Menu
Porady

Jak wygląda wizyta u logopedy i czy należy się jej bać?

Każdy rodzic doskonale wie, że logopeda to taki potwór, który cukierkami zwabia do siebie dzieci, a potem obdziera je ze skóry i pożera. Nie? Nie jest potworem? Nie zjada dzieci? To jak wygląda wizyta u logopedy Waszym zdaniem? Dlaczego się go boicie? I dlaczego uważacie, że nie ma sensu iść z dzieckiem do logopedy, gdy ma problemy z mową?

Bo wyrośnie?

A co jeśli nie?

Jesteście w stanie wziąć na klatę konsekwencje zbyt późnej terapii?

I po co czekać, skoro w prosty i przyjemny sposób można przenieść komunikację między Wami na wyższy poziom?

Pod moim ostatnim wpisem dotyczącym rozwoju mowy pojawiło się mnóstwo komentarzy. Część z nich było bardzo sceptycznie nastawionych do terapii logopedycznej. Na początku odpisywałam. Potem stwierdziłam, że nie ma sensu kopać się z koniem. Tym bardziej, że odzywały się tam osoby, dla których istnieje tylko jedna racja („nawet jak twoja jest racja, to moja jest mojsza niż twojsza” – Dzień świra).

Odezwała się do mnie jednak wczoraj Agnieszka z bloga Prettypleasure.com, dziękując mi za ten wpis. Zmobilizował on ją do pójścia z dzieckiem do logopedy. Jej syn niedawno skończył dwa lata i mówi sporo, ale wyłącznie po swojemu. Logopeda wyłapał dwie rzeczy, które mogą przeszkadzać mu w rozkręceniu się z mową. Pierwszą z nich są zbyt krótkie wędzidełka (do podcięcia), a drugą to, że rodzice rozumieją go bez mówienia, przez co maluch się rozleniwił i nie ma motywacji do mówienia. O ile pierwszej rzeczy sami nie byli w stanie sprawdzić, o tyle na drugi trop mogli wpaść. Prawda? No, niekoniecznie. Właśnie od tego jest logopeda. Logopeda zauważa rzeczy, których rodzic nie widzi. Rodzic pytając dziecko, czy chce banana, nie zastanawia się nad tym, czy poprawnie skonstruował pytanie. Maluch skinie głową albo wyciągnie rękę i rodzic wie, o co chodzi. Dziecko dostaje to, co chciało, a rodzic cieszy się, że potrafią się komunikować. Tylko że to w żaden sposób nie zachęca dziecka do mówienia. W tym przypadku lepsze byłoby pytanie „co ci podać?” albo „chcesz banana czy jabłko?”. Właśnie od takich wskazówek jest logopeda.

Jeżeli nadal boicie się tego logopedycznego potwora, opiszę Wam dokładnie, jak wygląda pierwsza wizyta, czego możecie się spodziewać i na co przygotować.

Jak wygląda wizyta u logopedy?

Wizyta zacznie się od przeprowadzenia wywiadu z rodzicem. W tym czasie najprawdopodobniej dziecko dostanie jakieś zabawki, żeby przez chwilę zajęło się sobą i oswoiło z nowym miejscem. Logopeda zapyta rodzica o:

  • środowisko, w jakim wychowuje się dziecko – wykształcenie rodziców, rodzeństwo, warunki bytowe itp.;
  • przebieg ciąży – która ciąża, czy była leżąca, jakie matka przyjmowała leki w czasie ciąży (nospa np. obniża napięcie mięśniowe), czy zakończyła się o czasie, czy przedwcześnie;
  • poród – w jaki sposób dziecko przyszło na świat, ile otrzymało punktów w skali Apgar, jaką miało wagę;
  • rozwój fizyczny dziecka – czy dziecko rozwijało się harmonijnie (pełzanie, raczkowanie z siadaniem, wstawanie, chodzenie), w jakim wieku nabywało poszczególne umiejętności;
  • rozwój mowy dziecka – kiedy dziecko zaczęło gaworzyć, naśladować odgłosy, wypowiadać pierwsze świadome wyrazy, budować zdania itp.;
  • środowisko przedszkolne lub szkolne dziecka (w zależności od wieku);
  • zainteresowania, charakter dziecka

Po przeprowadzeniu wywiadu z rodzicem, logopeda będzie chciał poznać bliżej dziecko. Sprawdzi:

  • w jaki sposób dziecko porozumiewa się z otoczeniem;
  • jaki jest jego zasób słów (mowa czynna i bierna), poprawność używania form gramatycznych (w zależności od wieku dziecka);
  • jak wygląda jego ekspresja oraz oddech podczas mówienia;
  • sprawność języka, warg, podniebienia;
  • w jaki sposób dziecko wymawia poszczególne głoski.

I tyle. Już wiecie, jak wygląda wizyta u logopedy. I to wszystko zostanie sprawdzone w formie zabawy. Serio, serio. Chyba nie wygląda to tak strasznie, prawda?

Jeżeli Wasze dziecko ma problemy z mową, idźcie z nim do logopedy. Naprawdę, to w żaden sposób Wam nie zaszkodzi, a może tylko pomóc.

O autorze

Cześć, jestem Wiola i jestem matką wariatką. Matką dwóch małych wariatów, autorką książki dla dzieci (od której dzieci nie uciekają), neurologopedą. Codziennie nadzoruję domowym cyrkiem, animuję rodzinną rzeczywistość, a w międzyczasie bloguję i próbuję się wyspać. Na blogu pokazuję, co warto kupić, gdzie warto wybrać się z dzieckiem (i bez dziecka). Czasem też trochę się wymądrzam. Rozgośćcie się. Kawy, herbaty, wina?

3 komentarze

  • pat
    28 stycznia 2017 at 20:15

    To Ty? ? boskie zdjęcie!

    Odpowiedz
    • Wiola
      28 stycznia 2017 at 20:31

      Dzięki. Sama robiłam. 🙂

      Odpowiedz

Napisz odpowiedź