilaktyka przysługuje wszystkim skrajnym wcześniakom – warto o tym wiedzieć). W zeszłym roku zaszczepiłam ich dwiema dawkami Bexsero przeciwko meningokokom typu B. O szczepieniu przeciwko meningokokom pisałam Wam już we wpisie Meningokoki – zakażenie nimi początkowo przypomina przeziębienie, a śmiertelność może sięgać 70-80% To bardzo ważny wpis. Wiem, że wiele osób nie ma świadomości, czym są meningokoki, więc zostawiam ten link również tutaj.
9. Wrzucamy na luz
Jak już wspominałam – w moim przypadku większość chorób wynika ze stresu. Staram się więc jak najwięcej odpoczywać. Pomaga mi w tym joga, medytacja i ogólnie szeroko pojęty mindfullness. Nauczyłam się też rozpoznawać te punkty zapalne, które sprawiają, że mój organizm zaczyna wysiadać. Poza tym staramy się też nie obciążać dzieci żadnymi dodatkowymi zajęciami po przedszkolu i szkole. Wybraliśmy im taką szkołę i przedszkole, żeby wszystkie zajęcia edukacyjne i ruchowe (basen, codziennie zajęcia ruchowe, codziennie angielski itp.) były realizowane w czasie zajęć. Po zajęciach po prostu wracamy więc razem do domu i spędzamy czas wspólnie.
10. Staramy się zdrowo jeść
Nie będę kłamać, że moje dzieci zajadają się jarmużem i nie wiedzą, co ro parówka. Ale staram się, aby ich dieta była urozmaicona. Nie każdy posiłek składa się ze zdrowych produktów, ale i nie każdy składa się z niezdrowych. Sama byłam ekstremalnym niejadkiem, więc doceniam wszystkie starania moich dzieci w próbowaniu nowych, zdrowych produktów. Na podstawie własnych doświadczeń wiem również, że wcale nie tak łatwo wprowadzić dziecko w stan niedożywienia i nawet jeżeli wydaje się nam, że dziecko je mało albo nie je tego, co powinno, to większości przypadków rzeczywiście nam się wydaje (nie ma to przełożenia w wynikach badań laboratoryjnych). Jeśli jednak bardzo martwi Was dieta Waszych dzieci – śmiało zróbcie im badania.
5 komentarzy
Aga
15 listopada 2020 at 20:27A my robimy swoje przetwory. Ogórki kiszone, kapusta kiszona, soki z jagód z malin, kompoty, gruszki w occie i sok pomidorowy. Z roku na rok robimy coraz więcej i potem konsumujemy cały rok swoje pyszne i zdrowe przetwory. ( szczególnie teraz w dobie wirusa tak ważne).
Pozdrawiam
Aga
Karolina
6 października 2020 at 15:27Czy te wszystkie soki i zakwasy bardziej sie u Was sprawdzają zapobiegawczo czyli na wzmocnienie odpornosci czy jak juz zachorujecie to szybko dochodzicie do siebie? Chciałabym coś zdrowego i naturalnego kupić z podanej przez Pania strony, aby podawać dzieciom w okresie jesienno-zimowym, ale nie wiem, czy będę umiała to podać. Pisze Pani o szotach z jagody kamczackiej i zakwasach, czy mam rozumiec ze wlewacie do kieliszka i odrazu pijecie czy mieszacie z czyms jeszcze?
Wiola Wołoszyn
6 października 2020 at 15:31Szoty pijemy, nie mieszamy z niczym. Nawet olej z czarnuszki pijemy bez mieszania z czymkolwiek. Czarnuszka jest bardzo intensywna w smaku i nawwet po wymieszaniu jej np. z miodem i tak miód smakował czarnuszką, za którą dzieci nie przepadają. Podaję więc im po prostu na łyżeczce i daję coś do popicia albo zagryzienia. Soki i zakwasy można stosować i profilaktycznie, i w czasie choroby. 🙂
Olka
5 października 2020 at 23:35Bardzo mądry wpis. Olini poznałam dzięki temu wpisowi sprzed 2 lat właśnie i od tamtej pory regularnie zamawiam oleje stamtąd. Oczyszczacz powietrza kupiłam stosunkowo nie dawno ale pierwsze gdzie go szukałam to właśnie tu na twoim blogu i kupiłam ten który polecalas i po raz kolejny się nie zawiodłam. Naprawdę jestem wdzięczna za istnienie twojego bloga ;).
Wiola Wołoszyn
6 października 2020 at 07:27Dziękuję, Olu! <3