Menu
lifestyle / matka / moda / moda dla mam / Porady

Czy warto wybrać się na spotkanie ze stylistką?

Pod koniec zeszłego roku pisałam Wam, że wybieram się na spotkanie ze stylistką. Prosiliście mnie wtedy o podzielenie się z Wami moimi spostrzeżeniami. Przyznaję, że to spotkanie miało na mnie spory wpływ, ale czułam, że muszę wszystko poukładać sobie w głowie, żeby móc wydawać osądy i dzielić się nimi z Wami.

Na pierwszym spotkaniu dowiedziałam się, jakie tkaniny są dla nas dobre, które są naturalne, z czego wykonane są te sztuczne, jakie mają właściwości itp. To był dla mnie przełom. Od tego czasu zanim coś kupię, dokładnie oglądam metkę, analizuję skład materiału.

Drugą przełomową kwestią było poznanie typu mojej sylwetki. Dowiedziałam się, że mam figurę typu rożek/litera T/sylwetka modelkowa (nazywana tak przez Radzką). Znaczy to mniej więcej tyle, że moje ramiona są  o co najmniej 10 cm szersze od bioder. Typowa sylwetka typu rożek poza szerokimi ramionami najczęściej ma jeszcze długie nogi (ja nie mam), brak wcięcia w talii (ja mam całkiem fajną talię) i słabo zarysowane biodra (według mnie moje zarysowane są przyzwoicie). Nie jestem więc takim typowym T, które kojarzy się z modelkami wybiegów, ale jednak ramiona są najszersze.

DSC_8189_1 by .

DSC_8188_1 by . DSC_8193_1 by . DSC_8207_1 by .

DSC_8210_1 by .

Po powrocie ze spotkania wpadłam w wir zmian w swojej garderobie. Najpierw oddałam większość ubrań ze swojej szafy. A bo poliester, poliamid, akryl, a bo podkreślały moje już szerokie ramiona, skracały krótkie nogi itp. Mimo że wcześniej nie miałam w czym chodzić, to po tych czystkach w szafie zostały mi praktycznie tylko legginsy i bielizna. Zaczęłam powoli uzupełniać moją garderobę o dobre jakościowo ubrania, ubrania pasujące do mojej sylwetki. Przy okazji zaczęłam kupować różne książki na temat mody, ubierania się, stylu, wzięłam udział w kilku kolejnych szkoleniach (m.in. określających mój typ kolorystyczny, dotyczących budowania garderoby kapsułowej, umiejętności dobierania dodatków itp.). I zaczęłam się gubić.

Zauważyłam, że zaczynam popadać w szaleństwo, zauważać każdy mankament swojej figury. Co z tego, że zakładałam spodnie z wysokim stanem, które wydłużały mi nogi, podkreślały pośladki i talię, skoro w nich ramiona wyglądały na jeszcze szersze? Co z tego, że ubierałam się tak, aby moja sylwetka wyglądała proporcjonalnie, skoro w tych ubraniach czułam się przebrana, a nie ubrana? I jak tu żyć bez ramoneski poszerzającej ramiona?

Poza tym w książkach, które kupiłam, zauważyłam kilka ścierających się obozów. Jeden zakładał, że ubieramy się klasycznie, podkreślając atuty naszej sylwetki, maskując niedoskonałości. Drugi, że olewamy wszystkie zalecenia odnośnie figury, analizy kolorystyczne, wybieramy rzeczy ponadczasowe, w stonowanych kolorach, które zawsze są modne i wygląda się w nich z klasą. Trzeci z kolei zachęcał do porzucenia wszelkich zasad i ubierania się tak, jak lubimy. Po prostu.

DSC_8230_1 by .

DSC_8233_1 by . DSC_8240_1 by . DSC_8246_1 by . DSC_8258_1 by .

Który z tych obozów wybrałam? Wszystkie.

Każdy z obozów zachęca do wybierania dobrych tkanin i to jest fajne, bo może z czasem przestaniemy kupować poliestrowe sukienki za kilkaset złotych (metr poliestru w hurcie kosztuje ok 2-3 złotych). Nie wiem, czy wiecie, ale z tego samego poliestru wykonuje się plastikowe butelki.

Z każdego obozu wybrałam to, co mi odpowiada.

Z pierwszego pokochałam analizę kolorystyczną, bo zauwazyłam, jak ciemne i zimne kolory podkreślają moją urodę (jestem zimą z ascedentem jesieni – miałam nosa przez większość życia ubierając się na czarno ;)).

Z zaleceń drugiego wybrałam olanie typu mojej sylwetki. Na początku, gdy dowiedziałam się, że jestem rożkiem, wpadłam w kompleks szerokich ramion. Miałam wrażenie, że każde ubranie je poszerza. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i widziałam same ramiona. Niedawno zaczęłam zwracać uwagę na typy sylwetek osób publicznych, których styl mi się podoba. Jakie było moje zdziwienie, gdy zorientowałam się, że część z tych osób również jest tą nieszczęsną literą T i nie ma problemu z tym, żeby założyć ramoneskę, hiszpankę i inne rzeczy podkreślające ramiona, a osoby postronne na pewno nie zauważają, że coś z tą sylwetką jest nie tak. A wiecie dlaczego? Bo na pierwsze miejsce wysuwa się ich uśmiech, ich pewność siebie. Z drugiego obozu wzięłam sobie również do serca wybieranie klasycznych fasonów i kolorów. To rzeczywiście zawsze wygląda dobrze.

DSC_8257_1 by .

DSC_8264_1 by . DSC_8265_1 by . DSC_8267_1 by . DSC_8274_1 by .

Trzeci obóz to slow fashion, który przekonuje mnie do tego, aby kupować mniej ubrań, wybierać takie, które mają nie tylko dobry skład, ale które do nas pasują, które lubimy i coś dla nas znaczą. Nie przebieramy się, tylko ubieramy.

Teraz kupuję ubrania, gdy rzeczywiście wiem, czego chcę (np. marzyła mi się teraz sukienka w pionowe paski – genialnym ułatwieniem takich poszukiwań jest portal Domodi.pl – wpisuje się np. „sukienka w pionowe paski” i pokazuje nam wyniki wyszukiwania z kilkudziesięciu najbardziej znanych w Polsce sklepów). Nie wpadam już bezmyslnie do sklepu w poszukiwaniu jakiejś rzeczy (właściwie to w ogóle nie chodzę po sklepach, a zakupy robię praktycznie tylko przez internet). Nie kupuję ubrań, w których nie czuję się sobą (bo była okazja, bo ktoś inny dobrze w tym wyglądał). Nie podążam za trendami (przed zakupem zawsze zastanawiam się, czy ta rzecz będzie mi się podobać za rok i czy podobałaby mi się rok temu).

Dajcie znać, czy chcielibyście, żebym napisała Wam więcej na temat świadomego kupowania ubrań. A może chcielibyście, żebym rozpisała się na temat któregoś z poruszonych zagadnień – składu materiałów, analizy kolorystycznej, określania typu sylwetki itp.?

A ja teraz planuję jakiś warsztat makijażowy, bo to dla mnie czarna magia, ograniczająca się do nałożenia podkładu i wytuszowania rzęs.

O autorze

Cześć, jestem Wiola i jestem matką wariatką. Matką dwóch małych wariatów, autorką książki dla dzieci (od której dzieci nie uciekają), neurologopedą. Codziennie nadzoruję domowym cyrkiem, animuję rodzinną rzeczywistość, a w międzyczasie bloguję i próbuję się wyspać. Na blogu pokazuję, co warto kupić, gdzie warto wybrać się z dzieckiem (i bez dziecka). Czasem też trochę się wymądrzam. Rozgośćcie się. Kawy, herbaty, wina?

5 komentarzy

  • Magda
    25 sierpnia 2018 at 20:24

    Super zajawka tematu. Bardzo ciekawe przemyślenia i chętnie dowiem się więcej!:)

    Odpowiedz
  • Asia T.
    25 sierpnia 2018 at 12:33

    Zgrabna, piękna dziewczyna z Cb. Uważam że nie można popadać w szaleństwo. Każda z nas jest swoją własną stylistyką. Czasami jak widzę niektóre gwiazdy bardziej przebrane niż ubrane, to dziwię się jak można głucho podążać za pewnymi radami. Ja jednak muszę zmierzyć daną rzecz, ponieważ a to krój, a to kolor i generalnie samopoczucie, wszystko to składa się na to czy chcę i jak się czuję w ubraniu. Dlatego zakupy przez internet nie są dla mnie. Pozdrawiam i bardzo lubię ?

    Odpowiedz
  • Ela
    25 sierpnia 2018 at 06:46

    świetny wpis! interesowałoby mnie każde z tych zagadnień: składu materiałów, analiza kolorystyczna, określania typu sylwetki. czekam na te tematy 🙂

    Odpowiedz
  • Karolina
    24 sierpnia 2018 at 23:22

    Bardzo fajny wpis, a zdjęcia mega ❤️
    Chciałabym poczytać o rodzajach materiałów 😉
    Ja w ogóle nie chodzę po sieciówkach, bo nic mi się tam nie podoba. 70% mojej szafy pochodzi z second handów i są wiele lepszej jakości niż to, co możemy znaleźć w CH 😉

    Odpowiedz
  • Kas
    24 sierpnia 2018 at 22:48

    Ja pokochałam dres w wydaniu na plac zabaw i na bal. Może kiedyś mi przejdzie? uważam, ze ubrania kupowane przez internet, są lepsze gatunkowo, szczególnie te z niewielkich polskich firm. Wcale nie są jakoś droższe niż te w sieciówkach, biorąc pod uwagę czas jaki będą nam służyć i jakość. Ja kupuje już tylko on line. Chciałabym umieć robić zakupy w secon handach, ale nie umiem, czasem koleżanka coś mi wyszpera:) Ale tak naprawdę chciałam napisać, ze to zdjęcie, gdzie stoisz na drabinie, to jest mega i tez bym takie chciała?

    Odpowiedz

Napisz odpowiedź