Zmiany cywilizacyjne pędzą jak szalone. Jeżeli porównamy nasze dzieciństwo ze światem, w jakim żyją nasze dzieci, zrozumiemy, że rzeczywistość wokół nas zmienia się bardzo dynamicznie. Jest jednak coś, co od dwustu lat stoi w miejscu. Tak, mowa o naszym systemie edukacji.
Jakiś czas temu pisałam wpis o tym, czego powinna, a czego nie powinna uczyć szkoła. Już od czasów bycia uczniem czułam – pewnie jak większość z Was – że nie tak powinno wyglądać przygotowanie młodych ludzi do wejścia w dorosłość. Co prawda da się zauważyć niewielkie zmiany – moja mama na przykład opowiadała mi o tym, jak nauczyciele bili dzieci linijkami albo musztrowali je pod drzwiami, przed wejściem do klasy. Teraz na szczęście nie spotyka się już takich sytuacji w szkołach. To jednak za mało, żeby można było mówić o tym, że polski system edukacji ma sens. Bo nie ma.
Chciałabym Wam dziś przedstawić książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie – „Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens” dra Mikołaja Marceli. Mikołaj Marcela jest teoretykiem i praktykiem edukacji, nauczycielem, wykładowcą akademickim oraz pisarzem. A przede wszystkim jest miłośnikiem nowych, kreatywnych i – co najważniejsze – skutecznych rozwiązań. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron jego książki zauważyłam, że oznaczam sobie praktycznie każdą stronę i na każdej zaznaczam jakiś fragment, który dał mi do myślenia i do którego chciałabym wrócić. To pierwsza taka pozycja, w której zabazgrałam sobie prawie każdą stronę!
Przyznaję jednak, że na początku czytania „Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku…” podeszłam do tego tytułu raczej sceptycznie. Mikołaj Marcela jest dzieckiem wykształconych rodziców (mama – lekarz, tata – fizyk jądrowy), które kształciło się w szkole prywatnej. Od razu pomyślałam o tym, że jako dziecko żył w swego rodzaju bańce. W pewnym sensie był ustawiony juz na starcie, nie musiał walczyć o swoje, wybijać się. Większość Polaków ma jednak zupełnie inna sytuację życiową niż on. Dopiero gdy uświadomiłam sobie, że nasze dzieci i dzieci naszych znajomych w większości przypadków również mają wykształconych rodziców i uczęszczają do placówek prywatnych, a mimo tego nasze podejście do edukacji diametralnie się różni, zrozumiałam, że niesłusznie chciałam oceniać autora i że w tej książce chodzi o coś więcej.
Nie ma znaczenia, czy jesteśmy wykształceni, czy nie. Nie ma znaczenia, czy nasze dziecko chodzi do szkoły prywatnej, czy publicznej. Istotne jest tu jedynie podejście do edukacji dziecka. I nasze, i szkoły. Znam i szkoły publiczne i szkoły prywatnie, które cisną uczniów, żeby mieli jak najlepsze wyniki. Tak samo znam rodziców wykształconych i niewykształconych, dla których wyniki w nauce ich dzieci są niezwykle ważne. Nie ma reguły.
Przypomniało mi się również, jak wyglądało podejście moich rodziców do mojej edukacji. Sama przeszłam przez wszystko to, przed czym ostrzega rodziców autor książki. W dorosłym życiu przeszłam też przez psychoterapię, która była wynikiem właśnie takiego podejścia do nauki. Co prawda Marcela nie doświadczył tego na własnej skórze, ale sam jest nauczycielem i spotyka na swojej drodze wielu młodych ludzi, którzy są ofiarami obecnego systemu edukacji i przekonań swoich rodziców o tym, że ich dziecko powinno być najlepsze we wszystkim. Nie, nie powinno.
Mikołaj Marcela pisze o sobie, że jest szczęśliwy nie dzięki szkole, ale wbrew niej. A najważniejszy wpływ na to mieli jego rodzice, którzy pozwolili mu być sobą. Którzy nie kontrolowali go i pozwolili mu na rozwijanie swoich zainteresowań, które nijak się miały do przedmiotów nauczanych w szkole. To oni dali mu szansę zadania sobie pytania, kim jest i co chce robić w życiu. Zaufali mu i uwierzyli w niego. Wiedzieli, że każdy młody człowiek jest wyjątkowy, ma jakiś talent i musi znaleźć swoją drogę. A wymaganie od niego, aby był najlepszy we wszystkim, na pewno mu w tym nie pomoże.
Obecny system edukacji praktycznie nie zmienił się od 200 lat. Został on stworzony w Prusach w 1817 roku przez Karla von Steina zum Altensteina oraz Wilhelma Humboldta. Celem tego systemu było stworzenie idealnego obywatela – posłusznego, bez ambicji, gotowego do poświęcenia swojego życia za państwo. I to wciąż działa. Arystokracja, która dzierżyła wtedy władzę, nie posyłała swoich dzieci do szkoły masowej. Zamiast tego, rodzice wybierali edukacje domową, która skupiała się na indywidualnych potrzebach swoich dzieci. Czy to nie daje do myślenia?
Teraz, tak samo jak 200 lat temu, szkoła opiera się na systemie trzech Z – zapamiętać, zdać, zapomnieć. Autor nie tylko wypunktowuje, co jest nie tak ze szkołą, ale przede wszystkim pokazuje sposoby na uzdrowienie polskiego systemu edukacji. Marcela proponuje przestawić go na system czterech K – krytycznego myślenia, komunikacji, kooperacji i kreatywności. Zachęca do odejścia od mechanicznego odtwarzania wiedzy na rzecz samodzielnego konstruowania wiedzy. Nie godzi się na przedmiotowe traktowanie uczniów i postuluje o dbanie o dobro i samopoczucie ucznia. Nie jest to jednak teoretyczna książka o edukacji, a praktyczny poradnik dla rodziców. Czytelnik znajdzie w niej wiele porad i rozwiązań, które rodzice mogę wprowadzić w życie, aby edukacja naprawdę miała sens. Według mnie powinien ją przeczytać każdy rodzic. I każdy nauczyciel!
Udowodniono, że mózg poddany stresowi się nie uczy. Jak więc chcemy nauczać nasze dzieci, kiedy bez przerwy je kontrolujemy i oceniamy? Jak Wy czulibyście się w pracy, w której tak się Was traktuje? Dalej chcielibyście w niej pracować, czy szukalibyście innej? Odpowiedzcie sobie na to pytanie.
Marcela przedstawia również kraje, w których zrewolucjonizowano myślenie o szkole. Pisze o ludziach, którzy mimo skostniałego systemu potrafią wyjść poza jego ramy i zacząć robić coś dobrego dla dzieciaków. Dowiemy się m.in. na czym polega fenomen fińskiej szkoły. Poznamy Kali Lovgren, która stawia na relacje w grupie i udowadnia, że jeden gest wart jest tysiąca słów. Nie zabraknie również przykładów z naszego ojczystego podwórka. Przeczytamy m.in. o szkole w Radowie Małych w Zachodniopomorskiem, gdzie nauczyciele są zadowoleni ze swojej pracy, a dzieci cieszą się na myśl o lekcjach. W 2010 roku szkoła ta zajęła I miejsce w ogólnopolskim konkursie „Otwarci na zmiany”, a dwa lata później przyznano jej tytuł „Szkoły sukcesu”.
Z książki dowiemy się również, jaki nauczyciel jest dobrym nauczycielem (podpowiem, że przede wszystkim ten, którego dziecko lubi i do którego ma zaufanie), jak można pomóc uczniom, jak dobrze się uczyć, czego brakuje w szkole, jak motywować się do nauki, czy naprawdę potrzebujemy ocen i egzaminów oraz zastanowimy się, jak mogłaby wyglądać szkoła dostosowana do naszych czasów. W tej książce znajdziecie mnóstwo praktycznych rozwiązań, które mogą uzdrowić edukację naszych dzieci i sprawić, że podejdą do nauki w zupełnie inny sposób. To wszystko naprawdę da się zrobić.
1 Comment
Beata
29 stycznia 2020 at 10:50Dziękuję za wpis o tej książce. Kupie ją koniecznie, ponieważ ubolewam nad jakością nauczania i podejsciem nauczycieli które skutkuje zasadą 3Z. A opuszczając liceum dzieci nie umieją wyliczyć PIT, obliczyc sobie poprawności wynagrodzenia nie mówiąc o innych przydatnych w dorosłości umiejętnościach.
Przy okaji… Mój sześciolatek też myślał już o latających samochodach i teleporcie… 😛 Dzieci wiedzą co jest w dzisiejszych czasach zmorą rodziców – korki i wieczny brak czasu 😉 A te wynalazki pomogą zminimalizować powyższe problemy.