Menu
lifestyle / matka / Podróże

Czy floating rzeczywiście relaksuje? Niekoniecznie

Kojarzycie sceny w filmach lub serialach, gdzie jeden z bohaterów zamykany jest w zbiorniku odcinającym go od wszelkich zmysłów? W zależności o serialu, ma to różne cele. Np. w „Stranger Things” Jedenastka zanurzyła się w zbiorniku deprywacyjnym, aby zwiększyć poziom swoich nadprzyrodzonych mocy. W weekend zabrałam Grześka na weekend bez dzieci, wypełniony atrakcjami wyłącznie dla dorosłych. Jedną z nich był właśnie floating. Nie będę Wam opisywać, gdzie dokładnie byliśmy. Nie chcę skrytykować jednego miejsca, ponieważ pan, który nas obsługiwał, był naprawdę kompetentny. Chciałabym jednak uczulić Was, że oczekiwania odnośnie floatingu mogą przerosnąć efekty takiego zabiegu.

Co to jest floating?

Mówiąc w skrócie, jest to odcięcie się od bodźców zewnętrznych w specjalnie przygotowanej do tego kapsule. Sam floating to dosyć nowa nazwa. W latach 50-tych pierwszy raz stworzono zbiornik do deprywacji sensorycznej (odcięcia się od bodźców), nazywając go zbiornikiem izolacyjnym.

Kapsuła do floatingu wypełniona jest wodą (wysokość wody – ok 30 cm) z wysoko stężonym roztworem soli Epsom – dzięki temu ciało swobodnie unosi się na powierzchni (podobnie jak w Morzu Martwym). Temperatura wody i powietrza jest taka jak temperatura ciała, więc po zanurzeniu się w roztworze mamy wrażenie, jakbyśmy lewitowali.

Jak to działa?

Aktywność lewej półkuli zostaje spowolniona, dzięki temu synchronizuje się z półkulą prawą. Mimo to mózg pozostaje aktywny i wytwarza ogromne ilości serotoniny i endorfin, tzw. hormonów szczęścia. Ponadto terapia floatingowa powoduje, że redukowany jest hormon stresu, co umożliwia pełną relaksację. W czasie zabiegu w BBS Floating mózg zmienia swoją aktywność z fazy Alfa na Theta, jest to stadium, kiedy człowiek zapada w sen i jest w stanie odpowiadającym medytacji, transu, hipnozy, intensywnego marzenia i silnych emocji. Buddyjscy mnisi taki stan osiągają po kilkugodzinnych medytacjach, natomiast w kapsule taki efekt możliwy jest już po chwili zabiegu.

źródło: bbsfloating.pl

Naturalnie – ciężko byłoby odciąć się od wszystkich bodźców, ale już ograniczenie ich do minimum pozwala wprowadzić nasz mózg na zupełnie nowy poziom. Teoretycznie w kapsule floatingowej powinniśmy nic nie widzieć, słyszeć jedynie własny oddech i szum krwi w uszach, nie odczuwać tarcia spowodowanego kontaktem z ubraniem, przestać czuć siłę grawitacji, temperaturę powietrza i wody, w której jesteśmy zanurzeni. A jak to wyglądało w praktyce?

Jak wygląda wizyta w kapsule floatingowej?

Wybierając się na wizytę w kapsule floatingowej, poinformowano nas, że powinniśmy mieć ze sobą kostiumy kąpielowe/kąpielówki i klapki. Na miejscu dostaliśmy również ręczniki. Pan wprowadzający nas do pomieszczeń z kapsułami, poinformował nas krótko, w jaki sposób działa floating, polecił opłukać się pod prysznicem, a po zanurzeniu się w roztworze w kapsule rozluźnić przede wszystkim odcinek szyjny i pozwolić na to, aby roztwór zalał nam uszy (odcięcie się od bodźców dźwiękowych).

Gdy pan wyszedł, wskoczyłam w kostiumie pod prysznic, a potem władowałam się do kapsuły. Na początku, znając temperaturę wody, bałam się, że będzie mi w niej zimno. Jestem zmarzluchem i zawsze kąpię się w bardzo ciepłej wodzie. Dodam też, że boję się małych, zamkniętych pomieszczeń i nie umiem pływać. Zaufałam jednak panu, który przekonywał mnie, że się nie utopię (niektórzy zasypiają w kapsule) i nie uduszę (wskazał wlot powietrza, więc byłam spokojna). Udało mi się ułożyć bezwładnie na wodzie i rozluźnić odcinek szyjny, zalewając uszy. Pierwsze wrażenie super – ja latam! Potem było już jednak nieco gorzej.

Pierwszą rzeczą, która zaczęła mi przeszkadzać było to, że nie mogłam odciąć się od bodźców słuchowych. Niby powinnam słyszeć bicie swojego serca. Ja jednak słyszałam, że kapsuła buczy. Nie wiem, czy to był dźwięk jakiejś pompy czy czegoś innego. Buczało mi coś za głową. Grzesiek, będący w drugiej kapsule, mówił, że on nie słyszał buczenia, więc nie wiem od czego to zależy. Po chwili zaczął boleć mnie kark. Jak już zaczął, to nie chciał przestać. Co ciekawe – również Grześka zaczął boleć kark. Ja wiem, że pracujemy przy komputerze, że mamy te karki spięte, ale myślałam, że podczas takiej lewitacji nie będziemy odczuwali żadnego bólu. Kolejną rzeczą, która zaczęła mnie denerwować, było to, że co chwilę wpadałam na jakąś ściankę kapsuły. Jestem drobną osobą (160 cm, 47 kg), a mimo tego miałam wrażenie, że kapsuła jest dla mnie za mała. Miałam odciąć się od bodźców dotykowych, a ja co chwilę puk o któryś bok. Po mniej więcej 10 minutach zaczęłam odczuwać swędzenie (głównie kolan i narządów intymnych). Nie wiedziałam, że mam te miejsca w jakikolwiek sposób przesuszone, a swędzenie stawało się nie do zniesienia. Poleżałam jeszcze kolejne 10 minut, ale gdy w pewnym momencie moje ciało znów dopłynęło do boku, z góry ścinaki spadła mi na twarz kropla skroplonego roztworu. Przepłynęła przez oczodół (oko na szczęście było zamknięte) i dopłynęła w okolice ust, przedostając się do środka. Było to tak niedobre, a ja byłam zmęczona bólem karku i poirytowana swędzeniem, że stwierdziłam, że koniec zabawy i wyszłam. Wzięłam długi prysznic (ciężko jest się pozbyć tego roztworu) i czekałam na Grześka. Czytałam, że po zabiegu skóra jest jędrna, nawilżona i wygładzona. Moja zdecydowanie nie była nawilżona. Włosy były suche jak siano, a następnego dnia miałam okropnie przesuszoną skórę nóg.

Podsumowując – żadne z nas nie poczuło głębokiej relaksacji, nie udało nam się odciąć od zmysłów (wzrok – konieczność zamykania oczu; słuch – buczenie kapsuły; węch – bez zastrzeżeń; dotyk – wpadanie na ścianki; smak – chcąc nie chcąc spróbowałam, jak smakuje roztwór soli Epsom).

O autorze

Cześć, jestem Wiola i jestem matką wariatką. Matką dwóch małych wariatów, autorką książki dla dzieci (od której dzieci nie uciekają), neurologopedą. Codziennie nadzoruję domowym cyrkiem, animuję rodzinną rzeczywistość, a w międzyczasie bloguję i próbuję się wyspać. Na blogu pokazuję, co warto kupić, gdzie warto wybrać się z dzieckiem (i bez dziecka). Czasem też trochę się wymądrzam. Rozgośćcie się. Kawy, herbaty, wina?

2 komentarze

  • Fanka floatingu
    9 kwietnia 2020 at 18:41

    Co prawda, z opóźnieniem rocznym, ale zgadzam się z wszystkim tym, co napisał mój przedmówca. Pracuję w miejscu, gdzie jest floating i doskonale zdajemy sobie sprawę, że dla osoby, która przychodzi pierwszy raz, może być to doświadczenie dziwne, czasami wręcz niekomfortowe. Dlatego prosimy nowych klientów, aby przyszli 15 min przed rozpoczęciem sesji. Wtedy mamy czas, aby wszystko opowiedzieć i udzielić wskazówek (m.in. takich, jakie podała Stacja Lewitacja w komentarzu powyżej). Ból karku przydarza się większości klientów, wynika to z dwóch rzeczy: albo na co dzień bardzo spinamy mięśnie karku, albo po prostu obawiamy się położyć głowę na wodzie i całkowicie „oddać jej kontrolę”. Wtedy można u nas skorzystać ze specjalnej, piankowej podpórki pod głowę albo faktycznie złożyć pod nią ręce. Dodatkowo, za pierwszym razem rzadko komu udaje się w pełni zrelaksować, odciąć. Większość osób jest zbyt podekscytowanych tym nowym doświadczeniem, nie posiadają także jeszcze umiejętności wyciszenia swojego ciała. Ogólnie to temat rzeka. Dlatego również po zakończeniu sesji robimy klientom kawę/herbatę i rozmawiamy o doświadczeniach. Wtedy też możemy wyłapać, jeżeli z jakiegoś powodu klient zniechęcił się do floatingu. W większości przypadków nasze dodatkowe porady i wytłumaczenie zjawiska skłaniają do ponownego spróbowania. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że po setkach klientów, jakie obsługiwałam, bardzo niewielu całkowicie odcięło się za pierwszym razem i najczęściej były to osoby bardzo zapracowane, mało śpiące na co dzień. Bardzo polecam regularne korzystanie z floatingu, to naprawdę niesamowicie podnosi komfort życia 🙂

    Odpowiedz
  • Stacja Lewitacja
    20 marca 2019 at 13:03

    Z opisu Pani wrażeń wynika kilka spraw. Po pierwsze, nie została Pani właściwie przygotowana do sesji . Sesję floatingu najlepiej jest odbywać nago, unikamy wtedy nacisku kostiumu kąpielowego na ciało i ocierania się soli o skórę ( możliwa przyczyna swędzenia) Dzień przed sesją floatingu należy unikać golenia i depilacji ( kolejna możliwa przyczyna odczuwanego dyskomfortu). Możliwe też, że problemy ze skórą i włosami pojawiły się z powodu używania w tym lokalu niecertyfikowanej soli Epsom. Przykre to, ale niektórzy właściciele float spa używają nie oczyszczonej kosmetycznej soli Epsom, tylko tańszego zamiennika, stosowanego w ogrodnictwie! Kolejna sprawa, o której Pani wspomina to przeszkadzające dźwięki w kabinie. Z opisu wynika, że kabina była niewłaściwie wyciszona. Ponadto, w większości float spa proponuje się klientom korki do uszu. Zapobiega to zalewaniu uszu solanką i dodatkowo wytłumia dźwięki. Kapiąca na twarz solanka ( co jest faktycznie bardzo irytujące i kompletnie niweczy zamierzony efekt relaksu) to kolejny sygnał, że kabina była wadliwie zamontowana – w prawidłowo wykonanej kabinie znajduje się gruba warstwa izolacyjna, która uniemożliwia skraplanie się solanki. Pisze też Pani o bólu mięśni karku. Pracownik float spa powinien Panią poinformować, że układając ręce nad głową, lub splatając je na karku automatycznie rozluźniamy bolące mięśnie ( podstawowa informacja dla osób floatujących pierwszy raz!). Kolejna rzecz to dryfowanie w kabinie- jest to naturalne, ciało porusza się w cieczy wraz z oddechem, ale ważne jest, żeby wchodzić i poruszać się w kabinie powoli, tak żeby nie rozkołysać nadmiernie solanki. W przeciwnym wypadku dzieje się to, co Pani opisała- irytujące obijanie się o ściany kabiny. Ponadto, istnieją różne typy kabin floatingowych – są kapsuły zamykane od góry i sporo większe kabiny floatingowe z wejściem w ścianie bocznej, preferowane przez większość osób.
    Podsumowując, miała Pani pecha trafić na float spa z kiepsko przeszkoloną obsługą i nie najlepszym sprzętem. Mimo wszystko, zachęcam do ponownej próby w sprawdzonym miejscu z dobrymi opiniami, gdzie powyższe sytuacje nie mają prawa mieć miejsca. Pozdrawiam, A.F.

    Odpowiedz

Napisz odpowiedź