Miałam przygotować dla Was kilka wpisów z Danii przed wyjazdem do Chorwacji, ale od powrotu jestem kompletnie niezorganizowana. W tym tygodniu będzie jeden wpis. Tylko o Aarhus. W kolejce będzie czekało jeszcze kilka. Ale to nie teraz. Teraz zabieram się za przygotowania do kolejnego wyjazdu.
Chcecie wiedzieć, co można robić w Aarhus?
No to chodźcie na spacer.
Akurat udało nam się trafić na dni Aarhus. W mieście działo się więc nieco więcej niż zwykle. Nie jestem pewna, co jest stałym elementem, a co tymczasową instalacją. Ale na pewno tych stałych jest tak wiele, że warto odwiedzić to miejsce.
AKTUALIZACJA 2017
Rok temu Europejską Stolicą Kultury był Wrocław. W tym roku jest nim Aarhus. ESK to europejska idea pozwalająca jednemu (a czasem kilku) miastu w ciągu jednego roku zaprezentować życie kulturalne miasta, całego regionu, czy też państwa. Gdy zobaczycie zdjęcia poniżej, na pewno będziecie wiedzieli, dlaczego warto odwiedzić Aarhus, ale chciałabym dodać jeszcze kilka zdań od siebie.
Aarhus jest drugim pod względem wielkości miastem Danii (zaraz za Kopenhagą). Mimo że liczy ok. 300 tys. mieszkańców, kompletnie tego nie czuć. Nie ma zgiełku, hałasu, ścisku, pogoni. Jest za to sporo zieleni, przestrzeń, spokój i całe mnóstwo rowerów. A poza tym niezwykle bogata oferta kulturalna. Zresztą zaraz zobaczycie.
Do Aarhus możecie dotrzeć samolotem, autobusem, a nawet pociągiem (z Niemiec). Wszystkie połączenia możecie sprawdzić tutaj – Omio
My byliśmy już dwa razy i bardzo nas kusi, aby wyskoczyć znów do Danii, sprawdzić, co Aarhus przygotowało z okazji ESK.
Mini wesołe miasteczko w samym centrum miasta. Nie przypomina kiczowatych znanych z Polski.
Pod muzeum sztuki współczesnej Aros można było pograć na strunach.
Codziennie odbywały się koncerty na żywo.
Jasiek też znalazł coś dla siebie.
Jedną z największych atrakcji był fontannowy labirynt. Co chwilę woda pojawiała się w innym miejscu. Trzeba było być czujnym.
Nieco dalej można było skosztować kuchni tureckiej.
I posłuchać muzyki.
Albo jednym ruchem ręki zlikwidować imprezę.
Niedaleko muzeum i dawnego dworca znajduje się punkt widokowy.
Drewniane bloki też były hitem.
Chwilowa ucieczka, aby zobaczyć, co to za pojazd.
I można wracać na punkt widokowy.
Godsbanen – stary dworzec, który został przerobiony na centrum sztuki.
Zaraz przy dworcu znajduje się coś na kształt kopenhaskiej Christianii, czyli miasto w mieście – nieduża dzielnica, zajęta przez squatersów.
Udało nam się trafić na walki prawdziwych Wikingów. <3
A tak wygląda większość ulic w Aarhus.
No to chodźmy na deptak.
Idąc na zajęcia dla maluchów, trafiliśmy na intrygujące schody, prowadzące wysoko w górę.
I trafiliśmy na cmentarz. Bardzo ładny cmentarz. Każdy zmarły lub nawet całe rodziny zmarłych mają swoje boksy. Bez pomników, zniczy, sztucznych kwiatów.
Jako że Aarhus leży nad morzem, można też wybrać się na plażę. Ładną, spokojną i PUSTĄ.
I wreszcie muzeum Aros.
Uwielbiam.
Niestety, w wielu pomieszczeniach jest ciemno i zdjęcia są, jakie są (ISO nie dawało rady, a z lampą nie można).
Do tego pomieszczenia nie wchodźcie z dzieckiem. Gadająca głowa to nie wszystko.
I nasz ulubiony chłopiec. Zaczepił nas przy nim pracownik muzeum i powiedział, że twórcą tej rzeźby jest pan, który stworzył Muppety.
Jedna z największych atrakcji według Jaśka – kręcące się cienie wiatraków.
A to zrobiło tym razem na nas największe wrażenie. Jedno z pomieszczeń całe wypełnione było parą tak gęstą, że gdy oddaliłam się od moich chłopaków na jeden krok, już ich nie widziałam. Widziałam jedynie mgłę. Niesamowite uczucie.
I panorama Aarhus – widok z tęczy na szczycie muzeum.
A tak to wyglądało rok temu
A może by tak zaprogramować jakiś pojazd z klocków (Lego – oczywiście)?
Albo wpaść na grill festiwal?
A dla nas pyszny duński hot-dog z grilla.
Jeżeli ktoś ma taką potrzebę, może też pójść na mszę w języku polskim.
Albo zjeść obiad w jednej z restauracji w centrum. 40 zł za skosztowanie wszystkich możliwych dań? Czemu nie.
Szybki widok na samo centrum.
I wpadamy na niemiecki mini Octoberfest.
Kilka kroków od centrum można znaleźć się na uliczce z bajki.
A w parku pod Aarhus możemy spotkać wolno żyjące sarny, jelenie.
Eko marchewkę?
W parku nieco bliżej miasta możemy zobaczyć, jak wyglądają tradycyjne domy na Jutlandii.
I zobaczyć letnią rezydencję królów duńskich (Marselisborg). Nie chciało nam się podchodzić bliżej, ale teraz żałuję. Po przyjrzeniu się zdjęciom, dotarło do mnie, że jest to chyba znana z serialu Borgen (oglądacie?) letnia rezydencja pani premier.
Chcieliśmy pobawić się w parku rozrywki Tivoli, ale drugi raz z rzędu trafiliśmy na okres, kiedy wszystko było nieczynne.
A tak to wyglądało rok temu.
Na szczęście Jaśko jest już teraz na tyle duży, że mógł skorzystać z placu zabaw na terenie Tivoli.
A tak wygląda umiejscowienie najlepszych atrakcji dla całej rodziny na mapie Danii. Jak widać – większość jest w okolicy Aarhus. Ale o tym będą kolejne wpisy.
Załapaliśmy się też na Food Festiwal.
Jogurty bez cukru dla dzieci.
Przepyszne ośmiorniczki w sosie chilli.
Samo zdrowie.
Ekologiczne lody. Jedna gałka jagodowa, druga rabarbarowa. Czy może być lepszy wybór?
BONUS
Można też wybrać się do okolicznych lasów na grzyby.
Duńczycy kompletnie nie znają się na grzybach. Jest to dla nich nowość. Boją się ich. Polacy więc korzystają.
I to na trzeźwo.
BONUS 2
W tamtym roku odwiedziliśmy w Aarhus skansen Den Gamble By. Nie byliśmy tam w tym roku, ale możecie poczytać o tym skansenie we wpisie Dania – atrakcje dla maluchów i nie tylko. cz. 2
Obok Den Gamle By znajduje się bardzo ładny park.
W tamtym roku odwiedziliśmy też port, co tym razem sobie darowaliśmy.
6 komentarzy
Jolanta Lisek
22 maja 2017 at 10:13Świetny wpis, mieszkałam widziałam. Wszytko się zgadza.
Naprawdę Dania- Aarhus miasto, piękna i spokoju!
Roksana Rogacka
12 września 2014 at 12:40No! Takie posty, to tak jakbym tam była 🙂 Super sprawa 🙂 Jest co zwiedzać, może kiedyś i ja się wybiorę 🙂 A zdjęc wcale nie za dużo ;p mi nigdy dość 🙂
Pat
11 września 2014 at 08:17Tyle atrakcji i to tak rozbudowanych na tak malej przetrzeni! No musze powiedziec szczerze- Dania wygrywa w przedbiegach z Finlandia. Tutaj to tylko skaly, mroz i kwasne piwo. Atrakcji i ludzi z pomyslem na nie ze swieca szukac 🙁 I na dodatek przegralismy wczoraj mecz z USA- nie w humorze jestem 🙁
Wiola
11 września 2014 at 11:42Pat, a dolina Muminków? A św Mikołaj? I jeszcze pewnie znalazłoby się trochę atrakcji i pięknych krajobrazów. Finlandia jest na naszej liście do zwiedzania. Grzesiek nawet zastanawiał się, czy nie wypożyczyć kampera i nie ruszyć na północ.
Pat
11 września 2014 at 14:44Kamperem czemu nie, tutaj to bardzo popularne, ale polecam lipiec i sierpień. W sierpniu w Laponii zaczyna się już „złota polska jesień” i polowania na łososie 😀 W lipcu w tym roku było 30 dni bez deszczu i z temp powyżej 25 stopni każdego dnia (pierwsze takie lato od 50 lat), za to w sierpniu lalo non stop. Do Mikołaja daleko, ale można tez samochód załadować na pociąg w razie czego i wyspać kierowce:) Jednakże muszę przyznać, ze kto by do nas nie przyjechał mówi, ze traci tu PRLem, ze ludzie brzydcy i mrukliwi, wystawy sklepowe jak za komuny no i ze nie ma gdzie pójść, co zobaczyć.
Z tymi mrukliwymi ludźmi to akurat fakt i Finowie maja nawet taka swoja anegdote: Dwóch kolegów wybrało się do domku letniskowego jednego z nich poimprezować. Siedzą w ciszy, pija wódkę, jedna butelka, druga, trzecia. Nagle jeden mówi do drugiego: podaj flaszkę z lodówki, a drugi odpowiada: zamknij się! przyjechałeś tu pic czy gadać?
Ot, takie podsumowanie, cali Finowie 😉