Po przemierzeniu trasy Kłajpeda-Ryga zajęliśmy się odpoczynkiem w hotelu. Nie mieliśmy już sił na wojaże po Łotwie. W ramach naszej akcji z AccorHotels i KidsTravel (o której pisałam szerzej we wpisie Wilno i okolice – atrakcje dla dzieci) w Rydze pierwsze trzy dni nocowaliśmy w hotelu Mercure Riga Centre. Hotel znajduje się zaraz przy dworcu kolejowym, w samym sercu Rygi. Ogromnym plusem było dla nas to, że hotel miał bezpłatny parking. Jakoś że w centrum miasta ciężko było o sensowne (i przyzwoite cenowo) miejsce parkingowe, my nie musieliśmy zaprzątać sobie tym głowy.
Następnego dnia postanowiliśmy jednak ruszyć na zachód, do Windawy i zobaczyć, jak wygląda łotewska plaża przy otwartym morzu.
Z Rygi do Windawy jedzie się ok. 2,5 godziny. Trasa jest… dziwna. Do Windawy prowadzi jedna z głównych dróg Łotwy, ale od niej odchodzą w większości przypadków drogi piaskowe. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś puścił drogę przez las, a boczne drogi zostawił piaskowe. Litewski las jest gęsty, trochę mroczny. Łotwa w ogóle jest niezbyt zaludnionym krajem (liczba ludności – niecałe 2 miliony), co doskonale widać jadąc trasą E22.
O Widawie przed wyjazdem wiedziałam, że jest tam wiele kolorowych krów, które zostały w tym mieście po Paradzie Krów w 2002 roku. Dzieciakom powiedziałam więc w drodze, że jedziemy szukać kolorowych krów. To było naszym głównym celem w Ventspils (Windawie). Na stronie Windawy udało mi się znaleźć mapę krów, więc staraliśmy się poruszać według punktów zaznaczonych na mapie. Nie udało nam się znaleźć wszystkich parzystokopytnych, ale trochę odhaczyliśmy.
Tę ostatnią krowę znaleźliśmy na plaży. Ogromne wrażenie zrobiły na nas wysokie falochrony. Takie zdjęcie udało mi się tam zrobić telefonem.
Prawda, że kosmos?
Było pięknie.
Przy parkingu obok plaży znajduje się niewysoki punkt widokowy, z którego można podziwiać widok na plażę.
Po nadmorskiej przechadzce zaczęliśmy poszukiwać miejsca, w którym moglibyśmy zjeść obiad. Tripadvisor polecał kilka restauracji, jednak większość z nich była oznaczona jako droga. Jako że nigdy nie wiemy, która z potraw posmakuje naszym dzieciom, staramy się nie wydawać na nie fortuny w restauracji. Wybraliśmy miejsce, które miało być i smaczne, i niedrogie. Na miejscu okazało się też, że przeniosło nas w czasie.
Cały wystrój wyglądał jak rodem wyciągnięty z naszego dzieciństwa. Potrawy również przypominały te serwowane w Polsce ponad 10 lat temu. Karbowane, ociekające tłuszczem frytki, ryby w przedziwnych panierkach. Jedynie makaron ze szpinakiem przyrządzony był tak, że bałam się go dawać dzieciom. Koszt całego obiadu również okazał się wcale nie tak niski. Teraz nie pamiętam już dokładnie kwoty, ale w Polsce za te pieniądze zjedlibyśmy obiad całą rodziną w przyzwoitej restauracji.
Po obiedzie chcieliśmy jeszcze zaliczyć dwa parki z atrakcjami dla dzieciaków – Children’s Town i Park Fantaziya. Najpierw mieliśmy udać się do Children’s Town. Grzesiek wklepał go w nawigację, a ta zabrała nas do Parku Fantaziya. Nie mam pojęcia dlaczego, ale potem zaczęły się dziać rzeczy jeszcze dziwniejsze. Ale o tym za chwilę. Park Fantaziya, który miał być Children’s Town okazał się być parkiem w centrum miasta, w którym znajduje się mnóstwo przeróżnych placów zabaw – od tych dla najmłodszych dzieci, do linowych wyzwań dla starszaków. Świetne miejsce. Śmiało można tam spędzić cały dzień. A co najważniejsze – wejście do parku jest bezpłatne.
Gdy z trudem udało nam się odkleić dzieciaki od zjeżdżalni, chcieliśmy udać się jeszcze do tego Children’s Town i przejechać kolejką wąskotorową. Okazało się jednak, że kolejka jeszcze nie jeździ (koniec kwietnia to jeszcze nie jest sezon kolejkowy), a całe miasteczko dziecięce wyparowało. Znaleźliśmy dwie mapy. Obie wyprowadziły nas w las. Dosłownie. Mieliśmy już dosyć kręcenia się w kółko i ruszyliśmy w drogę powrotną do Rygi. W Windawie dla dzieci podobno możecie też zobaczyć planetarium, aquapark, muzeum technologii i zamek.
Brak komentarzy