Wiecie, jak bardzo lubimy Djeco i B.Toys. Staram się być na bieżąco z ich nowościami. Przygotowałam dla Was zestawienie propozycji prezentowych z okazji Dnia Dziecka. Znajdziecie propozycje dla maluchów, przedszkolaków i starszaków. Myślę, że każdemu wpadnie coś w oko. Wybrałam same cuda. A na końcu wpisu czeka na Was niespodzianka.
To już tradycja, że przed Dniem Dziecka mam dla Was niespodziankę od Tuliluli. Tym razem jest to rabat 10% na wszystkie zabawki. Żeby skorzystać z rabatu, należy przy zamówieniu podać hasło matkawariatka. Rabat działa do wtorku (23 maja).
Dla maluchów
Gra dla maluchów – Skojarzenia. Djeco
Pamiętam, że gdy Jaśko zaczynał przygodę z planszówkami, byłam oczarowana djecowskimi (pierwszą Jaśka planszówką była właśnie gra Djeco). Minęły dwa lata, a ten zachwyt mi nie minął. Każda kolejna, która wpada w moje ręce, to małe dzieło sztuki. Już nie mogę się doczekać, jak za rok Witek zacznie grać z Jaśkiem. Póki co bawi się figurkami, rzuca kostką, a Jaśko bezskutecznie próbuje mu wytłumaczyć zasady gry. I mimo że te gry dla najmłodszych przeznaczone są dla dzieci do ok. 5 roku życia, to Jaśko (choć jest już prawie pięciolatkiem) bardzo chętnie po nie sięga. W grze Skojarzenia znajdują się trzy zwierzaki (krowa, królik i żaba) i trzy zestawy światów (ogród, staw, łąka). Królik mieszka w ogródku warzywnym, krowa na łące a żabka w stawie. Poza tym w grze znajduje się też 30 żetonów pasujących do tych trzech światów. Świat królika to ogród warzywny ( marchewka, sałata, jeż, ślimak, konewka, grabie, strach na wróble, królik, koszyk, pomidor). Świat żaby to staw (trzciny, motyl, kaczka, żaba, ważka, ryba, żółw, kaczątko, czapla, łódź). Świat krowy to łąka (koryto, jabłko, dzwonek, płot, ptak, mak, bańka na mleko, krowa, ul, pszczoła). Rozgrywka polega na tym, aby odgadywać, z którego świata pochodzi dany żeton. Myślę jednak, że mając tyle elementów, można w tę grę grać na wiele sposobów, dostosowując poziom rozgrywki do wieku dziecka.
Do kupienia tutaj – Skojarzenia Djeco
Betoniarka Wonder Wheels. B.Toys
Tak jak Jaśko nie interesował się kompletnie autkami, tak Witek ma świra na punkcie samochodzików. Nie wiem z czego to wynika. Niby dzieci z tych samych starych, a tak różne. Jak zobaczyłam tę betoniarkę, to wiedziałam, że to jest coś, co musimy mieć – nie dość, że jest autkiem, to jeszcze ma tę obrotową gruchę (choć szkoda trochę, że całkiem się nie obraca), a Witek uwielbia wszystko, co się kręci. No i to btoys, a więc ładne, solidnie wykonane i zdrowe dla dziecka (nie zawiera FTALANÓW ani BPA (Bisfenolu A)).
Do kupienia tutaj – betoniarka
Sands Ahoy! Wiaderko z akcesoriami do piasku. B.toys
Kolejna rzecz od btoys. Na pewno wiecie, że akcesoriów do piachu nigdy za wiele. Ten zestaw składa się z wiaderka, sitka, wiatraczka, autka, trzech foremek (rybka, ananas, babeczka), grabków (grabek?) i łopatki. My nie doczekaliśmy się jeszcze piaskownicy (tworzy się), więc dzieci muszą zadowolić się zabawą żwirem na betonie. 😉 No i jak to btoys – jest pięknie, solidnie i bez śmieci w składzie.
Do kupienia tutaj – wiaderko B.toys
Układanka piramida Skipping Stones. B.toys
Propozycja dla najmłodszych maluchów. Bardzo fajna piramida. Kółka mają różną wielkość, różną wagę i fakturę (aspekt sensoryczny). No i jak to piramida – uczy malucha koncentracji, logicznego myślenia, rozwija sprawności manualne.
Do kupienia tutaj – piramida B.toys
Zdalnie sterowane autka UFWhoa. B.toys
Hicior. Nie dość, że autko, nie dość, że zdalnie sterowane (jednym przyciskiem! jedno wciśnięcie – ruch, drugie wciśnięcie – obrót, trzecie wciśnięcie – ruch itd.), to jeszcze świeci (fajny efekt w ciemności) i wydaje dźwięki. Ma też funkcję wyłączania się, gdy jest nieużywane (nie zżera niepotrzebne baterii). Po zderzeniu się z przeszkodą, zawraca. Podsumowując – bardzo mądre autko z bajerami i oczywiście wykonane z nietoksycznych tworzyw.
Do kupienia tutaj – autko B.toys
Dla przedszkolaków
Gra Eduludo liczby. Djeco
No i kolejna piękna djecowska planszówka. Tym razem dla nieco starszych dzieci. Takich, które potrafią już liczyć. W grę można grać na kilka różnych sposobów, w zależności od wieku i umiejętności dziecka. Producent proponuje trzy możliwości gry. Dla kreatywnych rodziców nie jest to na pewno graniczeniem i wymyślą oni jeszcze kilka innych możliwości. Gra uczy sortować, klasyfikować, rozpoznawać cienie, odkrywać znaczenie ilości, rozpoznawać liczby i bawić się nimi, łączyć cyfry i grupy.
Do kupienia tutaj – Eduludo liczby
Gra karciana Familou. Djeco
Wielokrotnie pisałam Wam, jak bardzo lubię karcianki. Zabieramy je zawsze w podróż. Zajmują mało miejsca, a zabawy jest z nimi tyle samo, co przy dużych planszówkach. Gra Familou polega na tym, aby zebrać 7 rodzin, zanim złapie nas wilk. Generalnie gracze grają przeciwko wilkowi, a nie przeciwko sobie. Lubię takie gry.
Do kupienia tutaj – gra Familou
Welwetowa kolorowanka. Djeco
Ale to jest cudo. Czarne obramowania kolorowanki pokryte są atłasem. Genialna rzecz dla przedszkolaków, które uczą się nie wyjeżdżać poza linie. No i zobaczcie, jakie piękne są te ilustracje. Do zdjęć wykorzystałam Witka (niespełna dwulatka), bo kolorowanka dotarła do mnie dopiero dziś, gdy Jaśko był w przedszkolu. Jak Jasiek poprawi po bracie, to na pewno będzie pięknie.
Do kupienia tutaj – welwetowe kolorowanki
Gra statki. Djeco
Czy jest ktoś, kto nie zna gry w statki? Chyba nie ma. Nie będę Wam więc tłumaczyła całego mechanizmu gry, ale dodam jedynie, że w tej grze, został on nieco uproszczony. Specjalnie dla przedszkolaków. Każdy z graczy dostaje kartę z gotowym ustawieniem statków, w które będzie celować przeciwnik. Dodatkowo na kartach nie ma cyfr i liter, a kolory i symbole. Nie strzelamy więc w 3B, tylko w zieloną rybę. Karty do celowania w statki przeciwnika, mają powłokę magnetyczną, a żetonu strzału i statków są magnesami. A poza tym wszystko jest takie ładne! Spójrzcie na to pudełko.
Do kupienia tutaj – gra statki
Zestaw artystyczny z piaskiem. Djeco
Coś dla małych artystów. Albo artystek. Zestaw do malowania piaskiem. Zawiera 4 obrazki, pojemniczki z kolorowym piaskiem i książeczkę, w której można sprawdzić, jaki numerek fragmentu obrazka, odpowiada któremu kolorowi. Na obrazku każdy element jest ponumerowany i pokryty klejem zabezpieczonym taśmą przezroczystą. Dziecko odrywa fragment „naklejki” i posypuje kolorowym piaskiem. Efekt jest niesamowity. Patrzcie.
Do kupienia tutaj – zestaw z piaskiem
Kalkomania. Djeco
Pamiętacie z dzieciństwa kalkomanię? Ja trochę jak przez mgłę, ale kojarzę, że było coś takiego. Z tego zestawu djeco nie tylko dzieciaki miały radochę, ale też matka. Cała zabawa polega na tym, aby przyłożyć kartkę z małymi obrazkami przyłożyć do jednego z teł i po małym obrazku (przez folię) przejechać ołówkiem czy kredką. Obrazek odbije się na tle. W zestawie są 3 tła i 90 małych obrazków.
Do kupienia tutaj – kalkomania
Zestaw artystyczny mozaiki. Djeco
W zestawie znajdują się 2 ponumerowane arkusze do wyklejenia. W książeczce dołączonej do zestawu opisane jest, jaki kolor przykleić na daną cyfrę. Kafelki do przyklejenia wykonane są z miękkiej, grubej gąbki. Polecam też matkom. Doskonale odstresowuje. 🙂
Do kupienia tutaj – zestaw artystyczny mozaiki
Dla starszaków
Klasyczne karty. Djeco
Macie w domu klasyczne karty? U nas zawsze gdzieś giną. Te od Djeco są tak ładne, że na pewno będę ich lepiej pilnować. Poza tym mają świetne, mega mocne pudełko, które ciężko będzie zniszczyć. Nawet przy częstym używaniu.
Do kupienia tutaj – karty Djeco
Szachy w walizce. Djeco
Piękne, małe drewniane szachy w walizeczce. Do tej pory nie mieliśmy klasycznych szachów. Mieliśmy jedynie wersję ikeowską. Zamknięta jest ona jednak w okropnie ciężkim, drewnianym pudełku. Któregoś razu, gdy zapytałam Jaśka przed wyjazdem na jakąś naszą rodzinną wycieczkę, co mu spakować, odparł, że szachy. No i taszczyła matka te wielkie szachy ze sobą. Teraz mamy te od Djeco i jesteśmy w nich zakochani. Mała, poręczna (i śliczna) walizeczka, w której kryją się nie tylko drewniane szachy o klasycznych kształtach, ale również drewniane warcaby. No hit.
Do kupienia tutaj – szachy w walizce
Zestaw artystyczny smoki. Djeco
Kolejny zestaw artystyczny. Tym razem dla starszaków. Zestaw zawiera 4 plansze ze smokami i 9 błyszczących (z metalizowanego papieru) folii. Plansze, w miejscach gdzie należy przyczepić kolorowy papier,pokryte są warstwa klejącą. Przed przyłożeniem folii, należy odkleić odpowiednie (te, które chcemy, aby były pokryte folią) elementy obrazka i docisnąć folię. Tworzy się bardzo fajny, lustrzany efekt. Żałuję, że nie udało mi się go złapać na zdjęciach.
Do kupienia tutaj – zestaw artystyczny smoki
Gra logiczna Pixel Tangram. Djeco
A to to jest absolutny hit. Jaśko jeszcze nie ogarnia, ale miałam z tym wiele zabawy, ponieważ ułożenie pikselowanego stwora nie jest wcale takie łatwe. Zwróćcie uwagę, jak wyglądają klocki, z których układa się stworki. Niemal każdy wygląda inaczej (ma inny układ czerni i bieli). W zestawie znajduje się 30 zadań. Przyznam, że jak zobaczyłam trzydzieste, to stwierdziłam, że chyba powinnam zacząć od pierwszego. 🙂 Genialna zabawka dla dziecka powyżej 7 roku życia. Naprawdę, bierzcie w ciemno.
Do kupienia tutaj – gra pixel tangram
Wydrapywanka dinozaury. Djeco
Macie w domu fana dinozaurów? To coś dla niego. 4 arkusze ilustracji (autorstwa Bene Rohlmanna) pokrytych farbą (uprzedzam, że farba ma dosyć mocny zapach). W zestawie znajduje się książeczka z instrukcjami, w jaki sposób zdrapywać farbę z dinozaurów. Można też dać ponieść się fantazji i nie kierować się instrukcją.
Do kupienia tutaj – wydrapywanka
KONKURS
Mam dla Was do rozdania 3 kupony o wartości 100 zł do wykorzystania w sklepie Tuliluli. Wystarczy, że odpowiecie na pytanie:
Gdy byłam/byłem mały Dzień Dziecka…
Jak zwykle zwyciężają najbardziej kreatywne odpowiedzi.
Konkurs trwa od dziś (tj. 18 maja) do 23 maja. Zwycięzców ogłoszę 25 maja.
Możecie być pewni, że gdy wykorzystacie kupony do końca przyszłego tygodnia, nagrody dojadą do Was przed Dniem Dziecka.
Regulamin konkursu do pobrania tutaj – regulamin
22 komentarze
Anna
23 maja 2017 at 23:21Gdy byłam mała Dzień Dziecka hucznie świętowałam
Z rodzicami już wcześniej prezenty wybierałam
Na szczęście z ilością nigdy nie przesadzałam
Często na gry i puzzle się decydowałam
Były lody, ciastka i wata cukrowa
A do popicia oranżada truskawkowa
Zdarzała się również galaretka gruszkowa
Po tych pysznościach byłam do zabawy gotowa
Obowiązkowo spacer, potem rowery
Czasem badminton, rzadziej lasery
Były atrakcje przez dzień cały
Aż się wszystkie siły wyczerpały
Było przytulanie i życzeń składanie
Buziaków słanie i obcałowywanie
Zostały wspomnienia jasne i piękne
Na całe życie w albumie zamknięte
Dziś jest już młodszy w rodzinie
Tradycja świętowania na szczęście go nie ominie
W planach jest malowanie i rysowanie
I może jeszcze w basenie pluskanie ?
kochacwszystko
23 maja 2017 at 21:32Gdy byłem mały Dzień Dziecka to było „coś” . Mama piekła pyszne placki, robiła niesamowite kanapki, przygotowywała dowomy kompot i pakowała wszystko w kosz. U nas coroczny Dzień Dziecka był magiczny ! Nie było zabawek (bo to nie te czasy gdy w sklepach było ich tyle, że spadały z półek), nie było technologii (więc nic nie zakłócało nam tego dnia) a byliśmy MY ! Wspaniała i kochająca rodzina. Dzień Dziecka był jak podróż w bajkowy Zaczarowany OGRÓD gdzie spełniały się marzenia. Rozbijaliśmy „biwak” przy oddalonym o kilka km stawie, i niczym TRZY ŚWINKI budowaliśmy domki z piasku, gałęzi i błota. Było niesamowicie. Raz po raz nieopodal, zakwakała Kaczka Dziwaczka niosąc radosne przesłanie miłości. Gdy na kocu rozkoszowaliśmy się piknikowymi pysznościami, brzęczała nam nad uchem niejedna PSZCZÓŁKA MAJA czy jakiś GUCIO. Jabłka, gruszki, marchewki – tyle pysznego jedzenia. I ta gonitwa w wysokiej trawie, plecienie wisiorków i wianków z kwiatów, zbieranie kamyków i inne ! Taki DZIEŃ DZIECKA dawał poczucie bezpieczeństwa i miłości, spraiał , że czułem się kochany, wyjątkowy i doceniony. Tego dnia rodzice spełniali moje zachcianki (np raz mogłem wspiąć się na drzewko, oczywiście pod okiem taty, inną razą nauczyłem się jeździć na rowerze itd).
Gdy byłem mały DZIEŃ DZIECKA nie był pełen przepychu, bogactwa czy zabawek! Ale… był pełen miłości, przytulania, słów miłości i serdeczności. Dlatego teraz, gdy sam jestem Tatą, chcę by każdy Dzień Dziecka był dla moich dzieci czymś w rodzaju odskoczni od codzienności, by był magią i bajkowym przeżyciem. Pozdrawiam serdecznie .
kochacwszystko
23 maja 2017 at 21:32Gdy byłem mały Dzień Dziecka to było „coś” . Mama piekła pyszne placki, robiła niesamowite kanapki, przygotowywała dowomy kompot i pakowała wszystko w kosz. U nas coroczny Dzień Dziecka był magiczny ! Nie było zabawek (bo to nie te czasy gdy w sklepach było ich tyle, że spadały z półek), nie było technologii (więc nic nie zakłócało nam tego dnia) a byliśmy MY ! Wspaniała i kochająca rodzina. Dzień Dziecka był jak podróż w bajkowy Zaczarowany OGRÓD gdzie spełniały się marzenia. Rozbijaliśmy „biwak” przy oddalonym o kilka km stawie, i niczym TRZY ŚWINKI budowaliśmy domki z piasku, gałęzi i błota. Było niesamowicie. Raz po raz nieopodal, zakwakała Kaczka Dziwaczka niosąc radosne przesłanie miłości. Gdy na kocu rozkoszowaliśmy się piknikowymi pysznościami, brzęczała nam nad uchem niejedna PSZCZÓŁKA MAJA czy jakiś GUCIO. Jabłka, gruszki, marchewki – tyle pysznego jedzenia. I ta gonitwa w wysokiej trawie, plecienie wisiorków i wianków z kwiatów, zbieranie kamyków i inne ! Taki DZIEŃ DZIECKA dawał poczucie bezpieczeństwa i miłości, spraiał , że czułem się kochany, wyjątkowy i doceniony. Tego dnia rodzice spełniali moje zachcianki (np raz mogłem wspiąć się na drzewko, oczywiście pod okiem taty, inną razą nauczyłem się jeździć na rowerze itd).
Gdy byłem mały DZIEŃ DZIECKA nie był pełen przepychu, bogactwa czy zabawek! Ale… był pełen miłości, przytulania, słów miłości i serdeczności. Dlatego teraz, gdy sam jestem Tatą, chcę by każdy Dzień Dziecka był dla moich dzieci czymś w rodzaju odskoczni od codzienności, by był magią i bajkowym przeżyciem. Pozdrawiam serdecznie .
kochacwszystko
23 maja 2017 at 21:32Gdy byłem mały Dzień Dziecka to było „coś” . Mama piekła pyszne placki, robiła niesamowite kanapki, przygotowywała dowomy kompot i pakowała wszystko w kosz. U nas coroczny Dzień Dziecka był magiczny ! Nie było zabawek (bo to nie te czasy gdy w sklepach było ich tyle, że spadały z półek), nie było technologii (więc nic nie zakłócało nam tego dnia) a byliśmy MY ! Wspaniała i kochająca rodzina. Dzień Dziecka był jak podróż w bajkowy Zaczarowany OGRÓD gdzie spełniały się marzenia. Rozbijaliśmy „biwak” przy oddalonym o kilka km stawie, i niczym TRZY ŚWINKI budowaliśmy domki z piasku, gałęzi i błota. Było niesamowicie. Raz po raz nieopodal, zakwakała Kaczka Dziwaczka niosąc radosne przesłanie miłości. Gdy na kocu rozkoszowaliśmy się piknikowymi pysznościami, brzęczała nam nad uchem niejedna PSZCZÓŁKA MAJA czy jakiś GUCIO. Jabłka, gruszki, marchewki – tyle pysznego jedzenia. I ta gonitwa w wysokiej trawie, plecienie wisiorków i wianków z kwiatów, zbieranie kamyków i inne ! Taki DZIEŃ DZIECKA dawał poczucie bezpieczeństwa i miłości, spraiał , że czułem się kochany, wyjątkowy i doceniony. Tego dnia rodzice spełniali moje zachcianki (np raz mogłem wspiąć się na drzewko, oczywiście pod okiem taty, inną razą nauczyłem się jeździć na rowerze itd).
Gdy byłem mały DZIEŃ DZIECKA nie był pełen przepychu, bogactwa czy zabawek! Ale… był pełen miłości, przytulania, słów miłości i serdeczności. Dlatego teraz, gdy sam jestem Tatą, chcę by każdy Dzień Dziecka był dla moich dzieci czymś w rodzaju odskoczni od codzienności, by był magią i bajkowym przeżyciem. Pozdrawiam serdecznie .
Justyna Cabaj - Tęczar
23 maja 2017 at 17:24Gdy byłam mała Dzień Dziecka był tym dniem,kiedy czekało się aż tata wróci z pracy i przyniesie ze sobą coś słodkiego. Zazwyczaj były to lizaki albo batoniki 🙂 W tym dniu również wolno nam było więcej niż w inne dni w roku, czyli np. mama nie uciszała nas kiedy zachowywalismy się głośno, mogliśmy pójść do babci po sąsiedzku i bawić się tam tak długo,ile chcieliśmy (w inne dni musieliśmy wracać na obiad do domu;), ogladanie wieczorynki nie było uzależnione od zrobienia lub niezrobienia czegoś 🙂 Eh dzień dziecka był w naszej rodzinie prawdziwym dniem dziecka. A kiedy wypadł w sobotę lub niedzielęto rodzice zabierali nas na bliższą lub dalszą wycieczkę, w trakcie której był oczywiście piknik 🙂
Agnes84
23 maja 2017 at 17:10Gdy byłam mała Dzień Dziecka był dniem, podobnie jak pozostałe 365/364 dni w roku, praktycznie off-line. I na szczęście nie były to czasy, gdy szczytem marzeń było dostać na Dzień Dziecka nową grę na konsolę, telefon komórkowy lub tablet. Mój Dziadek wszystkim swoim wnuczętom (a jest nas siedmioro) wlewał Ptysia pomarańczowego do szklaneczek, tak do wręby – żeby każdy dostał po równo. Babcia częstowała pysznym plackiem drożdżowym z rabarbarem, a tata podczas zbiórki siana pozwalał się przejechać traktorem, tzw. trzydziestką (a ja już swoją trzydziestkę dwa lata temu przekroczyłam..). Mama wycałowała, a wieczorem pozwalała się nie myć (i nie sprawdzała czystości uszu). Było dużo śmiechu, a my byliśmy zajęci zabawą
na świeżym powietrzu (zresztą jak przez cały czerwiec, lato, jesień, wiosnę, z przerwą na zimowe mrozy i jesienne zawieruchy).
Dzień Dziecka, gdy byłam mała, chociaż nie pamiętam jakiś szczególnych wydarzeń i atrakcji, był niezwykły. Wyjątkowy i magiczny. A może chodzi o to, że teraz jestem dorosła, więc wspomnienie beztroski dzieciństwa budzi taki sentyment.
W każdym razie, chciałabym, żeby Dzień Dziecka u moich dzieci za 30 lat również budził uśmiech na twarzy i
miłe wspomnienia.
Ewelina Maciejak
23 maja 2017 at 16:59Gdy byłam mała Dzień Dziecka rozpoczynał mój ulubiony miesiąc w roku, od tego dnia wiedzialam, że zaczyna się czas lodów, ognisk, jeżdżenia na rowerze, niedługo po nim mam urodziny, a po nich zaczynaja sie wakacje.
Pamietam szczególnie dwa wydarzenia związene z tym dniem: pierwsze to pamiętny Dzień Dziecka w drugiej klasie szkoly podstawowej: razem z koleżanką po szkole wybralyśmy się na lody i wracałysmy „na skróty”
przez łąkę, dostalam wtedy strasznej alergii, oczy mi spuchły, katar lecial
strumieniem, okazalo sie potem, ze mam alergię na trawy i ta alergia akurat wtedy postanowila sie odezwać, a ja w całym tym zamieszaniu zgubiłam moj nowy, pierwszy zegarek komunijny. Od tej pory „kicham na Dzień Dziecka” ;).
Drugie wspomnienie to Dzień Dziecka rok później, kiedy to kilka dni wcześniej zachorowalam na świnkę. Bardzo to przeżywalam, bo w szkole były zaplanowane różne atrakcje. Rodzice kupili mi wtedy moje pierwsze „Dzieci z Bullerbyn” i wtedy zaczęła sie moja milość do tej książki. Po zabawach w szkole odwiedził mnie wtedy sąsiad (już uodporniony 🙂 z paczuszką (soczek w kartoniku, wafelki i gumy do żucia) i razem, tak jak dzieci w książce, wymyślaliśmy swój własny język i snuliśmy plany jak to zasadzimy między naszymi domami lipę, żeby przechodzić po niej do naszych pokojów. Rok temu moja sześciolatka dostała tą książkę właśnie na Dzień Dziecka, za rok dostanie ją Zuza i za kilka lat pewnie Miśka. Sentymentalnie, ale mam nadzieję, że one też podłapią tą tradycję, bo o miłość do Lassego, Lisy i Bosse jestem spokojna. 🙂
Michalina Ćwioro
23 maja 2017 at 13:40Gdy byłam mała Dzień Dziecka , był zwyczajnym dniem! Właściwie to nikt nawet nie mówił , że taki dzień istnieje! Po prostu dzień jak co dzień! Jak wiele zmieniło się do dnia dzisiejszego! Kiedy nie raz muszę się dobrze nagłowić co fajnego kupić wnukom. Bo Oni teraz mają po prostu wszystko! Niestety nie wiele z tego doceniają! Jak to dzieci!
Mama Franka
23 maja 2017 at 13:34Gdy byłam mała, Dzień Dziecka był dla mnie i siostry drugim najbardziej wyczekiwanym dniem w roku, zaraz po Wigilii 🙂 Ale wcale nie z podowu prezentów, których wtedy nie dostawało się przecież często. Dzień Dziecka był wyjątkowy z kilku powodów… Po pierwsze – w szkole nie mieliśmy lekcji, a zamiast tego szliśmy na nasz 'wiejski’ stadion z kocami (takie stare akrylowe grube kocuchy, nie zadne nowoczesne Anoraki itp. :)) i plecakami lub koszykami zapakowanymi piknikowym jedzeniem 🙂 Nauczyciele zawsze zadbali o świetne zabawy, muzykę (Fasolki i Majka Jeżowska to były nasze przeboje, ewentualnie też Mydełko Fa mi się kojarzy, choć może to dziś brzmi trochę 'niepoprawnie’ :D) oraz atmosferę. Wykorzystywaliśmy zrobione wcześniej na lekcji plasyki nakrycia głowy i inne wesołe akcesoria. Zabawa była przednia!
Po powrocie ze szkoły do domu święta był ciąg dalszy – teraz już z rodzicami 🙂 Oczywiście jakiś prezent się trafił, ale najważniejsza była wspólna zabawa tymże prezentem. Kiedy się dostało książkę, to czytało się książki, jak się dostało domek dla lalki, to się bawiło lalkami, itd. Ponieważ wychowałam się na wsi i bez samochodu (czy to jeszcze do pomyślenia ? :D), to nie było za bardzo dostępu to miejskich rozrywek, ale nikt sie przecież nie nudził!
Najbardziej się cieszyłyśmy z siostrą, kiedy była ładna pogoda, ale bez wiatru, wtedy można było całe popołudnie grać w badmintona w dubla (ja z mama, siostra z tata i na odwrót). Do dziś uwielbiam tę grę i potrafimy z rodziną grać godzinami.
A na kolacje w dzień dziecka zawsze były… GOFRY!!! Z bitą śmietaną, bananami i innymi owocami, polewą czekoladową (albo raczej pseudoczekoladową) i rodzynkami! 🙂
Teraz jestem mamą Franka (1,5 roku) i razem z jego tata na pewno zadbamy, by ten dzien zawsze był wyjątkowy! 🙂
Agnes C.
23 maja 2017 at 12:57Gdy byłam mała, Dzień Dziecka spędzałam w Wesołym Miasteczku. Kiedy ten szczególny dla mnie dzień wypadał w tygodniu, rodzice „przenosili” świętowanie na najbliższy weekend. Jako że mieszkaliśmy w Katowicach, bardzo często rodzice zabierali mnie na spacery albo przejażdżki rowerowe do parku chorzowskiego. Przechodziliśmy albo przejeżdżaliśmy wtedy obok wielkiej bramy wejściowej do parku rozrywki i ja zawsze z lekką zazdrością patrzyłam na te wszystkie rodziny, które wchodziły albo wychodziły z Wesołego Miasteczka. Wtedy rodzice tłumaczyli mi, że my również tam pójdziemy, ale dopiero jak będzie Dzień Dziecka. Po powrocie do domu z utęsknieniem przeglądałam kalendarz i odliczałam dni do pierwszego czerwca. A kiedy wreszcie ten dzień nadchodził, od rana podekscytowana biegałam po domu, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie będziemy w Wesołym Miasteczku.
Choć Dzień Dziecka spędzałam zawsze w tym samym miejscu, moi rodzice starali zawsze mi się urozmaicać ten dzień różnymi niespodziankami. A to kupili mi balona na helu w kształcie Małej Syrenki, z którym dumnie paradowałam. A to znów zjedliśmy wielkie porcje gofrów z bitą śmietaną i truskawkami. A innym razem, mój tata wygrał na strzelnicy dla mnie dużą maskotkę Kłapouchego. Niespodziankom nie było końca. Zwłaszcza, że wokół pełno było przeróżnych karuzel, wielki diabelski młyn i wiele atrakcji dla dzieci.
Dziś, kiedy patrzę w przeszłość i z sentymentem wspominam Dni Dziecka, to najbardziej cieszę z tego, że moi rodzice aktywnie spędzali ze mną ten dzień i również świetnie się przy tym bawili. Nic chyba nie zapewnia dziecku lepszego komfortu psychicznego i poczucia bezpieczeństwa, niż rodzice, którzy wzajemnie się kochają i kochają swoje dziecko. A wspólne chwile cementują rodzinę. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że robili wszystko, by każdy mój Dzień Dziecka uczynić dniem wyjątkowym i niezapomnianym.
Agnes C.
23 maja 2017 at 12:57Gdy byłam mała, Dzień Dziecka spędzałam w Wesołym Miasteczku. Kiedy ten szczególny dla mnie dzień wypadał w tygodniu, rodzice „przenosili” świętowanie na najbliższy weekend. Jako że mieszkaliśmy w Katowicach, bardzo często rodzice zabierali mnie na spacery albo przejażdżki rowerowe do parku chorzowskiego. Przechodziliśmy albo przejeżdżaliśmy wtedy obok wielkiej bramy wejściowej do parku rozrywki i ja zawsze z lekką zazdrością patrzyłam na te wszystkie rodziny, które wchodziły albo wychodziły z Wesołego Miasteczka. Wtedy rodzice tłumaczyli mi, że my również tam pójdziemy, ale dopiero jak będzie Dzień Dziecka. Po powrocie do domu z utęsknieniem przeglądałam kalendarz i odliczałam dni do pierwszego czerwca. A kiedy wreszcie ten dzień nadchodził, od rana podekscytowana biegałam po domu, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie będziemy w Wesołym Miasteczku.
Choć Dzień Dziecka spędzałam zawsze w tym samym miejscu, moi rodzice starali zawsze mi się urozmaicać ten dzień różnymi niespodziankami. A to kupili mi balona na helu w kształcie Małej Syrenki, z którym dumnie paradowałam. A to znów zjedliśmy wielkie porcje gofrów z bitą śmietaną i truskawkami. A innym razem, mój tata wygrał na strzelnicy dla mnie dużą maskotkę Kłapouchego. Niespodziankom nie było końca. Zwłaszcza, że wokół pełno było przeróżnych karuzel, wielki diabelski młyn i wiele atrakcji dla dzieci.
Dziś, kiedy patrzę w przeszłość i z sentymentem wspominam Dni Dziecka, to najbardziej cieszę z tego, że moi rodzice aktywnie spędzali ze mną ten dzień i również świetnie się przy tym bawili. Nic chyba nie zapewnia dziecku lepszego komfortu psychicznego i poczucia bezpieczeństwa, niż rodzice, którzy wzajemnie się kochają i kochają swoje dziecko. A wspólne chwile cementują rodzinę. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że robili wszystko, by każdy mój Dzień Dziecka uczynić dniem wyjątkowym i niezapomnianym.
Agnes C.
23 maja 2017 at 12:57Gdy byłam mała, Dzień Dziecka spędzałam w Wesołym Miasteczku. Kiedy ten szczególny dla mnie dzień wypadał w tygodniu, rodzice „przenosili” świętowanie na najbliższy weekend. Jako że mieszkaliśmy w Katowicach, bardzo często rodzice zabierali mnie na spacery albo przejażdżki rowerowe do parku chorzowskiego. Przechodziliśmy albo przejeżdżaliśmy wtedy obok wielkiej bramy wejściowej do parku rozrywki i ja zawsze z lekką zazdrością patrzyłam na te wszystkie rodziny, które wchodziły albo wychodziły z Wesołego Miasteczka. Wtedy rodzice tłumaczyli mi, że my również tam pójdziemy, ale dopiero jak będzie Dzień Dziecka. Po powrocie do domu z utęsknieniem przeglądałam kalendarz i odliczałam dni do pierwszego czerwca. A kiedy wreszcie ten dzień nadchodził, od rana podekscytowana biegałam po domu, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie będziemy w Wesołym Miasteczku.
Choć Dzień Dziecka spędzałam zawsze w tym samym miejscu, moi rodzice starali zawsze mi się urozmaicać ten dzień różnymi niespodziankami. A to kupili mi balona na helu w kształcie Małej Syrenki, z którym dumnie paradowałam. A to znów zjedliśmy wielkie porcje gofrów z bitą śmietaną i truskawkami. A innym razem, mój tata wygrał na strzelnicy dla mnie dużą maskotkę Kłapouchego. Niespodziankom nie było końca. Zwłaszcza, że wokół pełno było przeróżnych karuzel, wielki diabelski młyn i wiele atrakcji dla dzieci.
Dziś, kiedy patrzę w przeszłość i z sentymentem wspominam Dni Dziecka, to najbardziej cieszę z tego, że moi rodzice aktywnie spędzali ze mną ten dzień i również świetnie się przy tym bawili. Nic chyba nie zapewnia dziecku lepszego komfortu psychicznego i poczucia bezpieczeństwa, niż rodzice, którzy wzajemnie się kochają i kochają swoje dziecko. A wspólne chwile cementują rodzinę. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że robili wszystko, by każdy mój Dzień Dziecka uczynić dniem wyjątkowym i niezapomnianym.
Agnes C.
23 maja 2017 at 12:57Gdy byłam mała, Dzień Dziecka spędzałam w Wesołym Miasteczku. Kiedy ten szczególny dla mnie dzień wypadał w tygodniu, rodzice „przenosili” świętowanie na najbliższy weekend. Jako że mieszkaliśmy w Katowicach, bardzo często rodzice zabierali mnie na spacery albo przejażdżki rowerowe do parku chorzowskiego. Przechodziliśmy albo przejeżdżaliśmy wtedy obok wielkiej bramy wejściowej do parku rozrywki i ja zawsze z lekką zazdrością patrzyłam na te wszystkie rodziny, które wchodziły albo wychodziły z Wesołego Miasteczka. Wtedy rodzice tłumaczyli mi, że my również tam pójdziemy, ale dopiero jak będzie Dzień Dziecka. Po powrocie do domu z utęsknieniem przeglądałam kalendarz i odliczałam dni do pierwszego czerwca. A kiedy wreszcie ten dzień nadchodził, od rana podekscytowana biegałam po domu, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie będziemy w Wesołym Miasteczku.
Choć Dzień Dziecka spędzałam zawsze w tym samym miejscu, moi rodzice starali zawsze mi się urozmaicać ten dzień różnymi niespodziankami. A to kupili mi balona na helu w kształcie Małej Syrenki, z którym dumnie paradowałam. A to znów zjedliśmy wielkie porcje gofrów z bitą śmietaną i truskawkami. A innym razem, mój tata wygrał na strzelnicy dla mnie dużą maskotkę Kłapouchego. Niespodziankom nie było końca. Zwłaszcza, że wokół pełno było przeróżnych karuzel, wielki diabelski młyn i wiele atrakcji dla dzieci.
Dziś, kiedy patrzę w przeszłość i z sentymentem wspominam Dni Dziecka, to najbardziej cieszę z tego, że moi rodzice aktywnie spędzali ze mną ten dzień i również świetnie się przy tym bawili. Nic chyba nie zapewnia dziecku lepszego komfortu psychicznego i poczucia bezpieczeństwa, niż rodzice, którzy wzajemnie się kochają i kochają swoje dziecko. A wspólne chwile cementują rodzinę. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że robili wszystko, by każdy mój Dzień Dziecka uczynić dniem wyjątkowym i niezapomnianym.
Asia
22 maja 2017 at 21:46Niestety nie pamiętam aby w moim domu był obchodzony Dzień Dziecka, za to teraz gdy sama jestem mamą dbam, aby moje dzieci zapamiętały jak obchodziły swoje święto, przy okazji razem z córkami nadrabiam zaległości 🙂 ten ważny dzień spędzamy rodzinnie np. na wycieczce, są też upominki o których wiem, że marzyły moje córki.
Olga Ruszkowska
22 maja 2017 at 20:16Gdy byłam mała Dzień dziecka był 2gim (zaraz po urodzinach) dniem w roku który był poświęcony tylko mi! Jednak gdy miałam 7 lat ten dzień był jeszcze bardziej wyjątkowy. Marzyłam o Lalce Barbie. Wszystkie koleżanki miały piękne blondwłose lale a ja swojej nie miałam. Byłam bardzo rozczarowana że nie dostałam jej w dniu urodzin (które mam w kwietniu) i nie liczyłam już że kiedykolwiek spełni sie moje marzenie. Jednak 1 czerwca gdy otworzyłam oczy zobaczyłam obok poduszki podłużne pudełko zapakowane w szary papier. Kiedy je otworzyłam mój pisk słyszało całe osiedle. Była to wymarzona lalka Barbie!! Okazało się że mama poprosiła sąsiadkę jeżdżąca do Niemiec( czasy PRL) by przywiozła dla mnie ta lalkę. Przed urodzinami nie jechała w delegację więc mój wymarzony prezent wypadł na dzień dziecka. Moja o 10 lat starsza siostra Monika zorganizowała nam na podwórku atrakcje. Że każda z moich koleżanek ma przynieść największy karton jaki da im w sklepie Pani ekspedientka. Okazało się że będziemy robić domki dla naszych Barbie. Ależ bylo radości. To był wspaniały dzień który pamiętam do dziś, a mam dziś 30 lat. Mało tego moje koleżanki z osiedla też pamiętają ten dzień dziecka i kiedy spotkałyśmy się na majówce wieczorem przy lampce wina wspominałyśmy właśnie ten dzień. Pamiętam moja radość z wymarzonej lalki,ale bardziej pamiętam dumę z cudownej siostry która sprawiła że ten dzień został zapamiętany na zawsze. Cudowne wspomnienia na myśl których robi się cieplej na serduszku a na twarzy pojawia się wielki uśmiech.
Anna Sobczyk-Jabłońska
22 maja 2017 at 20:12Gdy byłam mała Dzień Dziecka był chyba jedynym dniem w ciągu roku, kiedy moi rodzice starali się sprawić mi wielką przyjemność, jakimś wspaniałym prezentem. Raczej nie spędzaliśmy tego dnia razem, każdy miał swoje obowiązki, to były inne czasy, rodzice pracowali na zmiany, rzadko bywali w domu oboje. Ale na prezent zawsze czekałam, choć nie zawsze był taki i nie taki, jak sobie wymarzyłam. Ale pamiętam, że jednego roku rodzice sprawili mi ogromną niespodziankę. Moje koleżanki miały po kilka modeli Barbie, a ja niestety mogłam o niej tylko pomarzyć i bawić nią, kiedy je odwiedzałam i właśnie tego dnia to się zmieniło… bo dostałam całą rodzinkę!!! byłam taka szczęśliwa, od razu pobiegłam na dwór by pochwalić się koleżankom. Moja wielka radość nie trwała jednak dość długo, bo koleżanki po bliższym przyjrzeniu się moim lalkom odkryły, że nie był to Ken, Barbie i ich dzieci, ale tańsze, plastikowe odpowiedniki. Dla mnie i tak to był najwspanialszy prezent pod słońcem, bo rodzice bardzo chcieli spełnić moje marzenie, na więcej nie było ich po prostu stać…
Magdalena Kossoń
22 maja 2017 at 15:56Gdy bylam mała Dzień Dziecka był podróżą, podróżą w świat. Małe moje stopy biegły obok dostojnie kroczacych stop Taty, a maleńka moja rączka mocno trzymała silną dłoń taty. Wedrowalismy ulicami naszego podworka , by po chwili spacerowac ulicami naszego miasta. Podróż ta była wielką tajemnicą, której finał stanowiły pyszne smietankowe lody w odległej lodziarni. Ich smak to po dziś dzien smak naszych wspolnych wycieczek – niezapomniany.
Kinga K.
22 maja 2017 at 09:36Gdy byłam mała Dzień Dziecka miał słodki smak pocałunków mamy i lodów czekoladowych, zapach lata i skoszonej trawy, błękitny kolor oczu uśmiechniętego taty…ech 🙂
lilowiec
21 maja 2017 at 23:11Gdy byłam mała Dzień Dziecka kojarzył mi się z Majka Jezowska; ) za czasów mojego dzieciństwa, teraz to mogę powiedzieć, moi rodzice, a w szczególności mama, zawsze mieli dla mnie czas, rozmowę, uwagę ale też nigdy nie obdarowywali jakimiś prezentami. ..I kiedy miałam 7 lat, to z okazji Dnia Dziecka , w moim mieście był koncert Majki Jezowskiej, na który rodzice mnie zabrali. .. co to były za emocje! !!! po nocach spać nie mogłam; ) od tamtej pory, jak tylko myślę o Dniu Dziecka, to wspominam, wszystkie dzieci nasze są. ..” moja córka teraz tez słucha Majki; ) wszystkiego najlepszego! !!!
Magda S
19 maja 2017 at 11:09…był świętem, naszym świętem, moim i moich sióstr. Madzia Kasia i Karolinka świętowały.. Czy były jakieś wielkie prezenty, to powiem szczerze nie pamiętam, jakieś słodycze, owoce- wtedy jeszcze znacznie cenniejsze, bo właśnie w takich dniach darowane. Nie potrafię teraz ponazywać tego, co się w tych dniach działo, ale coś dziać się musiało, bo do dziś się uśmiecham do tych wspomnień, czyli miłych wspomnień. Byliśmy po prostu my, mama, wtedy jeszcze tata i my Madzia, Kasia i Karolinka. Cała nasza pełna rodzinka…
K K
19 maja 2017 at 08:17Gdy byłam mała Dzień Dziecka to było święto na które czekałam cały rok. Zakładałyśmy z siostrą białe bluzeczki z kołnierzykami i całą rodziną szliśmy do Teatru Animacji. Do teraz pamiętam przedstawienie o Czerwonym Kapturku, mogę nawet wyrecytować niektóre kwestie aktorów. Teraz kiedy jestem mamą kontynuuję tę tradycję 🙂
Marlena Szewczyk
18 maja 2017 at 21:09Gdy byłam mała, dzień dziecka był dla mnie wyjątkowym dniem. Od rana rodzice zasypywali mnie niespodziankami, nie były to zabawki lecz np. zagadki (za rozwiązanie nagroda: słodycze, wyjście cała rodziną). Dzień spędzony z rodziną był dla mnie świetnie spędzonym czasem, wspomnienia zostały do dziś. Zabawki byly tylko dodatkiem 🙂