Wiem, że czekacie na kolejne wpisy z cyklu „atrakcje w Holandii”. No to proszę bardzo.
Pierwszy dzień naszego rodzinnego zwiedzania Holandii rozpoczęliśmy wyjazdem do największego w Europie delfinarium. Wiedzieliśmy, że skoro nastawiamy się głównie na atrakcje dla dzieci, to będą to raczej wakacje, w czasie których nie możemy myśleć o wypoczynku. Miało być intensywnie i tak było od pierwszego dnia. Delfinarium dosyć konkretnie nas wymęczyło. Raczej nie nadmiarem atrakcji, a tłumami. Opiszę Wam to miejsce w innym wpisie. Po co zaczęłam więc pisać o delfinarium? Po to, żeby nawiązać do tego, że tego dnia już w południe byliśmy dosyć zmęczeni. Z delfinarium zwinęliśmy się ok. 14:00. Było więc jeszcze sporo czasu do wieczora. Postanowiliśmy więc, że zaliczymy po drodze tego dnia jeszcze jedną atrakcję. Stanęło na Orchideeen Hoeve, które mieliśmy praktycznie na naszej trasie powrotnej do domu, który wynajmowaliśmy.
Po wjeździe do Luttelgest, w którym znajduje się Orchideeen Hoeve, a które słynie z upraw orchidei, zobaczyliśmy sporą halę, z widniejącym na niej napisem „orchideeen cośtampoholendersku”, więc stwierdziliśmy, że to to. W środku okazało się, że to jakieś szklarnie z roślinami ogrodowymi i rybkami. Właściwie to będąc w środku byliśmy przekonani, że to to Orchideeen Hoeve, do którego mieliśmy jechać. Wyglądało to tak:
Żeby nie dawać po sobie poznać, że nam się nie podoba, zapytaliśmy panią przy wejściu, czy tu można dostać cebulki tulipanów, udając, że tylko po to tu wpadliśmy. Cebulek nie było, więc zwinęliśmy się do samochodu. Dopiero wtedy mój szanowny małżonek, kierowca i pilot w jednym, zauważył, że do miejsca docelowego mamy jeszcze ok 200 metrów. No to ruszyliśmy.
Tym razem na budynku widniał napis Orchideeen Hoeve. Budynek wyglądał lepiej. Ale parking wyglądał tak:
Tak, ten hyundai to nasz. Pozostałe samochody pewnie pracowników. Nie spodziewaliśmy się więc fajerwerków. Gdy podeszliśmy do kasy, też była pusta. Myśleliśmy, że jest już nieczynne. Po chwili pojawiła się jednak pani, która sprzedała nam bilety (nie dało się ich kupić wcześniej przez internet). Bilety są płatne dla dzieci od 4 roku życia, więc dzieciaki weszły za darmo. My płaciliśmy 10,5 Euro za jeden bilet. Przed wejściem wydawało nam się, że 21 Euro za całą imprezę to dosyć drogo, ale gdy wyszliśmy zmieniliśmy zdanie. Było cudownie. I naprawdę odpoczęliśmy po tym delifnarium. Poza nami na miejscu nie było żadnego zwiedzającego. Nie mam pojęcia dlaczego. Tak się zastanawiałam do czego porównać to miejsce. To taka jakby duża palmiarnia sto razy lepsza od tych, które kojarzę z Polski. Całość mieści się na 25 000 m2. Jest co oglądać. Znajduje się tam m.in. ogród tropikalny, malezyjski, tajwański, dolina motyli czy papug, które nie boją się ludzi. Bardziej my baliśmy się ich. 😉 W każdym pomieszczeniu utrzymywania jest odpowiednia temperatura dla rozwoju flory i fauny znajdującej się w środku. W dolinie motyli jest bardzo gorąco, co zauważycie pewnie po włosach Jaśka i nieco zaparowanym obiektywie. Motyle są wszędzie. Trzeba uważać, żeby ich nie rozdeptać albo nie rozjechać wózkiem. W Orchideeen Hoeve można też zobaczyć takie zwierzęta jak żółwie,które można dokarmiać, ryby czy jaszczurki. Całość została tak zaprojektowana, że nie czuje się tego, że znajduje się w budynku. Naprawdę można poczuć się jak w dżungli. Palmy, gęsta, zielona roślinność, małe wodospady i potoki, kamienne ścieżki, liczne zakamarki, (po których Jasiek biegał mega szczęśliwy), wzniesienia, mostki. A na samym końcu świetny plac zabaw. No i te pustki! Żadnego człowieka. Mega dziwne. A obiekt się rozbudowuje. Myślę, że jak będziemy kiedyś w Holandii, to z chęcią podskoczymy tam zobaczyć, co zostało dobudowane. To też genialne miejsce na niepogodę. Wszystko jest zadaszone, a tam śmiało można siedzieć i kilka godzin.
Informacje praktyczne
Obiekt czynny jest od poniedziałku do soboty od 9:00 do 18:00. W niedziele w i święta od 10:00 do 18:00
Dzieciaki w wieku 0-3 wchodzą za darmo
Dzieci od 4 roku życia płacą 5,5 Euro
Dorośli płacą 10,5 Euro
Osoby po 65 roku życia 9,5 Euro
Można też kupić bilety grupowe. Więcej informacji na ten temat znajdziecie na stronie Orchideeen Hoeve tutaj – KLIK
Na miejscu jest restauracja i sklepy, w których można kupić przede wszystkim piękne orchidee.
My byliśmy w środę ok. godzin 16:00. Być może o tej porze Holendrzy nie pojawiają się w takich miejscach. Nie wiem. Ale bardzo polecam, jeżeli chcecie odpocząć.
Parking pod budynkiem jest bezpłatny (co też jest rzeczą dosyć niespotykaną w Holandii).
I krótki filmik nagrany telefonem. Obiecuję nauczyć się nagrywać w poziomie. 🙂
6 komentarzy
Dot
13 czerwca 2018 at 00:55Uwielbiam takie wpisy! Konkretnie i na temat plus do tego dużo zdjęć, aż chce się tam pojechać. My planujemy w tym roku w wakacje Bretanię i Normandię i szukam ciekawych miejsc po drodze w Holandii. Zapisałam już znaleziony u Ciebie park Efteling 🙂 dopisuję Orchideeen Hoeve.
Ewa Kujaszewska
10 marca 2017 at 21:11Wygląda mega i cudnie, aż chce się od razu jechać. Zwłaszcza, że się wie, że moje dzieci byłyby zachwycone
Ewa Kujaszewska
10 marca 2017 at 21:11Wygląda mega i cudnie, aż chce się od razu jechać. Zwłaszcza, że się wie, że moje dzieci byłyby zachwycone
Ewa Kujaszewska
10 marca 2017 at 21:11Wygląda mega i cudnie, aż chce się od razu jechać. Zwłaszcza, że się wie, że moje dzieci byłyby zachwycone
Magda
25 sierpnia 2016 at 17:11Ale fajne miejsce. Zdecydowanie lepsze niż palmiarnia w bliskiej nam okolicy. Tu można spędzić sporo czasu a jak dzieciaki się znudzą jest i plac zabaw. Super.
Wiola
24 sierpnia 2016 at 16:10Te ananasy były szokiem dla nas wszystkich. Myśleliśmy, że ananasy rosną na jakiejś palmie czy jakimś dużym krzaku. A tu taki psikus. 😉