W tytule pojawiło się jedno z najbardziej znanych afrykańskich przysłów – znane i rozpowszechniane od jakiegoś czasu przez Rodzicielstwo Bliskości. Stało się popularne zapewne przez to, że jest ono bardzo prawdziwe. Faktycznie, żeby wychować dziecko, potrzebna jest cała rzesza osób. I rzeczywiście kiedyś tak było.
Kiedyś dzieci wychowywały się w wielopokoleniowych domach. Rodzice do pomocy mieli babcie, ciocie, dziadków, wujków. Poza tym, że taki układ znacznie odciążał rodziców, dzieci obserwowały relacje między innymi dorosłymi i dziećmi.
Teraz najczęściej matki zamykają się w domach z dziećmi. Często przez pierwsze trzy lata życia ich świat kręci się głównie wokół dziecka. Nie, to absolutnie nie jest wina matek. Żyjemy w takich czasach, że rzadko kiedy możemy liczyć na pomoc osób z zewnątrz. Mieszkamy z dala od rodziców, utrzymujemy się sami, cenimy niezależność, możliwość rozwoju. Wszystko to odbija się jednak na nas.
Co prawda można teraz zaobserwować wzrost zaangażowania ojców. Ojcowie wreszcie zaczynają zajmować się domem i dziećmi na równi z matką. Niestety, w większości domów wciąż jest inaczej.
Matki nie tylko nie proszą o pomoc, ale często po prostu nie mają kogo poprosić. Bo rodzina za daleko, bo przyjaciele również mają mnóstwo obowiązków, bo partner pracuje na dwa etaty, wyjezdża do pracy na wiele miesięcy albo jego umysł nie ogarnia, że powinien dzielić się z partnerką obowiązkami domowymi po równo.
Często starsze osoby zarzucają młodym matkom, że mają łatwo. Że mamy samochody, pralki, zmywarki, jednorazowe pieluchy, odpowiednie preparaty do pielęgnacji delikatnej skóry dziecka. Kiedyś tego nie było. Ale czy to definiuje łatwiejsze życie? Zupełnie nie.
Nigdy wcześniej na matkach nie ciążyła taka presja społeczna jak teraz. Teraz matka ma mieć idealnie czysty dom, spokojne dziecko, uśmiechniętego męża, perfekcyjną figurę, fryzurę i makijaż,a dodatkowo spełniać się zawodowo. Inaczej zarzuci się jej, że nie dba o dom, dziecko, męża, siebie i generalnie jest leniem.
Karmisz – źle, nie karmisz – źle, twoje dziecko jest źle ubrane, ma złe łóżeczko, zły materac, złe pieluszki, źle siada, źle wstaje, źle chodzi, źle mówi, źle je. A to wszystko przez ciebie.
Nie da się ogarnąc tego cyrku w pojedynkę. Nie da się będąc szczęśliwą.
Ale gdyby te rzeczy, które teraz ułatwiają nam życie, były dostępne kiedyś, to czy osoby, które krzyczą, jak to mamy łatwiej, by z nich nie korzystały? Oczywiście, że by korzystały.
Dlatego jeżeli mamy możliwość korzystania z dobrodziejstw techniki czy medycyny, to korzystajmy. Ułatwiajmy sobie życie w tym niełatwym świecie. Pamietajmy, że nie musimy wszystkiego robić same. Zatroszczmy się wreszcie o siebie, pamiętajmy, że nic nie jest ważniejsze od naszego zdrowia psychicznego. Bo jeżeli my nie będziemy szczęśliwe, dzieci również nie będą. Dzieci rodzą się ze specjalnie zaprogramowanym mózgowym wifi, który bardzo dobrze odbiera sygnały od matki. Badźmy dla siebie dobre.
Jest tak wiele dobrych produktów na rynku, które są po to, żeby nam pomóc. Pozwólmy im. Naukowcy siedzą w laboratoriach nie po to, żeby zdepopulować ludzkość (jak to niektórzy uważają), ale właśnie po to, żeby tworzyć bezpieczne dla nas i dla naszych dzieci produkty.
Takim produktem, który jest z nami od wielu lat, jest maść Bepanthen Baby. Gdy zaszłam w ciążę, maść Bepanthen Baby była jedną z pierwszych rzeczy, które znalazły się na liście wyprawkowej. Stosując ją już wcześniej, wiedziałam, że nie podrażnia, nie uczula, nie wysusza i ma bezpieczny skład (nie zawiera tlenku cynku). Dzieciaki od początku smarowane Bepanthenem Baby regularnie po zmianie pieluszki nigdy nie miały odparzeń.
Korzystajmy z dobrodziejstw naszych czasów, bo życie mamy tylko jedno.
Wpis został przygotowany przy współpracy z Bayer.
1 Comment
Agnieszka
18 października 2018 at 11:35Grunt to podejście do wszystkiego ze zdrowym rozsądkiem, a krem faktycznie bardzo dobry. 😉