„To szczególnie uderzające w odniesieniu do naszych dzieci: chcielibyśmy, by były Albertami Ensteinami czy Steve’ami Jobsami, ale nie chcemy, by podążały ich szaloną drogą”.*
Historie ludzi, którzy odnieśli sukces, pokazują, że odnieśli go nie dlatego, że przesiadywali godzinami nad lekcjami, dostawali najlepsze oceny ze wszystkich przedmiotów, czy brali udział we wszystkich możliwych zajęciach dodatkowych. Osiągnęli sukces dlatego, że byli sobą. Że nie podcięto im skrzydeł i pozwolono rozwinąć swój naturalny potencjał.
Jakiś czas temu recenzowałam Wam książkę Mikołaja Marceli pt. Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku? Książka w głównej mierze skupiała się edukacji, a więc na bardzo ważnym aspekcie nie tylko tego, kim w przyszłości będzie nasze dziecko, ale również, jakie będzie miało podejście do życia.
Kilka tygodni temu przedpremierowo dostałam od wydawnictwa kolejną książkę Mikołaja – Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem. Edukacja, w której dzieci same chcą się uczyć i rozwijać. I tak jak pierwszy tytuł bardzo szeroko otworzył mi oczy na polski system edukacji (pamiętacie, jak pisałam, że czytając tą ksiażkę, praktycznie na każdej stronie zaznaczałam sobie jakiś ważny fragment, do którego chciałabym wrócić?), tak drugi jest jej genialnym uzupełnieniem. I od teraz będę Wam je polecać wyłącznie w duecie.
Kiedy nie mieliśmy dostępu do wiedzy, bo żyliśmy na wsi albo w małych miasteczkach, gdzie nie było bibliotek, w domu książka była luksusem i nikt jeszcze nie słyszał o nowych mediach, a podróże odbywały się na niewielkich dystansach, szkoła była oknem na świat, dostarczała o nim informacji i tłumaczyła pojawiające się w nim zjawiska. Dziś dostęp do wiedzy i informacji o świecie jest powszechny. Mamy ich aż za wiele. Nie musimy wszyscy wiedzieć tego samego. Liczy się to, byśmy byli naprawdę kompetentni w jednej dziedzinie.
Myślicie, że takie kompetencje wymagają wykształcenia? W bardzo niewielu przypadkach. W większości najważniejsza jest pasja, entuzjazm, miłość do tego, co się robi. Dlatego tak ważna jest zmiana systemu edukacji. Ten, w obecnej formie, na pewno sprawdzał się w XIX-wiecznych Prusach, kiedy to został stworzony. Teraz jednak zdecydowanie potrzebujemy zupełnie innego podejścia. Powinniśmy zacząć mówić o celu edukacji nie w kategorii przekazywania wiedzy, zdobywania kompetencji czy doskonalenia umiejętności. Powinniśmy skupić się na rozwijaniu talentów i pasji. Nasze dzieci to prawdziwe bomby potencjału, z którego praktycznie nie korzystają. Który być może nigdy nie zostanie odkryty.
Z drugiej strony – miejcie na uwadze to, że Wasze dzieci wkroczą na rynek pracy za kilkanaście lat. A ten działa bardzo dynamicznie. Być może będą pracować w zawodach, które jeszcze nie powstały. Jak skostniały system edukacji może je przyuczyć do zawodu przyszłości? Nijak. Jeżeli nasze dzieciaki będą chciały odnaleźć się na rynku pracy, a przy tym być szczęśliwymi ludźmi, sami powinni mieć na siebie pomysł i stworzyć swoje miejsce pracy. Czy szkoła ich tego nauczy? Nie w takiej formie, jak obecnie funkcjonuje.
O tym, jak daleko od rzeczywistych wyzwań i potrzeb rynku pracy jest nasza edukacja, niech zaświadczy przygotowana na początku 2020 roku przez serwis Linkedin, lista dziesięciu umiejętności twardych i pięciu miękkich, które niemal na pewno pozwolą pracownikom na znalezienie zajęcia w nadchodzącym czasie. Jakie to zdolności? 1. Zarządzanie kryptowalutami, 2. Praca w chmurze obliczeniowej, 3. Rozumowanie analityczne, 4. Uczenie maszynowe, 5. UX desing, czyli projektowanie doświadczeń użutkownika, 6. Analiza biznesowa, 7. Marketing partnerski, 8. Sprzedaż, 9. Informatyka, 10. Produkcja wideo. Jeśli chodzi o umiejętności miękkie, oto top piątka zapotrzebowania rynku: 1. Kreatywność, 2. Perswazja, 3. Współpraca, 4. Adaptacyjność, 5. Inteligencja emocjonalna.
Mój bratanek obecnie ma 13 lat. Niezmiennie przeraża mnie to, że w szkole uczą go dokładnie tego samego, co mnie 21 lat temu. A wiecie, czego mnie nauczyła szkoła? Tego, że muszę wiedzieć wszystko, muszę być dobra we wszystkim, muszę ze wszystkiego mieć najlepsze oceny, żeby pokazać innym, że coś znaczę. Do czego mnie to doprowadziło? Do tego, że już jako dorosły człowiek zdawałam maturę z 6 przedmiotów. Wierzyłam wtedy, że to świadczy o mojej wartości. Co mi to dało? Poza tym, że po kilku latach takie podejście zmotywowało mnie do pójścia na terapię? Kompletnie nic.
Na szczęście powstaje coraz więcej szkół, które odcinają się od tego starego systemu. W książce Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem znajdziecie wiele przykładów takich placówek. Jak choćby Drumduan Upper School w Szkocji (zarządza nią aktorka Tilda Swinton), w której np. nie ma żadnych ocen. Zamiast tego uczniowie spisują swoje sukcesy na specjalnych, własnoręcznie wykonanych zeszytach, które często przypominają książki. Następnie służą one jako portfolia pokazywane podczas rekrutacji najlepszym uczelniom w Wielkiej Brytanii. Już teraz Uniwersytet Oksfordzki czeka na absolwentów Drumduan z otwartymi ramionami.
Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem nie tylko pokazuje, jak uczy się dziecięcy mózg, tłumaczy po co w ogóle się uczymy, od czego zależy motywacja wewnętrzna, jak powinno się rozwijać potencjał dzieci, ale przede wszystkim przedstawia praktyczne i proste rozwiązania, które każdy może wprowadzić w swoim domu lub w szkole. Pokazuje wiele praktycznych metod, modeli edukacji i sposobów do codziennego stosowania przez dzieci i rodziców. Potrzebujecie przykładu? Oto przykład.
Co w dzieciach zabija ciekawość świata?
- Pouczanie – ilekroć zarzucacie dzieci rozsądnymi argumentami albo przywołujecie je do porządku, w pewnym sensie zabijacie ich marzenia i niszczycie ich fantazję; porządnie wychowane dzieci dokładne wiedzą, co liczy się dla dorosłych, przestają natomiast wiedzieć, co liczy się dla nich.
- Nieustanne pokazywanie i tłumaczenie – pouczanie ich i ustalanie tego, co jest ważne, odbiera dzieciom ochotę do samodzielnych poszukiwań i hierarchizowania świata. Dzieci tak długo odkrywają świat, aż pokażemy im, jak coś funkcjonuje, co można z tym zrobić i jak rozkłada się na części. Pamiętajcie o tym w domu i szkole.
- Przywoływanie do porządku i próbka podporządkowania: okazuje się, że podporządkowaniu dzieci czesto towarzyszy nieprzystosowanie do życia, czasami nawet „kompulsywna uległość”, dlatego – jak pokazują badania przywoływane przez Alfiego Kohna – „pewien poziom oporu wobec władzy rodzicielskiej” może być „sygnałem pozytywnym”.
Pamiętajcie jednak, że ludzie są różni. Że nie każdy musi od razu być laureatem nagrody Nobla, próbować wynaleźć maszynę do teleportacji czy wysyłać rakiety poza naszą galaktykę. I tak samo różne są talenty, które możemy w sobie odkrywać.
Ta książka zdecydowanie pobudza do myślenia, do zadawania pytań, analizowania różnych scenariuszy. Po jej przeczytaniu zupełnie zmieni się Wasze podejście do systemu edukacji i w zupełnie inny sposób zaczniecie motywować Wasze dzieci do tego, żeby chciały się uczyć. Ja znów pozakreślałam sobie prawie całą książkę.
Książkę Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem. Edukacja w której dzieci same chcą się uczyć i rozwijać kupicie tutaj – Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem
–
No Comments