Niedawno mój jogin opowiadał, że dzień wcześniej prowadził jednorazowe zajęcia w przedszkolu i… jest w kompletnym szoku. Maluchy, kilkulatkowie, którzy powinni być bardzo giętcy, nie potrafili rękoma dotknąć swoich stóp. Był przerażony. Dodał, że nie wiedział, że jest aż tak źle. Kiedyś dzieciaki więcej się ruszały, spędzały całe dni na zabawie ruchowej. Teraz rodzice już od urodzenia zaburzają ten rozwój. Zamiast pozwolić dzieciom swobodnie poznawać swoje ciało na twardym podłożu, macie, kładą je na kocach, trzymają po kilka godzin dziennie w miękkich leżaczkach. Gdy dziecko samo nie siada, sadzają je w krzesełkach. Gdy samo nie chodzi, wkładają w chodzik, wsadzają na jeździki. A gdy maluch sam chce się wspinać po schodach, rodzic biegnie z odsieczą, bierze dziecko na ręce i zanosi na górę. Zamiast być obok, dopingować, wspierać.
Bardzo często rodzice sami nieświadomie zaburzają rozwój ruchowy swoich dzieci (bo spadnie, bo się przewróci, bo zrobi sobie krzywdę), a potem narzekają, że dziecko woli siedzieć w domu zapatrzone w niebieski ekran. A może byś zrobili nieco inaczej? Nie narzekajmy, tylko pokażmy dzieciom, że zabawy podwórkowe są fajne. A przecież my, dzieciaki wychowane w czasach PRL-u i na początku lat 90-tych, znamy je doskonale. I – nie wiem, czy wiecie – te zabawy miały na nasz rozwój ogromny wpływ. Kiedyś nie mieliśmy o tym pojęcia. Nie patrzeliśmy na nie pod kątem tego, czy są one rozwojowe, czy też nie. A zdecydowanie były.
W dzisiejszym wpisie chciałam przypomnieć kilka zabaw, które najbardziej utkwiły w mojej pamięci i uświadomić Wam, że zabawy naszego dzieciństwa wiele nas nauczyły. Ja zapamiętałam takie, które opisałam poniżej, być może Wy pamiętacie zupełnie inne zabawy. Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzach.
10 rozwojowych zabaw z czasów PRL-u, które utkwiły mi w pamięci
1. Krowa
Jedno dziecko zostaje krową i wystawia ręce w bok. Pozostałe dzieci chwytają za palce i wołają: „Jakie krowa daje mleko?” Dziecko będące krową odpowiada, wymieniając różne kolory. Jeśli powie białe, pozostałe dzieci uciekają, a ono je łapie. Złapane dziecko staje w rozkroku, inne mogą je wybawić przechodząc między nogami. Jeśli krowa złapie wszystkie dzieci następuje zamiana ról – ostatnio złapane zostaje krową-berkiem.
Czego uczy ta zabawa? Współdziałania (dzieci nie myślą tylko o sobie, ale też o tym, żeby pomóc innym), koncentracji (dzieci muszą się skupić na tym, co mówi krowa, aby zacząć uciekać, gdy usłyszą „białe”).
2. Kapsle
Ta gra ma wiele swoich odmian. Najpopularniejszą jest chyba wyścig po trasie.Rozgrywka polegała na na pstrykaniu palcami kapsli po narysowanej trasie, kto pierwszy do mety. Jeżeli kapsel wypadł z trasy, zaczynało się od nowa. Wnętrze kapsla czasem wyklejało się flagami albo po prostu plasteliną, żeby je obciążyć.
Czego uczy ta gra? Koordyncji ręka-oko, rywalizacji, umiejętności przegrywania/wygrywania, ćwiczy motorykę małą.
3. Strzelanie spluwkami
Kiedyś spluwki robiło się z długich rurek. Najczęściej były to rurki izolacyjne od jakichś przewodów, kupowane w sklepie elektrycznym. W szkole spluwki robiono z długopisów. Strzelano z nich kulkami z papieru. Na dworze czasem wykorzystywano małe owoce.
Czego uczy ta gra? Przede wszystkim celności. Można tę zabawę potraktować również jako ćwiczenie oddechowe.
4. Gra w państwa – wojnę
Gra polegała na narysowaniu dużego koła na kawałku w miarę ubitej ziemi.Koło dzieliło się na równe części (w zależności od ilości osób grających). Tymi częściami były państwa. Każdy z graczy stawał na terenie własnego państwa i wypowiadał wojnę przeciwnikowi. Gracz z państwa, któremu wypowiedziało się wojnę, chodził ze swojego pola i stawał obok koła. Wypowiadający wojnę stawał na terenie swojego państwa i rzucając nożem, scyzorykiem lub śrubokrętem wykonywał rzut w pole przeciwnika, atakował jego państwo. Jeśli rzucany przedmiot wbił się w ziemię, atakujący rysował linię wzdłuż wbitego ostrza przez całe pole, kroił państwo przeciwnika. Grę przegrywało się wtedy, gdy stopy w momencie oddawania rzutu wykraczały poza teren swojego państwa. Wygrywał natomiast ten zawodnik który, pozostał jako ostatni w grze i posiadł cały teren okręgu.
Czego uczy ta gra? Rywalizacji, współzawodnictwa, celności.
5. Baza
Miejsce spotkań, przesiadywań, a nawet i spania. Tworzone czasem z desek, czasem z koców, a czasem po prostu z tego, co znaleźliśmy. Najczęściej budowaliśmy je przy drzewie. Wtedy konstrukcja była najsolidniejsza. Drzewo stanowiło podpór na którym wszystko się opierało.
Czego uczy ta zabawa? Współdziałania, projektowania, konstruowania, integracji.
6. Podchody
To była moja ulubiona zabawa. Jako że mieszkaliśmy na wsi, to gra rozgrywała się nie tylko na terenie wsi, ale też na polnych drogach, łąkach i lasach. Gra polegała na szukaniu jednej grupy przez drugą. Grupa, która uciekała, zostawiała po drodze wskazówki i zadania do wykonania. Grupa pościgowa miała za zadanie dogonić grupę uciekającą przed dotarciem do wyznaczonego miejsca. Pomiędzy grupami była ustalona różnica czasu startu, umożliwiająca pogoń. Zazwyczaj w grupie pościgowej znajdowała się tez jedna osoba z grupy uciekającej, która sprawdzała, czy grupa pościgowa sumiennie wypełnia wszystkie zadania i nie oszukuje.
Czego uczy ta zabawa? Orientacji w terenie, integracji z innymi, zaufania do innych, poznawania okolicy.
7. Gra w klasy
Na chodniku kredą rysowało się pola gry. Do gry wykorzystywano również przeważnie kamyk, którym rzucało się w narysowaną na chodniku planszę. Kamyk zatrzymywał się na kolejnych cyfrach ponumerowanych pól. Zabawa polegała na tym, żeby celować nim w kolejne cyfry i przechodzić na kolejne pola przeskakując na nie w określony sposób (np. na jednej nodze).
Czego uczy ta gra? Współzawodnictwo, koordynacja ręka-oko, celność.
8. Gra w gumę
Zabawa polegała na przeskakiwaniu przez długa gumę, którą najczęściej trzymały dwie osoby (założoną na kostki, kolana, biodra, pas itp.). Skakało się przez nią w wymyślonych układach i powtarzało te układy przez kolejne osoby. Osoby grające wykonywały serie skoków przez gumę. Skoki i sposoby ich wykonania miały swoje nazewnictwo.
Czego uczy ta gra? Gibkości, stawiania sobie coraz trudniejszych celów.
9. Zabawa w chowanego i zaklepywanie na budce
To nie taka zwykła zabawa w chowanego. Osoba, która szukała, stała najpierw przy budce i liczyła do 10, 20, 30 – w zależności, jak się umówiliśmy. Gdy doliczyła do umówione liczby, zaczynała szukać. Jeżeli oddaliła się od budki, osoby, które się schowały, zaczynały wychodzić ze swoich kryjówek, aby jak najszybciej dobiec do budki (przed szukającym) i zaklepać się. Wtedy były bezpieczne. Jeżeli szukający zobaczył kogoś, dobiegał do budki i krzyczał „raz, dwa, trzy Witek/Janok” itp. Jeżeli chowający się dobiegł jako pierwszy, krzyczał „raz, dwa, trzy za siebie”.
Czego uczy ta zabawa? Przede wszystkim sprytu – żeby schować się tak, aby jednocześnie szukający nas nie zauważył i abyśmy mogli szybko dobiec przed nim do budki.
10. Chodzenie po krawężnikach, barierkach
Jak sama nazwa wskazuje, to chodzenie po wszelkich niskich ogrodzeniach. Zaczynało się na początku krawężnika/barierki. W myśl zasady „jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz” – gdy się spadło, zaczynało się od początku.
Czego uczy ta gra? Przede wszystkim równowagi, ale również tego, aby się nie poddawać, tylko zawsze dążyć do upragnionego celu.
A Wy jakie pamiętacie jeszcze gry podwórkowe z czasów Waszego dzieciństwa? A może wiążą się z nimi jakies historie, które utkwiły Wam w pamięci?
6 komentarzy
Margo
14 czerwca 2019 at 00:03Ja pamiętam zabawę w „cztery kąty i pies piaty” 🙂 Cztery osoby na rogach kwadratowej piaskownicy i piąta w samym środeczku. Osoby na murku zamieniały się miejscami tak żeby środkowy gracz nie zajął ich pozycji. Komu nie udało się dobiec na czas zostawał w środku. Trudność tej gry tkwiła nie tylko w zmienianiu się na wąskich murkach ale też w szybkim bieganiu po piachu 🙂
Marta
13 czerwca 2019 at 00:01A jakie były możliwości tych gier i modyfikacje . Ja najmilej wspominam państwa-wojnę. U nas wypowiadając wojnę rzucało sie patyk w przeciwną stronę temu wywołanemu- on biegł po ten patyk, reszta uciekała w przeciwnym kierunku. Wywołany gdy już dobiegł do patyka krzyczał stop i wybierał osobę którą ma najbliżej , stwierdzał ile kroków do tej osoby ma( były to duże kroki słoniowe i małe mrówcze), następnie robił te kroki(koniecznie przechodząc tylko przez swoje terytorium) i próbował rzucić w tą osobe patykiem- jesli trafił zabierał jej część terytorium, jeśli nie trafił- zabierano jemu. Może to troche skomplikowanie brzmi ale trudne nie bylo, dawalo mnóstwo frajdy i ile uczylo… A druga zabawa miała dość kolokwialna nazwę której może nie przytocze ale byl to spolszczony baseball tylko z płaskim kijkiem 🙂
Winia
12 czerwca 2019 at 23:23U nas jeszcze całym podworkiem bawiliśmy się w sobotę gary (znam też pod nazwą tłuczone szklanki). Bawili się od 1 klasy po licealistow:). I jeszcze , mamo mamo ile kroków do Ciebie ale to młodsze dzieci.
A podpowiem by przy taki zabawach jak krowa czy nerek zaczarowany gdzie przechodzi się pod nogami dziecka w rozkroku warto uczyć przejście od przodu dziecka stojącego. Ze względów bezpieczeństwa szczególnie gdy więcej dzieci się bawi. Po pierwsze dziecko datowane widzi że jest datowane A po drugie nie ma zagrożenia że ktoś uderzy w kolano i one się ugnal i dziecko się lrzewoci do tyłu lub usiądzie na to pod spodem:) i przy większej ilości dzieci nie ma ryzyka zdezenja się głowa przed 2 dzieci chcących ratować jedno:)
Patrycja
12 czerwca 2019 at 15:17Mamo mamo ile kroków do Ciebie !, Baba-jaga patrzy! Gra w szczura, kwadrant (czy jakoś tak), chowanego (w wakacje zawsze wieczorami), kino oczko, pomidor, guma, na trzepaku cuda wianki ? skakanka, zabieralo sie kartony puste że sklepów i robiło bazy i meble do bazy ? dużo tego było 😉
Kasia
11 czerwca 2019 at 16:44Ale zabaw się przypomniało, aż się łezka w oku zakręciła 😉 może nie z czasów PRL, ale z lat 90 pamiętam bawiło się jeszcze w „zbijaka” ew. dwa ognie, czarne piwko na przeciwko czy nieśmiertelne zabawy na trzepaku 😀
Radek
23 marca 2020 at 17:28Ja uwielbialem grac w noża,wykonywalo sie różne ustalone zadania tak.aby nóż utkwił w piasku.
Gra monetami w dołek,sciankę, dmuchawkę.