Zapraszam na wyjątkowy odcinek cyklu #biznesmamy. Nie przedstawię Wam dziś kolejnej mamy tworzącej wyjątkowe przedmioty. Dziś mama, która postanowiła rzucić pracę na etacie i stworzyć miejsce pracy nie tylko dla siebie, ale i dla innych ludzi. Być może i Was zainspiruje. Ja sama jakiś czas temu myślałam, aby otworzyć podobną działalność.
Zapraszam na rozmowę z Anią Stożek – mamą dwójki dzieci, blogerką, właścicielką punktów opieki dziennej dla dzieci.
Gdzie pracowałaś przed ciążą?
Od zawsze pracowałam w dużych, zachodnich i renomowanych korporacjach – byłam mega pracoholiczką. Przeszłam ścieżkę kariery od recepcjonistki po managera, od logistyki, przez sprzedaż, aż po marketing. Był ze mnie trochę taki korposzczurek, chociaż nigdy nie pięłam się po trupach do celu. Dwójkę moich wspaniałych dzieci urodziłam w ostatniej firmie, w której pracowałam na etacie. I co ciekawe, zarówno po urlopie macierzyńskim po narodzinach córki, jak i potem, po rodzicielskim po synku, wróciłam na wyższe stanowisko. Dostałam awans. Uważałam się za świetny przykład tego, że można łączyć karierę z macierzyństwem.
Skąd wziął się pomysł, żeby porzucić obecną pracę?
Kiedy wróciłam do pracy po drugiej ciąży i ponad rocznej nieobecności, kompletnie nie mogłam się odnaleźć w korpo-rzeczywistości. Przestały mnie kręcić kolejne projekty, kolejne wyzwania. Pracy było coraz więcej, żyłam w coraz większym stresie, a do domu wracałam, kiedy dzieci szły już spać. W pracy zaczęły się przytyki, że za mało z siebie daję i powinnam zmienić nianię na taką, która jeszcze dłużej zostanie z dziećmi. A ja tak bardzo za nimi tęskniłam! Koszmar. Nie czułam się więc ani dobrą mamą, ani dobrym managerem. Czułam, że zaniedbuję nie tylko dzieci, ale męża, przyjaciół i ukochanego bloga. Byłam nieszczęśliwa i wiedziałam, że muszę coś zmienić w swoim życiu. Wtedy pomyślałam o opiece nad dziećmi.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tej zmianie?
Zaryzykowanie i postawienie wszystkiego na jedną kartę. Pracując na etacie zawsze dokładnie wiedziałam, ile pieniędzy wpłynie na moje konto na koniec miesiąca. Otwierając własny biznes nie masz tej gwarancji, nie masz więc też poczucia bezpieczeństwa, bo musisz włożyć w to kupę serca, energii, czasu i właśnie pieniędzy i nigdy nie wiesz, ile z tego do Ciebie wróci. Na szczęście od samego początku miałam ogromne wsparcie mojego męża, który mocno mi kibicował, a finalnie sam zaangażował się w pełni w realizację mojego pomysłu i obecnie całą firmę prowadzimy razem.
Jaki musiałaś mieć swój wkład finansowy, żeby móc otworzyć żłobek?
Przyjmuje się, że otworzenie żłobka czy klubu malucha to koszt od 50 tysięcy wzwyż, jednak według mnie to za mało. O ile wystarczy nam to na remont czy dostosowanie małego lokalu pod wyśrubowane wymogi prawne, o tyle na opłacenie najmu tegoż lokalu czy pensji pracowników już raczej nie. A te musimy przecież płacić od samego początku, czyli nie zarabiając nic! I taki stan może trwać kilka miesięcy. Do tego trzeba opłacić także sobie ZUS, regulować na bieżąco rachunki domowe, kupować jedzenie i w ogóle… żyć! O ile można zaoszczędzić na sobie i nie kupować przez pewien czas ubrań czy kosmetyków, o tyle oszczędzanie na własnych dzieciach już takie łatwe nie jest. To wszystko należy uwzględnić w biznesplanie.
Z drugiej strony mało kto dysponuje takimi oszczędnościami, dlatego warto zawczasu zorientować się w funduszach unijnych i dotacjach z urzędu pracy – dzięki nim można otrzymać nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych na rozpoczęcie działalności, czasem bezzwrotnych.
Jak tworzy się żłobek od podstaw? Od czego zaczęłaś?
Ponieważ nie miałam wykształcenia pedagogicznego, zaczęłam od kursu na opiekuna dzieci do lat 3 i bezpłatnych praktyk zarówno w państwowym jak i prywatnym żłobku. W międzyczasie dokładnie zapoznałam się z wymogami prawnymi i dostępnymi formami opieki nad dziećmi oraz stworzyłam szczegółowy biznes plan na pierwszy rok działalności. Dopiero wtedy ruszyłam na poszukiwania odpowiedniego lokalu (co chyba zajęło mi najwięcej czasu), a następnie do jego przystosowania i wyposażenia, stworzenia oferty dla rodziców, zatrudnienia personelu, strony www, reklamy, uzyskania odpowiednich zezwoleń itd.
Jak teraz wygląda Twoja praca?
Przez ponad pół roku od momentu otwarcia pierwszego punktu pracowałam tam na pełny etat jako opiekun dzieci, a więc dbałam o ich prawidłowy rozwój, prowadziłam zajęcia, karmiłam, usypiałam, przewijałam, bawiłam i tuliłam. Co ważne, razem ze mną chodził tam także mój synek, więc w 100% łączyłam pracę z opieką nad moim dzieckiem. Obecnie mamy już dwa punkty i teraz zajmuję się głównie ich zarządzaniem, czyli dbaniem o wysoki poziom opieki nad naszymi podopiecznymi, sprawną organizacją pracy opiekunów, kontaktami z rodzicami i różnymi firmami zewnętrznymi, zaopatrzeniem, reklamą i milionem innych rzeczy. Jednego dnia siedzę i pracuję cały dzień na komputerze, innego jestem na miejscu, bawię się z naszymi podopiecznymi i spotykam z rodzicami. Najważniejsze jednak jest to, że wreszcie mam czas dla moich dzieci, dla męża. Sama decyduję, ile danego dnia pracuję – nikt nie stoi nade mną i nie każe robić mi czegoś, co według mnie nie ma sensu.
Co chciałabyś powiedzieć mamom, które myślą nad zmianą pracy?
Przede wszystkim nie należy bać się zmian i trzeba uwierzyć w siebie – większość ograniczeń siedzi w naszej głowie i skutecznie hamuje nas przed walką o marzenia. Z drugiej strony do każdej zmiany należy się przygotować. Wiem, że historia pt. „Rzuciłam korpo i otworzyłam własny biznes” brzmi bardzo fajnie, jednak należy pamiętać, że do każdej tego typu zmiany należy się odpowiednio przygotować zarówno pod kątem wiedzy, jak i zasobów. Wyznaczyć sobie jasny cel i krok po kroku się do niego zbliżać. To najlepszy sposób na zwiększenie swojej szansy na sukces i bycie nie tylko szczęśliwą mamą, ale i spełnioną kobietą. Trzymam kciuki!
Jeżeli macie jakieś pytania, Ania na pewno chętnie na pewno na nie odpowie.
Punkty opieki dziennej, prowadzone przez Anię, możecie podejrzeć tutaj – Mamagu
Ania prowadzi również bloga Mamoholiczka.pl
Autorem zdjęć jest Ania.
No Comments